Jest połowa sierpnia, do inauguracji sezonu pozostał tydzień. Florentino Pérez dumnie przechadza się po gabinecie przy Concha Espina, bo właśnie zrobił świetny interes. Media już coś podejrzewają, jednak nikt nie ma stuprocentowej pewności. Za kilka dni na murawie Estadio Santiago Bernabéu pojawi się piłkarz, który w przyszłości ma być fundamentem zespołu. Tym zawodnikiem będzie Mateo Kovačić.
Młody Chorwat przychodził do Realu jako ósmy środkowy pomocnik! Ktoś z zewnątrz mógłby pomyśleć, że ten transfer nie był wcale potrzebny, jednak sytuacja nie była tak przejrzysta, na jaką wyglądała „na papierze”. Tylko czterech graczy środka pola mogło być pewnych obecności w kadrze na przyszły sezon (Modrić, Kroos, Isco i Casemiro). Pozostałych trzech, w tym niedawno sprowadzony Marco Asensio, miało odejść na przestrzeni kilku dni. I tak też się stało. Po Samim Khedirze na transfer do innego zespołu zdecydował się jeszcze Asier Illarramedni, który był w Madrycie spalony i wrócił do Sociedad. Wspomniany Asensio został wypożyczony do Espanyolu, a Lucas Silva do Olympique Marsylia. Liczba środkowych pomocników została okrojona do pięciu. Pérez wiedział więc, co robi.
Made in Austria, formed in Croatia
Historia najnowszego nabytku „Królewskich” jest przedziwna. Posiadający chorwacko-bośniackie korzenie 21-latek urodził się w austriackim Linzu, dokąd w dobie niepokoju panującego na terenie dawnej Jugosławii wyemigrowali jego rodzice. W tamtejszym klubie Kovačić zaczynał kopać piłkę. Kiedy miał 13 lat wrócił z rodzicami do ojczyzny i zamieszkał w Zagrzebiu. Szybko trafił do znakomitej szkółki miejscowego Dinama, które do dziś sławi się szkoleniem młodych zawodników. W listopadzie 2010 r. Mateo zaliczył ligowy debiut w seniorskiej drużynie Dinama i od razu dołożył bramkę do zwycięstwa 6:0 nad NK Hrvatski Dragovoljac. Transferowym spekulacjom nie było końca, a wysoką aktywnością wykazywał się Arsenal. Chorwaci jednak nie mieli zamiaru tak szybko oddawać zdolnego Kovačicia. Stało się to dopiero ostatniego dnia stycznia 2013 roku, kiedy za 11 mln euro dołączył do próbującego się odbudować Interu Mediolan.
Jeden gracz, wiele zastosowań
Massimo Moratti wydał część z ostatnich funduszy przeznaczonych na klub i była to inwestycja na miarę zakupu Wesleya Sneijdera w 2010 r. Początkowo Chorwat nie mógł się odnaleźć w Serie A. Kupowano go jako wielką gwiazdę młodego pokolenia i liczono, że z miejsca będzie serwował asysty na miarę Mesuta Özila. Zawodnik skupił się jednak na „czarnej robocie”. Dopiero poprzedni sezon pokazał, że Kovačić to gracz nie tylko uniwersalny, ale i nietuzinkowy. Najczęściej grał jako klasyczny środkowy pomocnik, skupiając się na kreowaniu akcji z głębi pola. Jednak zdarzało mu się grać także na pozycji numer „10”, a raz zagrał nawet jako lewy napastnik! Doszły do tego niezłe statystyki: 8 bramek i 5 asyst w 44 meczach. Trener Mancini mógł wreszcie powierzyć mu odpowiedzialność za grę całego zespołu. Nie cieszył się jednak z tego faktu zbyt długo.
Przed obecnym sezonem na Giuseppe Meazza dokonała się mała rewolucja. Blisko 60 mln euro wydano na Geoffreya Kondogbię, Ivana Perisicia i Jeisona Murillo. Przyszedł całkiem nowy zaciąg piłkarzy, a odeszli tacy jak Hernanes, Shaquiri czy Podolski. Jednak w budżecie klubu wciąż brakowało kilkunastu milionów, a nowy właściciel nie przeznaczył więcej środków na transfery. Trzeba było kogoś sprzedać.
Wykapany Luka
Właśnie wtedy prezes Realu Madryt wysłał zapytanie o 21-letniego Kovačicia, ale zaznaczył, że oczekuje szybkiej i konkretnej odpowiedzi. Inter nie mógł odmówić. Na stole leżało 29 mln €. Do transferu doszło zatem nadspodziewanie szybko. Włosi przyciśnięci do ściany przystali na ofertę i już następnego dnia, 19 sierpnia, Mateo zaprezentował się w białej koszulce z numerem 16 widowni zebranej na Santiago Bernabéu.
Kiedy hiszpańska prasa przedstawiała sylwetkę nowego nabytku „Los Blancos”, mnie przyszła do głowy pewna myśl: „Zaraz, zaraz, przecież to młody Luka Modrić” – i z miejsca nasunęło się mnóstwo podobieństw. Po pierwsze obaj są Chorwatami, ale nic w tym nadzwyczajnego. Ciekawsze jest już to, że obaj są produktem wspomnianej szkółki Dinama Zagrzeb. A jeszcze bardziej interesujące, że grają na podobnej pozycji, z podobnymi możliwościami manewrów. Obaj też nie strzelają wielu bramek, a nawet nie zaliczają mnóstwa asyst. Cechują ich za to tzw. asysty drugiego stopnia (podania do zawodnika asystującego), a więc kreowanie akcji z głębi pola. Nie boją się też gry w destrukcji, czyli wspomnianej „czarnej roboty”, skąd po odbiorze wyprowadzają akcje zaczepne. W profesjonalnym wymiarze są podobni do tego stopnia, że zatrudnili nawet tego samego agenta. Kovačicia wyróżnia jednak umiejętność gry także na pozycjach stricte ofensywnych. Od typowo ofensywnego pomocnika, do – wyjątkowo – pozycji lewego napastnika. Ten wariant stosował i Rafa Benitez w meczu z Eibar. Mateo nie zaliczy tego meczu do udanych, ale jego głównym zadaniem jest przecież gra w środkowej strefie boiska.
Zakup Chorwata był świetnym posunięciem ze strony zewsząd krytykowanego Péreza. Jest 10 grudnia, a Kovačić z każdym dniem coraz odważniej puka do bram pierwszego składu. Mimo silnej konkurencji zagrał już w 10 (na 14 możliwych) meczach La Liga, 5 spotkaniach Ligi Mistrzów, gdzie ostatnio wpisał się na listę strzelców (pierwszy gol w barwach Realu), a także raz wystąpił w Pucharze Króla, zmieniając nieuprawnionego do gry w spotkaniu z Cádiz Czeryszewa. Co najciekawsze, w żadnym ze spotkań, w których pomocnik pojawiał się na boisku, Real nie doznał porażki (13 wygranych i 3 remisy). Jest to dobry omen, tym bardziej, że nikt w obecnej kadrze „Królewskich” nie nadaje się bardziej do zastąpienia w przyszłości 30-letniego Modricia niż Kovačić.
Tomasz WITAS
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.