Walka Tomasza Adamka z Wiaczesławem Głaskowem miała być dla polskiego pięściarza jedną z ostatnich szans walki o pas w królewskiej kategorii ciężkiej. Wygląda jednak na to, że popularny „Góral” walkę o pas będzie musiał zachować w sferze marzeń i na sportową emeryturę „wróci do hal”.
Walka od samego początku wydawała się nie układać po myśli naszego pięściarza, choć w jego narożniku panował spokój. W pierwszych rundach Polak zaskoczył swoich fanów małą ilością ciosów na korpus. Głaskow doskonale osłaniał się przed ciosami prawą ręką, co osłabiało siłę wyprowadzanych ciosów. Nie pomagały nawet prowokacje ze strony Górala, który opuszczając lewą dłoń był w stanie jedynie prowokować, co skutkowało wyprowadzaniem prawych prostych dochodzących celu. Mimo to w narożniku naszego Mistrza z Gilowic nie działo się nic, co pozwalałoby mieć nadzieję na zmianę niekorzystnego obrazu walki.
Tłumnie zgromadzona na hali publiczność widziała ludzi jakby z dwóch różnych bokserskich światów. Z jednej strony stał młody głodny sukcesu zawodnik – z drugiej znajdował się doświadczony, choć walczący jedynie zrywami, zawodnik marzący o tym, by zajść na bokserskie szczyty i to na nich zakończyć karierę. Wydaję się, iż podobne wrażenie odnieśli sędziowie punktujący tę walkę, co znalazło swoje odbicie w ich punktacji:
117:110
117:111
116:112
Wydaję się, że ta porażka ewidentnie przesądza o dalszej przyszłości jednego z najwybitniejszych polskich bokserów, który nie tylko pożegnał się z marzeniami o królestwie w wadze ciężkiej, ale jak się może wydawać, nie pozostawił sobie innej możliwości niż doczekanie do sportowej emerytury na polskim podwórku. Parafrazując góralską piosenkę: Góralowi zrobiło się żal, zanim odwiesi rękawicę na kołku prawdopodobnie wróci do hal.
Szymon LIPIŃSKI
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.