Małe może być wielkie

Nie ma nic niezwykłego w tym, że największe kluby piłkarskie wywodzą się z dużych metropolii. Spoglądając na czołówki tabel najmocniejszych lig, próżno szukać nazw miast, w których liczba mieszkańców nie jest liczona w co najmniej setkach tysięcy. Drużyny z mniejszych miejscowości marzą o możliwości rywalizacji z najlepszymi, jednak najczęściej na marzeniach się kończy. W ostatnich latach coraz więcej klubów z niewielkich ośrodków awansuje do najwyższych lig, nawet w tych najbardziej znanych krajach. Zdarza im się nawet zdobywać trofea, a kibice chcą, żeby przygoda ich ulubieńców w elicie nigdy się nie skończyła.

Fot. dbtv.no

Fot. dbtv.no

Taką wspaniałą przygodę przeżywa obecnie hiszpański SD Eibar, beniaminek Primera Division. Po latach balansowania pomiędzy drugą a trzecią ligą klub z 27-tysięcznego miasteczka, pomimo jednego z najniższych budżetów w lidze, awansował do ekstraklasy,. To właśnie finanse mogły przekreślić szanse Eibar na grę w Primera Division, gdyż ich budżet był za niski, by spełnić wymogi licencyjne. Na pomoc przybyli jednak kibice z całego świata, którzy zebrali brakujące 1,7 mln euro. Piłkarze z Kraju Basków okazują im teraz wdzięczność. Pomimo przedsezonowych przewidywań Eibar nie jest outsiderem i zajmuje obecnie miejsce w środku tabeli.

Kibice hiszpańskiego zespołu na pewno chcą, żeby obecny sezon nie był jednorazowym pobytem w piłkarskim raju. Przykładem dla Eibar jest na pewno drużyna TSG Hoffenheim z niewiele większego niż baskijskie miasteczko Sinsheim. Zespół „Wieśniaków” awansował do Bundesligi już w 2008 roku i gra w niej nieprzerwanie do dziś. Sukces ten osiągnął jednak w zgoła odmiennych warunkach niż kopciuszek z Primera Division. Stoi za tym Dietmar Hopp, miejscowy milioner, inwestujący w TSG od kilku lat. Dzięki jego pieniądzom Hoffenheim błyskawicznie awansowali z piątej ligi na sam szczyt niemieckiego futbolu. Wygrali nawet rundę jesienną w debiutanckim sezonie w Bundeslidze! Druga część nie była już tak udana, ale 7. miejsce pozostaje najwyższym w ich historii. Obecnie Hoffenheim nie osiąga tak dobrych wyników, ale ma stałe miejsce w niemieckiej elicie, w przeciwieństwie do stołecznego Berlina, który w ostatnich latach miewa sezony bez swojego przedstawiciela w Bundeslidze.

Jeśli drużynę z 35-tysięcznego miasteczka nazywa się „Wieśniakami”, to co można powiedzieć o zespole z miejscowości liczącej… 8 tysięcy mieszkańców? Mowa o francuskim Guingamp, klubie, który już w 1995 roku zadebiutował w Ligue 1. W ciągu 20 lat klub ten kilkukrotnie spadał i powracał do elity, ale i osiągał spore sukcesy. Już po pierwszym sezonie, w 1996 roku, EAG wygrał rozgrywki o Puchar Intertoto i dzięki temu zadebiutował w Pucharze UEFA. Największe powody do radości miały dopiero nadejść. W 2009 roku drużyna z Bretanii sięgnęła po Puchar Francji, a w maju obecnego roku powtórzyła ten sukces, pokonując w finale Stade Rennais Kamila Grosickiego. Choć obecny sezon zaczął się dla francuskiej ekipy nie najlepiej, nadal wierzą, że mogą sprawić kolejną niespodziankę, tym razem w europejskich pucharach.

Także i w ligach spoza europejskiego topu znajdują się przypadki drużyn z niewielkich miasteczek, a nawet wsi, z powodzeniem grających na najwyższym poziomie rozgrywkowym w danym kraju. Ciekawym przypadkiem jest Puskas FC grający w lidze węgierskiej. Jego siedziba znajduje się w Felcsut, rodzinnej miejscowości premiera Węgier, Viktora Orbana. Głównie dzięki niemu powstał tam nowoczesny stadion (o pojemności 3 razy większej niż liczba mieszkańców) oraz akademia. Orban, w przeszłości piłkarz tego klubu, nie może mieć na razie powodów do zadowolenia. Puskas FC walczy o utrzymanie, akademia jest póki co niewypałem, a Węgrzy zastanawiają się, dlaczego ich pieniądze finansują działanie tego prowincjonalnego klubiku. Niewiele do tytułu mistrza Macedonii w ubiegłym sezonie zabrakło drużynie z Turnowa, wsi liczącej zaledwie… 941 mieszkańców. Zespół ten prowadził przez dłuższą część rozgrywek, lecz w decydującej fazie pogubił punkty i musiał uznać wyższość Rabotniczek Skopje. Dla porównania – mieszkańców Skopje jest aż 540 razy więcej niż Turnowa. Najmniejszą miejscowością w Europie, która ma swój klub w najwyższej klasie rozgrywkowej, jest obecnie Streymnes z Wysp Owczych. Ich populacja liczy zaledwie 205 osób, czyli niewiele więcej niż np. I rok dziennikarstwa na naszej uczelni. Miejscowy Streymur może się pochwalić sporymi sukcesami. Dwukrotnie został mistrzem Wysp Owczych!

Idea wielkich klubów w małych ośrodkach na razie nie sprawdziła się w Polsce. W latach 90. na piłkarskiej mapie Polski pojawiły się trzy kluby z niewielkich wielkopolskich miasteczek – Wronek, Grodziska Wielkopolskiego i Pniew. Dzięki pieniądzom lokalnych milionerów osiągały nawet spore sukcesy, jakim niewątpliwie są zwycięstwa w Pucharze Polski Amiki oraz Dyskobolii. Eldorado nie trwało wiecznie. Prezesi tych klubów uznali, iż dalszy rozwój zespołów w tak małych ośrodkach jest w zasadzie niemożliwy. Sokół już w połowie lat 90. przeprowadził się do Tych, Amica w 2006 roku połączyła się z Lechem Poznań, a właściciel Dyskobolii, Zbigniew Drzymała, w 2008 roku zaprzestał inwestowania w klub i przeniósł się wraz z piłkarzami do Polonii Warszawa. Obecnie kluby te grają w regionalnych ligach, a ich kibice z nostalgią wspominają czasy, gdy w ich miejscowościach była Ekstraklasa. Do tego grona chce także dołączyć Termalica Nieciecza, drużyna ze wsi liczącej… 750 mieszkańców. Klub z Małopolski otarł się o awans do elity. Na przeszkodzie stanęła gorsza gra w końcowej fazie rozgrywek pierwszej ligi. Właściciele boją się, że ich klub podzieli losy wielkopolskich poprzedników. Wcześniej wspomniane przykłady pokazują, że warto marzyć i dążyć do celu, gdyż nawet maluczki może pokonać giganta.

Jakub PTAK

Dodaj komentarz