Pierwsze starty biathlonistek, wielka radość Amerykanek, dominacja Norwegów, zwycięstwo króla biathlonu i pierwszy maraton Justyny – to tylko niektóre z wydarzeń ubiegłego weekendu w sportach zimowych.
W piątek polskim panczenistom udało się po raz pierwszy stanąć na podium zawodów Pucharu Świata w łyżwiarstwie szybkim. Brązowe krążki wywalczyli sprinter Artur Waś i męska drużyna, która musiała uznać jedynie wyższość Norwegów oraz będących nie do ugryzienia Holendrów. W sobotę dobrze wypadła również drużyna kobiet, która wywalczyła czwartą lokatę. W zawodach zwyciężyły Japonki, sensacyjnie pokonując faworyzowane Holenderki. Podium uzupełniły Rosjanki.
Ponownie fenomenalnie zaprezentowała się Natalia Maliszewska, która, mimo zmiany kontynentu, nie straciła swojej formy i znalazła się po raz trzeci w tym roku w finale na dystansie 500 metrów. Najlepsza z Polek startujących na krótkim torze ruszała z najgorszego czwartego toru i mimo zaciętej walki z Kanadyjką znalazła się tuż za podium. Zawodniczkę czeka jeszcze jeden start w Azji i powrót do Europy, gdzie w styczniu może powtórzyć wyczyn swojej siostry Patrycji i zdobyć medal ME.
Niedziela przyniosła Polakom pierwsze zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata tej zimy. Artur Waś zwyciężył na dystansie 500 metrów w Inzell, natomiast w królewskiej rywalizacji na 1500 metrów dwóch Polaków znalazło się w pierwszej dziesiątce. Konrad Niedźwiecki i Jan Szymański startujący w jednej parze uplasowali się na piątej i szóstej pozycji.
Powrót króla i błysk pani minister
W środę do boju ruszyły polskie biathlonistki. Polki dobrze, choć bez błysku, otworzyły sezon Najlepszą z naszych reprezentantek w biegu indywidualnym okazała się Krystyna Guzik, która mimo dwóch pudeł uplasowała się na 11. pozycji. Niestety żadnej z Polek nie udało się strzelać bezbłędnie. Zdecydowanie najgorzej wypadła nasza wicemistrzyni świata w sprincie Weronika Nowakowska, która zanotowała aż 8 karnych minut.
Sobotni sprint pokazał, że o formę Weroniki możemy być spokojni. Polka rozbudziła apetyt kibiców – po pierwszym bezbłędnym strzelaniu znajdowała się na prowadzeniu, wyprzedzając świetnie dysponowaną Czeszkę Gabrielę Soukalovą. Niestety w drugim strzelaniu Nowakowska spudłowała dwukrotnie i ostatecznie uplasowała się na czternastym miejscu. Wszystkie zawodniczki kadry A poza Kingą Mitoraj pudłowały dwukrotnie. Wicemistrzyni świata juniorów dzięki bezbłędnemu strzelaniu zajęła 39. pozycję i pierwszy raz w karierze zdobyła punkty Pucharu Świata. W niedzielnym biegu pościgowym Polki znów nie mogły popisać się dobrym strzelaniem. Długo o pierwsza dziesiątkę walczyła Magdalena Gwizdoń, jednak dwie karne rundy spowodowały, że najstarsza z naszych reprezentantek finiszowała na 14. pozycji. Pozostałe Polki zajęły odległe miejsca.
W dwóch pierwszych biegach świetnie spisała się powracającą do biathlonowej rywalizacji Olena Pidchruszna, która po igrzyskach w Soczi zajęła się karierą polityczną – po przemianach na Ukrainie została minister sportu. Jednakże Pidchruszna postanowiła wrócić do sportowej rywalizacji, a jej decyzja okazała się jak najbardziej słuszna. W czwartek i sobotę uplasowała się na najniższym stopniu podium, popisując się rewelacyjnym strzelaniem i dobrą formą biegową. Dużą niespodziankę swoim kibicom sprawiły włoskie biathlonistki. W każdym z biegów Italia miała swoją reprezentantkę na podium. O ile zwycięstwo w pierwszym starcie i trzecie miejsce w biegu pościgowym Dorothery Wierer nie było wielka sensacja, o tyle drugie miejsce Federicki Sanfilippo w sprincie wywołało ogromne poruszenie w biathlonowym świecie.
Wśród mężczyzn w pierwszym czwartkowym starcie zwyciężył niesamowity, wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju, wielki mistrz Ole Einar Bjoerndalen. Norweg mimo 42 lat jest w stanie wciąż rywalizować z najlepszymi. Wygrana w biegu indywidualnym była 95. triumfem Bjoerndalena w jego bogatej karierze. Mimo zwycięstwa wielokrotnego mistrza świata, wielu zachwycało się forma biegową Martina Fourcada. To właśnie Francuz zwyciężył w weekendowych zawodach. W obu startach mimo karnych rund zdeklasował swoich rywali i w niedziele odebrał Bjoerndalenowi koszulkę lidera Pucharu Świata.
Norweg Norwega Norwegiem pogania
W poprzednim sezonie cały biegowy świata mówił o niezwykłej dominacji norweskich biegaczek. Co znaczy prawdziwa dominacja Wikingów udowodnili w Lillehammer norwescy biegacze, którzy w biegu łączonym zajęli aż siedem miejsce w pierwszej dziesiątce. Zwyciężył Martin Sundby, a najlepszym zawodnikiem z poza Norwegii okazał się Francuz Maurice Manificate, który wywalczył piątą lokatę.
W biegu kobiet z półtoraminutową przewagą zwyciężyła Therese Johaug. Od początku sezonu Norweżka pokazuje ze na dystansach naradzie jest nie do pokonania. Druga lokatę po pasjonującym finiszu wywalczyła Heidi Weng, pokonując Charlotte Kalle. W porównaniu z męska rywalizacja w dziesiątce znalazły się przedstawicielki kilku nacji. Czwarta finiszowała będąca w bardzo wysokiej formie Niemka Nicole Fessel. W pucharowej dziesiątce znalazły się również Petra Novakowa i Teresa Stadlober.
Niedzielna rywalizacja sztafet także przebiegła pod norweskie dyktando. Norweżki zdeklasowały resztę świata. Drugie miejsce, dzięki bardzo dobrej postawie Kertuu Niskanen i Laury Mononen wywalczyły Finki. Na trzecim miejscu sensacyjnie finiszowały Amerykanki, które na mecie cieszyły się najbardziej ze wszystkich drużyn. Świetnie zaprezentowała się Jessica Diggins, wicemistrzyni świata na dystansie 10 km stylem dowolnym z Falun, która na ostatniej zmianie nie tylko odrobiła pokaźną stratę do podium, ale pokonała Charlotte Kalle i Rathilde Hege.
Wśród mężczyzn rywalizacje w pełni zdominowali Norwegowie. Na pierwszy stopniu podium uplasował się pierwszy zespół Norwegii, na drugim trzeci zespół Norwegii, natomiast na najniższym stopniu podium stanęli przedstawiciele drugiego zespołu Norwegii. Czwarte i piąte miejsce przypadło Rosjanom. Natomiast w rywalizacji państw trzecią lokatę wywalczyli Włosi, z rewelacyjnie biegnącymi Pellegrino i de Fabianim.
Justyna Kowalczyk biegi sztafetowe podsumowała krótko na Twitterze: „Zaczęłam oglądać powtórki ze sztafet z PS, ale już mi się nie chce. Mistrzostwa Norwegii. Reszta świata widocznie trenować nagle nie umie”.
Nasza jedyna reprezentantka w biegach narciarskich startu w biegu łączonym nie może zaliczyć do udanych. Polka nie wywalczyła nawet jednego punktu Pucharu Świata zajmując odległe 32. miejsce. Na wynik złożyły się nie tylko kiepskie narty, ale także przedsezonowa choroba. Kryzys Kowalczyk nie potrwał jednak długo – już w niedzielę w pierwszym w tym roku maratonie, współpracując z koleżanką ze swojego teamu Kateriną Smutną, Polka wywalczyła trzecie miejsce. Mistrzyni olimpijska na kilku lotnych premiach meldowała się w czołówce, dzięki czemu wzmocniła konto jednej z fundacji charytatywnych. Dzięki inwencji Kowalczyk cały Team Santander w tym sezonie będzie przekazywał premie za maratońskie sukcesy fundacji Right to Play, która wspiera dzieci żyjące w trzecim świecie. Przekazana suma powinna wynieść około 100-150 tysięcy euro.
Tydzień temu Kowalczyk pod swoim zdjęciem na facebooku napisała, że „tej biegaczki skreślać jeszcze nie można”. Podobnie uważa Edward Budny trener Józefa Łuszczka – złotego i brązowego medalisty mistrzostw świata z Lahti. Szkoleniowiec w wywiadzie dla portalu sport.pl przyznał, ze Kowalczyk musiała zapłacić za przedsezonową chorobę. Budny uważa jednak, ze Polka jest w bardzo dobrej formie – obserwował ja podczas zgrupowania w Zakopanem. Trener podkreśla ze jest to formie, która pozwoli jej na walkę o zwycięstwa w Pucharze Świata w biegach stylem klasycznym. Budny jest pewny, że już za dwa tygodnie w Toblach na swoim koronnym dystansie Kowalczyk powalczy o zwycięstwo z Therese Johaug. Przypomnijmy, że w Toblach Kowalczyk wygrywała wielokrotnie – podczas Tour de Ski w sezonach 2010/11, 2011/12 i 2012/13 rozstrzygała na tym dystansie kwestie swojej wygranej w morderczym cyklu.
Wiatr rozdaje karty
Podobnie jak w fińskim Kussamo w norweskim Lillehammer wiatr postanowił pokrzyżować szyki skoczkom narciarskim. W piątek nie udało się rozegrać kwalifikacji, natomiast w sobotę rywalizacja została przeniesiona z dużej skoczni na normalną. W sobotnim konkursie, gdzie ogromną rolę odrywały punkty za wiatr, zwyciężył obrońca Kryształowej Kuli z poprzedniego sezonu Severin Freund. W zakończonym po pierwszej serii konkursie na podium znaleźli się również Kenneth Gangnes i Andreas Stjernen. Najwyżej z Polaków uplasował się Kamil Stoch zajmując 15. lokatę.
Drugi zawodnik sobotniego konkursu młody Norweg Gangnes w niedzielę odniósł swój pierwszy triumf w zawodach Pucharu Świata. Tuz za plecami Wikinga znaleźli się Słoweniec Peter Prevc oraz kolejny z Norwegów Johann Andre Forfang. Polacy po konkursie nie mogli mieć powodów do zadowolenia. Do drugiej serii awansował jedynie Stefan Hula, który wywalczył dziesiąta pozycję. Miejsce pod koniec pierwszej pięćdziesiątki zajął Kamil Stoch. Był to jednej z najgorszych występów Stocha w karierze.
O ile dominacja Norwegów w biegach narciarskich już nikogo nie zaskakuje, o tyle rewelacyjne występy młodych skoczków z kraju Wikingów w skokach narciarskich są prawdziwą sensacją. Jeśli do osiągnięć Norwegów w Lillehammer dodamy fakt, że w Klingenthal w pierwszym konkursie nowego sezonu zwyciężył Norweg Daniel Andre Tande, to możemy mówić o prawdziwej eksplozji formy Wikingów.
Klasyfikacyjny oczopląs
Patrząc na klasyfikacje generalne głównych zimowych konkurencji można doznać oczopląsu. W czubach wszystkich klasyfikacji w oczach mnoży się norweska flaga. Zawodnicy z tego kraju zajmują 2., 4. i 5. miejsce w klasyfikacji generalnej skoków narciarskich, a także zdecydowanie dominują w biegowych rankingach. Wśród mężczyzn liderują oni we wszystkich seniorskich klasyfikacjach, zajmując pięć pierwszych miejsc. W klasyfikacji młodzieżowej zdecydowanie prowadzi zawodnik z poza Norwegii – Włoch de Fabiani. Podobną prawidłowość można dostrzec u kobiet, jednak w damskiej rywalizacji mocny opór Norweżkom starają się stawiać Szwedki na czele z Kallą i Nilsson, która już o prawie 180 punktów wyprzedza drugą zawodniczkę pucharu świata w klasyfikacji U-23.
Polska nigdy nie była i nie będzie potęgą w sportach zimowych. Finansowo i klimatycznie polscy sportowcy nigdy nie dorównają norweskim. Jednakże Polacy wiele razy już udowodnili, że niemożliwe staje się możliwe. Trzymajmy kciuki, aby nasi łyżwiarze utrzymali formę, a Justyna Kowalczyk i Kamil Stoch wrócili na swoje miejsce w świecie sportów zimowych. Już w najbliższy weekend skoczkowie rywalizować będą w Niżnym Tagile, łyżwiarze postarają się podbić holenderskie Heerenveen, a nasza biegaczka powalczy w szwajcarskim Davos. Po występie Polki nie można oczekiwać jednak dużych sukcesów. Oba pucharowe biegi rozegrane zostaną stylem dowolnym na nielubianej przez Kowalczyk trasie. O dobry wynik pokusić może się jednak Maciej Staręga, który pierwszy raz w sezonie wystartuje w swojej najmocniejszej konkurencji – sprincie łyżwą.
Aleksandra KONIECZNA
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.