„Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. (…) My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor.” – powiedział zdecydowanym głosem Józef Beck. W jednej chwili sala sejmowa zatrzęsła się w posadach od rozlegających się oklasków. Był 5. maja 1939 roku. Ostatni gwóźdź do trumny z Polską został przybity…
Urząd ministra spraw zagranicznych pułkownik Józef Beck, piłsudczyk z krwi i kości, objął w listopadzie 1932 roku i sprawował go nieprzerwanie przez niespełna siedem lat. Od początku podstawowym założeniem swej polityki uczynił tzw. utrzymywanie równych odległości pomiędzy dwoma potężnymi sąsiadami: Niemcami i Związkiem Sowieckim, przy jednoczesnym szukaniu sojusznika na Wyspach Brytyjskich. Koncepcja ta, mówiąc delikatnie, była wypaczeniem myśli Józefa Piłsudskiego. Marszałek nigdy nie zdecydowałby się na obranie jednej taktyki i bierne oczekiwanie na rozwój wydarzeń. Fakt, że idea „równych odległości” była mu obca, potwierdza choćby złożenie przezeń Francuzom propozycji wojny prewencyjnej przeciw Niemcom. Beck nigdy nie odważyłby się na coś takiego. Wybrał jedną drogę i przegrał, pytanie tylko: dlaczego?
Otóż skomplikowana sytuacja w Europie Środkowo-Wschodniej musiała prędzej czy później doprowadzić do wybuchu wojny w tym rejonie. Upraszczając, możliwości były trzy: Polska z Niemcami zaatakuje ZSRS, Sowieci z Polską napadną na Niemcy, Niemcy z Sowietami zniszczą Polskę. Beck swoją polityką doprowadził do tego ostatniego rozwiązania. Czy miał inne wyjście? Oczywiście. Co prawda Sowieci nie wykazywali chęci do sojuszu z „faszystowską i burżuazyjną” Polszą, ale Hitler… Hitler był najbardziej propolskim politykiem niemieckim w całym 20-leciu międzywojennym , co wynikało z jego pochodzenia. Jako Austriak nie miał jakichkolwiek uprzedzeń do Polaków (w odróżnieniu od pruskich junkrów), podziwiał nas za waleczność i zatrzymanie bolszewizmu. Pierwszym symptomem jego pozytywnego stosunku do Polski był pakt o nieagresji zawarty w styczniu 1934 roku. Kolejne cztery lata upłynęły w przyjaznej i quasi-sojuszniczej atmosferze. Gdy po zajęciu przez Niemcy Sudetenlandu w 1938 roku polskie wojska przekroczyły Olzę, cały świat pewien był, iż stało się to w wyniku harmonijnej współpracy obu państw. Hitler zauważył, że ma szansę zdobyć sojusznika w walce z bolszewizmem. Złożył propozycję: Gdańsk i eksterytorialna autostrada przez tzw. Korytarz. Beck krótko udawał, że się waha, że wciąż myśli, aż w końcu powiedział zdecydowane: Nie!
Trudno znaleźć po stronie polskiego ministra jakiekolwiek argumenty za taką, a nie inną decyzją. Gdańsk, czy tego chcemy, czy nie, nie był przecież polski, ale miał status „wolnego miasta”. Hitler zapewnił, że Polska zachowa w nim swe dotychczasowe przywileje, a więc de facto nic nie uległoby zmianie. Jeśli chodzi o korytarz, owszem, byłoby to ustępstwo, ale czy aż tak kosztowne w porównaniu z żyznymi ziemiami Ukrainy?! Nie tracąc skrawka własnego terytorium, odzyskalibyśmy dużą część dziedzictwa Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Nawet jeśli ostatecznie sojusz polsko-niemiecki przegrałby te wojnę, to Polska co najwyżej podzieliłaby los Węgier czy Finlandii, a z pewnością udałoby się zaoszczędzić zniszczeń i strat (nie byłoby przecież kampanii wrześniowej ani okupacji niemieckiej, w każdym razie nie tak długiej i nie tak krwawej).
Cegiełkę do tragicznego w skutkach wyboru Becka dołożyli również Brytyjczycy. Ich premier – Neville Chamberlain – polityk wbrew pozorom genialny, chcąc skierować pierwsze uderzenie Hitlera na Wschód i tym samym zyskać na czasie, aby odbudować praktycznie nieistniejącą armię, 31. marca 1939 roku zapewnił, iż pomoże Polsce w razie agresji niemieckiej. Beck, ponoć naiwny i bardzo podatny na pochlebstwa, w kilka dni później dumnie przybył do Londynu, by udzielić zwrotnych gwarancji potężnemu Zjednoczonemu Królestwu, wyobrażając sobie zapewne Home Fleet wpływającą do portu w Gdyni i samoloty RAF-u atakujące niemieckie miasta wraz z polskimi Łosiami. Zupełnie zapomniał o tym, że Wielka Brytania nie ma sojuszników, ale interesy…
Podsumowując, politykę Becka należy ocenić negatywnie, choćby z tego powodu, że była po prostu nieskuteczna. Dziś wielu wspomina z nostalgią jego słowa o honorze, jednak ci sami ludzie nie potrafią zrozumieć, że honor jako pojęcie na arenie międzynarodowej nie występuje. Ropa, pieniądze, zasoby ludzkie, wreszcie armia – to są czynniki decydujące o pozycji kraju i działaniach polityków. Ponadto honor nie jest wcale rzeczą bezcenną, Polska zapłaciła za niego śmiercią około 5,5 milionów ludzi. Moim zdaniem wątpliwie uratowany honor nie jest wart śmierci nawet jednego człowieka…
Patryk HALCZAK
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.