Trzydzieści kolejek za nami, ale wciąż nie znamy mistrza kraju. Pora na drugą część sezonu, po której będzie można pokusić się o szerszą ocenę reformy wprowadzonej przed rokiem. Argumenty do dyskusji można wyłożyć na stół już teraz, bo bez względu na końcowy rezultat będę one miały wpływ na końcowy rezultat.
Zwolennikiem reformy nie byłem i nadal nie jestem, choć wiem, że poznamy ją dopiero po owocach. Takimi ma być postęp polskich klubów w europejskich pucharach. Chciałbym wreszcie uwierzyć, że awans do Ligi Mistrzów jest możliwy, ale powodów do optymizmu jest niewiele. Na temat szans naszych przyszłych reprezentantów nawet nie chcą wypowiadać się kandydaci. Na razie to tylko kandydaci, bo reforma może wiele namieszać. Pewnie po obronę tytułu zmierza Legia Warszawa, a największe szanse na drugie miejsce ma Lech Poznań. Nie wynika to tylko z przewagi tych drużyn, ale przede wszystkim z formy, ocenianej na tle innych jako świetna.
Jednym z argumentów osób popierających reformę była atrakcyjność ligi. Na razie trudno mi ją sobie wyobrazić, bo ta ostatnio wyraźnie spadła. To zasługa klubów, którym nie chciało się grać nawet 30 kolejek. Najlepszymi przykładami są Wisła Kraków iGórnik Zabrze. Gdyby stworzyć tabelę po ostatnich pięciu seriach, to wynik byłby bezlitosny. Na szesnastej pozycji z jednym punktem na koncie byliby podopieczni Franciszka Smudy, a dwie lokaty wyżej piłkarze, którzy trenerów mają w nadmiarze. Te zespoły przedzielałaby Jagiellonia Białystok – zespół walczący do samego końca o miejsce w czołowej ósemce. Po podziale punktów ta niemoc nie będzie miała większego znaczenia. Wisła i Górnik mają szansę na puchary tylko dzięki reformie. Pewnie zwolennicy powiedzą, że przecież bez formy nie wywalczą miejsca w czołowej trójce, ale skoro grają tak słabo, to po co oglądać ich męczarnie w kolejnych spotkaniach? Z taką dyspozycją obie ekipy będą chłopcami do bicia.
Rzutem na taśmę miejsce w ósemce zapewniła sobie Lechia Gdańsk. Ani ona, ani pozostałe drużyny walczące o pozycję w gronie lepszych drużyn, w ostatniej kolejce nie prezentowały się najlepiej. Wszystkim zabrakło determinacji, choć groził im spadek na dziewiąte i dziesiąte miejsce. Tylko niekorzystny bilans w bezpośrednich meczach zepchnął Cracovię na pierwsze miejsce w grupie B. Prowadzeni przez Wojciecha Stawowego piłkarze mogli spać spokojnie, a teraz dzieli ich od strefy spadkowej pięć punktów. Możliwość opuszczenia ligi istnieje, choć trudno w nią uwierzyć. To Cracovia powinna rozdawać karty wśród zespołów, które mogą Ekstraklasę opuścić. Walka w gronie najsłabszych drużyn może być zacięta, a poziom wyjątkowy niski. Mecze Piasta Gliwice,Widzewa Łódź czy Podbeskidzia Bielsko-Biała nie przyciągają tłumów na stadiony i przed telewizory. Może stawka będzie wyższa niż zazwyczaj, ale piłkarze wciąż będą Ci sami.
Z zainteresowaniem będą oglądał mecze w czołowej ósemce, choć będę unikał tych, gdzie występuje Górnik. Co tydzień spojrzę także na wyniki spotkań w grupie B, bo interesuje mnie, kto spadnie z ligi. Nie sądzę, żebym skusił się na oglądanie starć o utrzymanie w telewizji. Zastanawiam się, ile drużyn z grupy A odpuści sobie dalszą grę i ile z tych, które szybko wywalczą silną pozycję w grupie B straci motywację. Na razie na czarnej liście są zespoły z Krakowa i Zabrza. Te kluby za reformę powinny dziękować – tylko dzięki niej ich sezon jeszcze nie został stracony.
Jarek WIĘCŁAWSKI
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.