Podróż za jeden uśmiech?

Tylko wybrańcy oraz motorniczy mogą doświadczyć takiego widoku

Tylko wybrańcy oraz motorniczy mogą doświadczyć takiego widoku

Czy to możliwe? Radny poznańskiego PiS-u, Szymon Szynkowski vel Sęk uważa, że tak. Zaproponował, aby przejazdy komunikacją miejską kosztowały uczniów i studentów złotówkę miesięcznie. Brzmi nieprawdopodobnie. Skąd wziąć pieniądze na uzupełnienie braków, jeśli nie od żaków? Jakie inne konsekwencje niosłoby ze sobą wcielenie projektu w życie? Czy Poznań udźwignie takie przedsięwzięcie? Na te pytania należy odpowiedzieć. Dyskusja trwa. Decyzja zapadnie jeszcze w tym miesiącu.

 – Projekt miałby charakter pilotażowy. Za 2-3 lata zobaczylibyśmy, jakie przynosi efekty. To byłaby atrakcyjna oferta dla uczniów i studentów  – tak o swoim pomyśle mówi radny Prawa i Sprawiedliwości. Ogólne założenie to zachęcenie młodych uczących się do korzystania z transportu miejskiego. I tu pojawiają się pierwsze wątpliwości dotyczące sensowności całego zamysłu. Czy naprawdę trzeba nas do tego zachęcać? Czy przypadkiem nie jesteśmy do tego już w jakiś sposób zmuszeni? Ilu studentów w Poznaniu ma własne cztery kółka, tego nie wiem, ale podejrzewam, że to nie ta skromna grupa tworzy korki na drogach. Nie jestem też przekonana do opłacalności takiego podróżowania. W auto trzeba coś wlać, a do najtańszych takie płyny nie należą. Taką sumę można spożytkować na napoje dla właściciela pojazdu, np. na te bezbarwne.

Wniosek pierwszy – większa korzyść finansowa płynie z podróży autobusem lub tramwajem (co nierzadko zdarza się na gapę), a dodatkowo nie ryzykujemy przy tym prowadzenia pojazdu z syndromem dnia wczorajszego. Średnio trzy i pół grosza dziennie za przejazdy może zmniejszyć liczbę osób (do 25. roku życia) bez ważnego biletu o jakieś 95 proc. Pozostałe pięć zostawiam na zapominalskich, świadomych swojej decyzji skąpców oraz tych, którzy lubią ryzyko i znajdują przyjemność w konfrontacji z kontrolerem, przewidują możliwość efektywnej ucieczki, przechytrzenia przeciwnika lub po prostu kolekcjonują mandaty). Wysokoprocentowe korzyści.

Wypełnić pustkę

Dodatkowym plusem byłaby promocja miasta. Poznań byłby pierwszym miastem w Polsce, które zdecydowałoby się na taki krok. Nadmienić trzeba, że jest kilka miast w kraju, które posiadają całkowicie darmową komunikację miejską. Sława – to zaleta. No i inni mogliby czerpać inspirację z naszego przykładu. Szynkowski vel Sęk podkreśla, że zależy mu na tym, aby nasze nowoczesne tramwaje nie jeździły puste. Tu chciałam zachęcić radnego do przejażdżki np. nocnym 201, który nigdy nie cechował się nadmiarem niezagospodarowanej przestrzeni, chyba że podczas kursu z poniedziałku na wtorek, ale zdałam sobie sprawę z tego, że to słaby argument. 201 to przecież stare bimby z doświadczeniem, a nie przywoływane przez samorządowca niskopodłogowe świeżynki. W tym miejscu przyznaję punkt za argument przemawiający za wcieleniem tej utopii w życie.

Jak topić to miliony

A skoro jesteśmy już przy topieniu, to warto posłużyć się zdaniem przeciwników udogodnienia dla uczniów, którzy zaznaczają, że Poznań nie dysponuje nadwyżką środków, a realizacja postulatu byłaby dla miasta w skali roku obciążeniem o wartości 50 mln złotych. Jako odwrócenie uwagi od zarzutu można przywołać fakt, iż ta kwota jest nieporównywalnie niższa od nadwyżki kosztów przebudowy Kaponiery, która na dziś wynosi jakieś 180 milionów złotych. Problem polega na tym, że wszyscy wierzymy, że remont kiedyś się skończy i ta suma się nie zwiększy. Jeśli chodzi o zniżkę, liczymy na to, że jeśli zacznie obowiązywać, to po krótkim czasie nie przestanie. To oznacza, że dziesiątki milionów należałoby mnożyć z roku na rok. Długoterminowa, kosztowna inwestycja, z której nieładnie byłoby się wycofać. Bo kto daje i odbiera…

Sprawiedliwość musi być po czyjejś stronie

Dlaczego dać tylko jednej grupie? A jeśli nawet, to dlaczego nam studentom? Oponenci Szynkowskiego vel Sęka i jego koncepcji, chcieliby przyznania omawianych udogodnień np. wychowankom rodzinnych domów dziecka, dzieciom z rodzin zastępczych lub innym, bardziej tego potrzebującym. O tych aspektach, i nie tylko, będzie toczyła się debata już 26 maja.

Nadzieja umiera ostatnia

Na decyzję radnych musimy poczekać, ale to przecież nie przeszkadza nam wierzyć w happy end. Marzenia przecież nic nie kosztują, zwłaszcza te, o prawie darmowych (w cenie kultowych dziesięciu gum kulek albo zetafonu) biletach miesięcznych. Radzę jednak nie odpływać zbyt daleko i nie oddalać się od rzeczywistości. Zderzenie z nią może zaboleć. Zwłaszcza tych, którzy rozmarzyli się za bardzo i zapomnieli skasować bilet. Oby nie wyrwały Was wówczas ze snu słowa sympatycznego człowieka z identyfikatorem na szyi, który czule szepnie do ucha: Dzień dobry, poproszę bilecik do kontroli…

Kinga STEFANIAK

Dodaj komentarz