Od blisko trzech miesięcy panuje moda na 19-letniego Bartosza Kapustkę, który przebojem wszedł w szeregi reprezentacji Polski po debiucie w meczu z Gibraltarem. Talentów na skalę światową nad Wisłą było już co nie miara, jednak nie każdy potrafił swoim należycie zarządzać. W większości przypadków scenariusz jest podobny: wyjeżdżają za granicę najszybciej jak to możliwe, okazują się za słabi i wracają do Polski łudząc się, że tu będą gwiazdami.
Wyobraź sobie drogi czytelniku, że jedziesz 30-letnim fiatem 126p. Jak zawsze „wrzucasz jedynkę” i powoli ruszasz, po czym omyłkowo przełączasz od razu na trzeci bieg. Twój „maluch” był oczywiście zbyt słaby, żeby wytrzymać taki ruch i teraz stoisz na środku drogi wołając o pomoc. Co innego gdybyś jechał najnowszym ferrari. Lekki nacisk na pedał gazu i obroty silnika są na tyle wysokie, że auto radzi sobie z twoim błędem i nadal cieszysz się z pracy 450 koni mechanicznych ukrytych pod maską. Podobnie było z piłkarzami, o których zaraz przeczytasz. Większość nie była gotowa, aby już w wieku juniorskim wyjechać do silnej zachodniej ligi pomijając grę w polskiej ekstraklasie.
Nie grasz w obronie, nie grasz wcale
Latem 2006 roku polskim futbolem wstrząsnęła informacja o transferze 16-letniego, wielkiego talentu, Michała Janoty z UKP Zielona Góra do Feyenoordu Rotterdam. Młody piłkarz najpierw miał się ogrywać w zespole juniorów, a po jakimś czasie dołączyć do pierwszej ekipy. Tak się stało przed sezonem 2008/09, który był jego pierwszym i ostatnim w tej drużynie. Najpierw jednak zadebiutował w lidze i do końca rundy wiosennej zaliczył sześć meczów w Eredivisie. Niestety na tym koniec, gdyż przez całą wiosnę Polak murawy już nie powąchał. W lipcu 2009 włodarze klubu z De Kuip wypożyczyli go na rok do Excelsioru Rotterdam, gdzie grywał regularnie i zdobył 7 bramek.
Taka postawa zaowocowała szansą gry w Feyenoordzie, jednak trenerzy widzieli Janotę na pozycji lewego obrońcy, na co sam zainteresowany nie przystał i odszedł do drugoligowego Go Ahead Eagles. Tam rozegrał dwa przyzwoite sezony i był o krok od awansu do elity, jednak kiedy to się nie udało, piłkarz musiał szukać nowego klubu. Było to latem 2012, czyli równo 6 lat po wyjeździe z Polski. Tyle czasu potrzebował ten wielki niegdyś talent, aby okazało się, że pośpiech nie wyszedł mu na dobre. Pomocną dłoń wyciągnęła Korona Kielce, ale czas tam spędzony zgasił w entuzjastach umiejętności Janoty ostatnie nadzieje. Kiedy w Kielcach nadeszły niestabilne finansowo czasy, Michał odszedł do Pogoni, gdzie zagrał tylko 9 razy w rundzie wiosennej poprzedniego sezonu. Od niedawna biega w koszulce zabrzańskiego Górnika i być może zostanie tu na dłużej jako przynajmniej solidny ligowiec.
Białostocka oaza
Bliźniaczym przykładem jest Filip Modelski. Wychowanek Arki Gdynia również w wieku 16 lat został okrzyknięty naszą narodową nadzieją na sukces, kiedy zgłosili się po niego działacze West Ham United. Transfer (najpierw do klubowej akademii oczywiście) miał miejsce w 2008 roku, a obie strony wypowiadały się na jego temat w samych superlatywach. Szkoda tylko, że nie można było tego powiedzieć na temat późniejszej gry obrońcy. Zawodnik urodzony w Gdyni po roku awansował do rezerwowego zespołu „Młotów” i zapewne miał ambicje, aby przebić się do pierwszej drużyny. Znów, jak wyżej, coś poszło nie tak. Nie starczyło umiejętności lub psychiki. W każdym razie umowa z angielskim klubem wygasła latem 2011 i Modelski stał się wolnym zawodnikiem. Jako że dobrej reklamy na Wyspach sobie nie zrobił, jedyne oferty napływały z Polski. Obrońca dołączył do GKS-u Bełchatów, a od sezonu 2012/13 gra w barwach Jagielloni Białystok, będąc jej podstawowym zawodnikiem.
Jeszcze dwa sezony temu w pierwszym składzie Jagi grał Tomasz Kupisz, który na Podlasie przywędrował z angielskiego Wigan przed ligową kampanią 2010/11. W Anglii znalazł się w podobny sposób jak panowie wyżej. Kiedy odchodził z KS Piaseczno w podobnym wieku mógł wybierać między AJ Auxerre, VfL Wolfsburg a Wigan Athletic. Większość nastolatków mając do wyboru takie marki nie pomyślałoby ani przez chwilę o pozostaniu w Polsce, kierując się lepszymi warunkami do rozwoju. Jednak Kupisz, podobnie jak każdy wychowanek polskiej myśli szkoleniowej, nie był przygotowany do rywalizacji na wyższym szczeblu. W pierwszej drużynie Wigan Athletic w ciągu trzech lat zagrał niespełna pół godziny, a zdobyta wtedy bramka nie polepszyła jego sytuacji. Polak był skazany na grę w rezerwach, a jeśli myślał o pierwszym składzie – musiał odejść.
Stało się to faktem w czerwcu 2010, kiedy wygasł jego kontrakt, którego Anglicy nie mieli zamiaru przedłużać. Piłkarz wrócił do Polski i przez trzy lata reprezentował wspomnianą Jagę. Kupisz w ekstraklasie prezentował się lepiej niż Janota i Modelski, dlatego znów znaleźli się zagraniczni chętni na jego usługi. A pomocnik po raz drugi dał się w to wmanewrować. Chievo Werona zapłaciło białostoczanom pół miliona euro, a wychowanek Juniora Radom znów okazał się za słabym, aby zaistnieć poza polskimi boiskami. Najpierw był wypożyczony do AS Cittadella, z którą spadł z Serie B, a obecnie również na drugim poziomie rozgrywkowym przywdziewa koszulkę Brescii.
Momenty chwały
W tej samej lidze w barwach Cagliari występuje Bartosz Salamon, który mając 15 lat zamienił rezerwy Lecha Poznań na juniorski skład wspomnianej Brescii. Po lekkim zjeździe formy Salamon zaczął grać zdecydowanie lepiej i w 2013 roku został zawodnikiem wielkiego AC Milanu, a w całych Włoszech mówiono o nim w samych superlatywach. Szybko jednak okazało się, że to za wysokie progi i po 6 miesiącach odszedł do Sampdorii. Zniżka formy wciąż się pogłębiała i nawet na ten klub obrońcy nie wystarczyło umiejętności. A kiedyś mówiło się nawet o transferze do Realu Madryt.
Nieco lepiej idzie Jarosławowi Fojutowi, który po nieudanej przygodzie w Boltonie Wanderers znalazł zatrudnienie w Śląsku Wrocław, skąd znów wyjechał zagranicę. Po jednosezonowych epizodach w Tromsoe i Dundee, obecnie stanowi o sile obrony Pogoni Szczecin i jest wskazywany jako potencjalny kandydat do gry na Euro 2016.
Wyjątki od reguły
To nie jest tak, że każdy, kto opuści Polskę jako młokos, nie grając ani przez chwilę w klubie z polskiej elity, nie odniesie sukcesu w naprawdę dobrym klubie. Tak jak nie każdy samochód jest fiatem 126p. Są przypadki, które zaprzeczają utworzonej na potrzeby tego artykułu ideologii. Takie piłkarskie ferrari. Ci zawodnicy też wyjechali z kraju mając mleko pod nosem. Miewali gorsze momenty, kiedy mogło się potoczyć tak, że pisalibyśmy o nich akapit wyżej. Jednak to są ci ludzie, którzy byli skazani na sukces, których psychika wytrzymała zewsząd płynące pochwały. Wojciech Szczęsny wyemigrował do Anglii tak jak Janota i Modelski w wieku 16 lat, a na jakim jest dziś poziomie – każdy widzi. I też był wypożyczany z Arsenalu, kiedy sezon 2009/10 spędził w Brentford. Podobnie Grzegorz Krychowiak (znów ten sam wiek). Po juniora Arki Gdynia przyjechali działacze z Bordeaux, a obecnie pomocnik stanowi o sile hiszpańskiej Sevilli. Może nie tak spektakularną, ale również przyzwoitą karierę robił do niedawna Tomasz Kuszczak, który w 2008 roku wygrał z Manchesterem United Ligę Mistrzów, a w wieku 18 lat wyjechał do Niemiec.
Nowe talenty czekają
Od trzech lat w Niemczech gra 19-letni Oskar Zawada. Wychowanek DKS-u Dobre Miasto w 2012 roku jako zawodnik młodzieżowej ekipy Stomilu Olsztyn wyjechał do Wolfsburga na testy, które przeszedł pomyślnie. Przed obecnym sezonem napastnik został włączony do pierwszego zespołu VfL i czeka na debiut w Bundeslidze. Miesiąc temu debiut w dorosłej ekipie Arsenalu zaliczył za to Krystian Bielik. Latem tego roku 17-latek za 3 miliony euro zamienił stadion Legii na The Emirates i podobnie jak Zawada trenuje pod okiem głównego trenera. Kolejnym wielkim talentem, który uciekł do Anglii, aby móc się lepiej rozwijać z nadzieją na spektakularną karierę jest Hubert Adamczyk. Rówieśnik Bielika rok temu dołączył do Chelsea, żegnając kolegów z Zawiszy Bydgoszcz.
Kierunek Zachód wybiera większość naszych piłkarskich talentów. Lwia część nie sprawdziła się nawet na tle najlepszych na polskim podwórku. Mijają kolejne sezony, z balonika uchodzi powietrze i wracają do domu nasi narodowi synowie marnotrawni, często dalej rozmieniając się na drobne. Jednak na szczęście są pojedyncze przypadki piłkarzy, którzy mogą o sobie powiedzieć: na boisku jestem odpowiednikiem ferrari.
Tomasz WITAS
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.