Pierwszego stycznia rozpoczął się dziesiąty w historii Tour de Ski, ostatni w bogatej karierze Justyny Kowalczyk. Polka, która czterokrotnie zwyciężyła w cyklu, nie jest obecnie w stanie rywalizować z najlepszymi i bić się o podium największej biegowej imprezy świata.
Przed rozpoczęciem Tour de Ski liczono, że Kowalczyk zawalczy o pierwsza dziesiątkę oraz dobrze zaprezentuje się w biegach stylem klasycznym. Justyna trenowała dużo mocniej niż przed poprzednim sezonem, w którym podczas touru regularnie meldowała się w pierwszych dziesiątkach etapowej rywalizacji i jako czwarta ruszyła pod Alpe Cermis. Polka ostatniego etapu nie ukończyła mdlejąc na trasie… Tym razem miało być dużo lepiej.
Trzydziestego grudnia Kowalczyk na swoim profilu na Facebooku opublikowała krótką wiadomość, w której odniosła się do nadchodzącej rywalizacji oraz złożyła świąteczne życzenia: „Jestem bardzo dumna ze swoich dotychczasowych tourowych osiągnieć, ale to nie nazwisko biega, a nogi i ręce. A te z rożnych przyczyn są aktualnie słabsze niż przed laty. Tour do czasu choroby zawsze potrafił wydobyć najlepsza wersje mnie. Oby i tym razem tak się stało. Zaczyna się od najgorszego, ale potem już z górki. Co ja pisze: pod górkę! Szczęśliwego Nowego Roku!”.
Kowalczyk przed tourem była pełna nadziei. Polka wiedziała jednak, iż na etapach rozgrywany stylem dowolnym nie będzie w stanie notować dobrych rezultatów. Justyna od kilku miesięcy nie jest w stanie trenować łyżwy, dlatego w pierwszym biegu – sprincie stylem dowolnym – była z góry skazana na porażkę. Kowalczyk zajęła 54 miejsce – najgorsze od 13 lat.
Kwalifikacje sprintu przebrnęły wszystkie faworytki Tour de Ski 2016. Therese Johaug, Charlotte Kalla oraz Heidi Weng zgodnie zakończyły rywalizacje w ćwierćfinale notując ponad 40 sekundową stratę do zwyciężczyni rywalizacji Maiken Caspersen Falli. Zwyciężczyni pierwszego etapu jest jednak typową sprinterką i po zwycięstwie wycofała się z cyklu. Podobnie postąpi również wymieniana, jako jedna z faworytek do podium Stinna Nilsson, która mimo 30 czasu w kwalifikacjach, dostała się do finału, w którym zajęła szóste miejsce. Dużo lepiej od niej zaprezentowała się partnerka Nilsson ze sztafet sprinterskich Ida Ingemarsdotter, która wywalczyła drugie miejsce. Skład podium uzupełniła najgroźniejsza z rywalek Johaug do zwycięstwa w całej imprezie Ingvild Flugstad Oestberg.
Fala krytyki
Obecnie najwszechstronniejsza biegaczka świata równie dobrze poradziła sobie w sobotę podczas biegu na 15 km stylem klasycznym. Mimo iż bieg odbywał się ze startu wspólnego, stawka szybko się podzieliła. Biegaczki były ustawione w rzędy zgodnie z wynikami sprintu, dlatego Kowalczyk startowała z tyłu stawki. Polka szybko popędziła do przodu i utrzymywała się w czołówce. Jednak po 7 km Justynie odcięło prąd – Kowalczyk spadała coraz niżej kończąc bieg na 19 pozycji, tracąc do Johaug trzy minuty. Po rywalizacji wycieńczona Justyna, powiedziała dziennikarzom, że najprawdopodobniej słabsze wyniki są efektem przetrenowania. Trener Wieretelny po raz pierwszy od ponad dwóch lat porozmawiał z przedstawicielami mediów, których poprosił, aby dali Justynie spokój. Wycieńczona Polka chciała dobrze pożegnać się z tourem – szanse na etapowe podium pojawią się jeszcze w Oberstdorfie – we wtorek i środę zawodniczki rywalizować będą w stylu klasycznym. Z wtorkowym sprintem polscy kibice mogą wiązać największe nadzieje. Do słabszych wyników Kowalczyk odniosła się również w swoim felietonie dla portalu sport.pl. Polska Królowa Nart przyznaje, że popełniła błąd – szaleńczo trenowała, by jak najszybciej odzyskać dawną, klasyczną formę. Wyniszczony chorobami organizm nie wytrzymał, doszły problemy z kolanem i coraz częstsze infekcje – obecnie Kowalczyk kaszle niczym gruźlik. Justyna wspominała, że nie trzymała się planu treningowego – w wolne dni zamiast jeździć do domu, pędziła do Zakopanego by jeszcze więcej trenować. Trener kręcił głową, teraz głową kręci też Polka i postanawia, że przed następnym sezonem będzie trenować mniej.
W ostatnim czasie na Polkę wylała się internetowa fala hejtu – kibice oczekiwali wielkich wyników, traktując przez lata Kowalczyk jak maszynę do zdobywania medali. Przypomnijmy, że od 2003 roku i medalu mistrzostw świata juniorów, rok w rok Justyna była praktycznie niezawodna. Jednak nawet wtedy wielu narzekało, że medali jest za mało lub nie wszystkie są złote… Teraz Kowalczyk przeżywa to samo co kiedyś Adam Małysz, Virpi Kuitunen, Aino Kaisa Saarinen czy Marit Bjoergen. Najbardziej utytułowana zimowa olimpijska z Norwegii również w swojej karierze przeżyła bardzo trudny okres, po rewelacyjnych mistrzostwach świata w Oberstdorfie w 2005 roku przyszedł kryzys oraz brak indywidualnych sukcesów w Sapporo i Libercu. Bjoergen była nawet gotowa kończyć karierę. Później, wielu powie, że dzięki lekom na astmę odżyła. Także Saarinen, wybitna klasyczka z Finlandii, zmagała się z problemami. Po fenomenalnych występach w Libercu w 2009 roku, gdzie wywalczyła trzy złote medale mistrzostw globu, brązach krążkach z Vancouver i Oslo Saarinen nigdy później nie wygrała już zawodów Pucharu Świata, jednak podczas igrzysk olimpijskich w Soczi udowodniła, że nadal może walczyć o najwyższe cele i wraca do dużej formy. Piąte miejsce w biegu łączonym i pierwszy dobry, po kilku latach bieg łyżwą oraz późniejsze czwarte miejsce oraz walka do końca o brąz na dystansie 10km stylem klasycznym pokazały, że zawsze można się odrodzić. Dla Kowalczyk po burzy również powinno wzejść słońce. W karierze Polki ważne będą jeszcze tylko dwa lub trzy biegi – 10 km klasykiem podczas mistrzostw świata w Lahti oraz 30km klasykiem na IO w Korei. W 2018 roku Justyna powinna również powalczyć o krążek w sprincie klasycznym, w którym w 2010 roku została wicemistrzynią olimpijską. Jednak obecny sezon jeszcze się nie skończył, trzymajmy nadal kciuki i wierzmy, że Polka jeszcze powalczy z najlepszymi, choćby podczas biegu na dystansie 5km stylem klasycznym w Falun.
Pięć lat minęło jak jeden dzień
Drugi etap pokazał, iż na długich dystansach Johaug nadal króluje. Norweżka, gdy tylko postanowiła odjechała reszcie stawki samotnie pędząc do mety. Za jej plecami walkę o drugie miejsce toczyły Oestberg oraz Heidi Weng. Co zaskakujące, na jednym z ostatnich podbiegów, to dotychczas uważana za sprinterkę Oestberg odjechała Weng i wywalczyła druga lokatę. Heidi, zmagająca się z problemami psychicznymi po rozstaniu z partnerem, zajęła trzecie miejsce.
Zacięta walka toczyła się do także o kolejne lokaty. Wzloty i upadki przeżywała Charlotte Kalla, która zajęła szóste miejsce, walcząc na finiszu z dwoma Finkami – Anną Kyllonen, ostatecznie czwartą oraz piątą Kerttu Niskanen. Co ciekawe w pierwszej dziesiątce uplasowało się aż pięć reprezentantek Finlandii, cztery Norweżki oraz młodziutka Austriaczka Teresa Stadlober. Osobisty dramat na trasie przeżyła Astrid Jakobsen, która zemdlała ze zmęczenia i musiała wycofać się z rywalizacji w cyklu, w którym w sezonie 2013/14 uplasowała się na drugiej pozycji.
Po zakończeniu rywalizacji w rozmowie z Arkadiuszem Dzięciołowskim (TVP) Oestberg przyznała, że zakończony rok był najlepszym w jej karierze oraz, że na treningach często podgląda Johaug. Zapytana o to czy jest w stanie zatrzymać swoją utytułowaną koleżankę odpowiedziała, że może za cztery, pięć lat. Już następnego dnia okazało się, że pięć lat również może minąć jak jeden dzień…
Trzeci etap – bieg pościgowy na dystansie 5 km stylem dowolnym przyniósł zaskakujące rozstrzygnięcie. Startująca 4,5 sekundy za Johaug Oestberg na ostatnim podbiegu zaatakowała liderkę Pucharu Świata i wygrała. Johaug po raz pierwszy w sezonie poniosła porażkę w biegu dystansowym i straciła koszulkę liderki Tour de Ski. Sytuacja w wyścigu wydaje się być klarowana. O zwycięstwo walczą już tylko dwie zawodniczki z kraju Wikingów, które na każdym następnym etapie będą gryźć śnieg, chcąc urwać rywalce choć jedną cenną sekundę.
Najbliższy wtorek przyniesie sprint stylem klasycznym, w którym zdecydowanie lepsza jest Oestberg. Dla Johaug ogromnym sukcesem byłoby wejście do półfinału. Następnego dnia odbędzie się bieg na dystanse 10 km klasykiem, w którym faworytką ponownie będzie Johaug. Norweżka złapała jednak mała zadyszkę. Nie jest w stanie deklasować na dystansach już tak mocno jak czyniła to na początku sezonu. O ile pod Alpe Cermis Ingvild nie ma najmniejszych szans w pojedynku z Therese, nad która musiałaby mieć około minuty, a nawet dwóch przewagi by być w stanie zwyciężyć, to w Klasyfikacji Generalnej Pucharu Świata Oestberg będzie do końca sezonu gonić Johaug. Ostatnim aktem rywalizacji będzie walka w drugim, dziewiczym cyklu, wzorowanym na Tour de Ski – Ski Tour Canada.
Sytuacja Johaug staje się nerwowa, Norweżka podobnie jak Marit Bjorgen w sezonie 2011/12 uważana była za wielką faworytkę Tour de Ski. Filigranowej blondynce nawet na kredyt gratulowano i zastanawiano się, z jak wielką przewagą zwycięży. Jednak sport ponownie pokazuje, że jest przewrotny. Na niedzielnej konferencji Johaug długo musiała tłumaczyć się z porażki, podobnie tłumaczyła się Bjoergen, gdy w 2011 roku na pierwszym etapie cyklu przegrała z Kowalczyk. Czyżby historia znów miała zatoczyć koło i pokazać, że nie ma stuprocentowych faworytek? Czy Oestberg stać na zwycięstwo w Tour de Ski? Chyba nie. Czy Oestberg stać na zwycięstwo w Klasyfikacji Generalnej Pucharu Świata? Być może tak. Ingvild stała się czarnym koniem obecnego sezonu!
Aleksandra KONIECZNA
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.