Stalingrad, rok 1942. Urodzony na Kamczatce, nowy idol radzieckiej familiady Wasilij Zajcew zostaje nadzieją Czerwonych w bitwie stalingradzkiej. Płomień nadziei ma jednak zgasić symbol precyzyjności Erwin König. Ostatecznie Zajcew wygrywa, zabijając niemieckiego strzelca wyborowego. Na ekranie Jude Law pokonuje Eda Harrisa. A film „Wróg u bram” wręcz nakazuje nam kibicować zuchwałemu blondaskowi. Nie mniejsza dramaturgia panuje przy Młyńskiej. Tyle, że głównego bohatera jeszcze nie znamy, a i na dzielenie tego dobrego i złego przyjdzie jeszcze czas.
Szlachetny rodowód Lubańskiego i śnieżnobiała zbroja w połączeniu z hollywoodzkim stylem poruszania się niczym z czerwonego dywanu kontra dryblasowaty, pewny siebie, dynamiczny Jankowski, który wkręca rywali w ziemię niczym brazylijscy dryblerzy z opowiadań Tomka Wołka. Jeden to golden boy z iście celebryckiej ekipy, drugi to rzemieślnik z wirtuozerią w kończynach dolnych, przewodnik dla swoich kolegów i flaga, której ukraść nie potrafią nawet kibice Przyszliśmy Popatrzeć. Luban wczoraj rozstrzelał kumpli z Młodych Karpi, wszak jak mawiał złotousty pozorant Zajączkowski, sezon na dorsza i rybaczki chyba nie jest ostatnio najlepszym trendem. Z okrytych różem leszczy Karpi wyróżniał się Błaszak, a i najpiękniejszą bramkę dnia, której nie było zdobył Kamil Grochowski. Jankes natomiast zabawił się ze Sztruksowymi. Mimo heroicznej postawy pomnikowego defensora Sommerfelda, pięknej bramki Iwasiuty i skocznego piłkołapa w bramce, wynik 6:2 oddaje to, co działo się na parkiecie. Fikuśnie było tylko u Iwińskiego na koszulce, choć gra Fanatyków Piotra M. była ciut lepsza niż ostatnio, ale punktów zgarnęli tyle ile niemal zawsze. A co do pojedynku Lubańskiego i Jankowskiego, w klasyfikacji strzelców remis – po 11.
FPM Pełni Sztruksu – KS Sztangi 2:6 (Leśniczak, Iwasiuta – Jankowski 2, Patalas 2, Szymański, Krajewski)
Młode Karpie – FC Hollywood 0:5 (Lubański 2, Wyszyński, Nalepa, Jaroszewski)
Wierni kompani Sztruksowych, Ci, dla których określenie mianem piłkarza jest komplementem, czyli po prostu Zmęczeni Sezonem przerwali niechlubną passę. Pojedynek na szczycie z wyznawcami polskiego króla beki z półwiejskiej już u bukmacherów budził refleksje. BGC Familia wsławiła się remisem z Pozorantami, a podział punktów z szanowanymi playmakerami z Ołomuńca należy uznać za sukcesik. Jak widać było wczoraj był to tylko pozorny obraz, bowiem Konieczny i Wisełka odbębnili formalność i odfajkowali pierwsze punkty w sezonie. Na marzenia o play-offach jeszcze za wcześnie, ale jakże piękny prezent dla Zmęczonych w środowy wieczór. Liga Mistrzów to nie była, ale tryumf zacny. Wisienką na torcie było spotkanie kończące popisy przy Młyńskiej. Wspomniany wcześniej gladiator Zajączkowski naładowany płynem powszechnie uznanym za ambrozję, podskakiwał i motywował kolegów na długo przed meczem. Ambicji i woli walki trudno mu odmówić, kołobrzeski wierszokleta w opinanym odblaskowym kombinezonie, odstawił ulubioną czynność plażowej kopulacji i razem z naczelnym łowcą goli Więcławskim pragnął wykorzystać chwiejność Zbyszka. Nikt nie odstawiał nogi, szamotanina wisiała w powietrzu, ale to Smoczyk był w tym całym bałaganie najsprytniejszy i niczym Ronaldo z Turcją w półfinale 2002’, rozpoczął strzelanie. Kowalski w bramce nie miał szans i mimo zwinności na linii musiał skapitulować. Po przerwie pięknie wyrównał Próchnicki, jednak dla Zbigniewa w końcówce trafił Przychodzeń. W ostatniej akcji meczu Pozoranty mieli jeszcze okazję, jednak obrońców tytułu uratował słupek. Pomeczowe wydarzenia znów poszły w niepamięć, a forma niektórych zawodników była niekiedy lepsza niż na boisku. Jak mawia klasyk z konfesjonału – więcej grzechów redakcja sobie nie przypomina.
Zmęczeni Sezonem – BGC Familia 2:0 (Konieczny, Wisełka)
Pozoranty – Pijany Zbyszek 1:2 (Próchnicki – Smoczyk, Przychodzeń)
ML
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.