W ostatnich tygodniach tematem numer jeden jest kwestia uciekinierów z Bliskiego Wschodu i Afryki szturmujących granice Europy. Choć wielu z nich po prostu ucieka przed wojną, spora część znalazła w tym szansę na duży zarobek. Mimo że piłkarska Ekstraklasa nie jest finansowym rajem, co roku kilkudziesięciu śmiałków z całego świata przyjeżdża tu za chlebem. Połowa z nich jest przeciętnych, połowa… jeszcze gorszych.
Pierwsi obcokrajowcy w Ekstraklasie pojawili się już przed drugą wojną światową. Prawdziwy boom na „stranierich” rozpoczął się jednak w latach 90., po upadku komunizmu w Polsce. Najpopularniejsi byli oczywiście piłkarze z krajów byłego Związku Radzieckiego oraz z Afryki. Wokół klubów zaczęli się pojawiać tzw. „menedżerowie” oferujący rzekomo bardzo utalentowanych zawodników. W rzeczywistości ich poziom można było porównać raczej do bazarowej tandety aniżeli markowych produktów. Czasem jednak i podczas takich masowych testów można wyłowić prawdziwe perełki. Polonia Warszawa w taki sposób znalazła Emmanuela Olisadebe, ale mniej szczęścia miało w 1998 roku Zagłębie Lubin –„Miedziowi” przeoczyli nieprzeciętny talent… Michaela Essiena. Transfery finalizowano wtedy w różny sposób. Niektórzy działacze zamiast pieniędzy woleli otrzymać sprzęt piłkarski, a nawet… kasety z pornografią.
Na palcach jednej ręki można policzyć piłkarzy, którzy przybyli do kraju nad Wisłą z uznanym już nazwiskiem. Pierwszą autentyczną gwiazdą był Anatolij Demjanenko, wicemistrz Europy w barwach ZSRR z 1988 roku. Rozegrał w Widzewie tylko 13 spotkań w ciągu sezonu 1991/92 i odszedł niezauważony. Bardziej w pamięci kibiców (szczególnie w Łodzi) utknął Ulrich Borowka, sprowadzony do Widzewa 6 lat później. Brązowy medalista z tego samego turnieju, co Demjanenko, w Polsce przebywał jeszcze krócej, ale jakby „intensywniej”. Borowka walczył nie tylko z przeciwnikami na boisku, ale również z alkoholizmem. Nie wychodziło mu to najlepiej – jedzenie śniegu na treningu oraz zaśnięcie w luku bagażowym to tylko jedne z nielicznych jego wybryków podczas kilkumiesięcznego pobytu w Łodzi.
Z powodu alkoholu z Legii przed dwoma laty wyrzucono Danijel Ljuboja, jednak ten zdążył wcześniej pokazać ogromną klasę sportową, walnie przyczyniając się do zdobycia mistrzostwa Polski. Napoje wysokoprocentowe zniszczyły również karierę Olega Salenki, króla strzelców Mistrzostw Świata z 1994 roku. W 2000 roku oblał testy w Pogoni Szczecin, jednak pomimo tego pół roku później… zagrał w barwach Portowców 18 minut i zakończył karierę. Na pewno lepiej w Polsce chciałby wypaść Milos Krasić, jednak na razie zawodnik ośmieszający niegdyś Christiana Chivu nie radzi sobie nawet z Kornelem Osyrą.
Niebawem liczba obcokrajowców z występami w Ekstraklasie przekroczy tysiąc. Reprezentowali już wszystkie kontynenty (oprócz Antarktydy rzecz jasna), w tym tak egzotyczne piłkarsko kraje, jak Chiny, Indie czy też Kirgistan. Niewielu z nich utkwiło w pamięci kibiców jako prawdziwe gwiazdy naszej ligi. Do tego grona możemy zaliczyć m.in. wspomnianego Ljuboję, Miroslava Radovicia, Kalu Uche, Stanko Svitlicę (pierwszy król strzelców spoza Polski), Semira Stilicia, Ediego Andradiny czy Kennetha Zeigbo. Dla większości Polska ma być tylko przystankiem w drodze do czołowych lig europejskich. Niektórym jednak nasz kraj spodobał się na tyle, że zostają tu na stałe. Batata zżył się z Polską tak bardzo, że zrzekł się nawet brazylijskiego obywatelstwa. Są jednak i tacy, którzy zostali tu nieco z przymusu. Franklina Mudoha raczej nikt nie pamięta z boiska. Wielu natomiast usłyszało o jego pralni brudnych pieniędzy. „Niewinny” piłkarz spędził za kratkami 15 miesięcy.
W czasach, gdy w polskiej lidze nie ma limitów w zatrudnianiu obcokrajowców (w przypadku krajów UE), jest ich z roku na rok coraz więcej. Najemnicy są potrzebni, jednak tylko wtedy, gdy faktycznie podnoszą poziom rozgrywek. Niestety o większości z nich nie można tego powiedzieć. Na szczęście coraz częściej trenerzy wolą postawić na Polaka niż piłkarza z zagranicy. Stopniowo poprawia się także stopień umiejętności sprowadzanych cudzoziemców. Nikt już nie podejmuje próby eksperymentu, jaki swego czasu przeprowadził w Pogoni Antoni Ptak. Skład złożony niemal wyłącznie z Brazylijczyków z hukiem spadł z ligi i wylądował na futbolowych peryferiach. Niemniej jednak obcokrajowcy dodają sporo kolorytu i sprawiają, że „liga będzie ciekawsza”.
Jakub PTAK
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.