Wszystkie znaki na niebie i ziemi utwierdzają w przekonaniu, że z Finlandią wygrać się nie da – no może Polacy i Rosjanie by zremisowali. Abstrahując jednak od alkoholowych animozji, promując sportowy tryb życia, zawężając go do futbolu – sytuacja dla mieszkańców kraju tysiąca jezior nie jest już tak przezroczysta kolorowa. Fińscy kopacze nieczęsto rozpieszczali swoich fanów w przeszłości, liga została naznaczona korupcyjnym skandalem, jednak nie sposób pominąć choćby indywidualnych sukcesów fińskiej myśli szkoleniowej.
Tamtejszy futbol jest dla polskich fanów tajemniczy jak twarz Janne Ahonena, a wyniki ligowego wyścigu sprawdzają tylko prawdziwi piłkarscy hipsterzy. Sukcesów na arenie międzynarodowej można szukać ze święcą, ale statystyczna poprawność nakazuje odnotować fakt, że w 1912 roku wywalczyli czwarte miejsce na Igrzyskach Olimpijskich w Sztokholmie. Jednak umówmy się, Finowie z pewnością huczniej świętowaliby utworzenie nowego modelu Nokii.
Mimo że piłkarska federacja wzorem państw skandynawskich powstała stosunkowo wcześnie, bo już w 1907 roku, na próżno szukać przełomowych momentów fińskiej piłki. Członkiem FIFA stali się już rok później, ale na pierwszy mecz czekali aż do 22 października 1911 roku. W Helsinkach, podejmowali Szwedów i przegrali 2:5. Występowali jeszcze wtedy pod flagą Imperium Rosyjskiego. Ten fakt zmienił się dopiero po bolszewickiej rewolucji w 1917 roku.
II wojna światowa nie oszczędziła żadnej piłkarskiej federacji, siejąc spustoszenie na sportowych arenach. Sport służył wtedy za propagandę i stąd pozostaje najwyższa porażka w historii fińskiej reprezentacji. „Suomi” przegrali w Lipsku z reprezentacją III Rzeszy aż 0:13. Mecz ten odbył się w rocznicę wybuchu wojny – 1 września 1940 roku i miał pokazać siłę hitlerowskich Niemiec na każdej płaszczyźnie. Finowie niechętnie przypominają tamte wydarzenia, mając na uwadze, że tamto spotkanie miało niewiele wspólnego z futbolem. Wynik jednak pozostanie w historii i prawdopodobnie nic i nikt już go z annałów nie wymaże.
Teoretycznie najbliżej awansu na mistrzowską imprezę, Finowie byli w latach 70 i 80. Bilety na Euro 1980 w Italii przeszły im koło nosa o jeden punkt i na ten turniej pojechali Grecy. Potem zostali zaproszeni na Igrzyska Olimpijskie w Moskwie w 1980 roku wobec absencji wielu zachodnich państw. Natomiast dwóch punktów zabrakło im do awansu na Mistrzostwa Świata w 1986 roku w Meksyku.
Lata 90 miały być przełomem fińskiej piłki nożnej. W zespole narodowym Mesjaszem miał okazać się najbardziej utytułowany fiński piłkarz w historii – Jari Litmanen. Kadrę na francuski Mundial w 1998 roku w eliminacjach prowadził Richard Møller Nielsen, który z Danią 6 lat wcześniej zdobył sensacyjne Mistrzostwo Europy.
Finowie zremisowali na wyjeździe z Norwegią, a w Lozannie pokonali Szwajcarię. W ostatnim meczu eliminacyjnym potrzebowali zwycięstwa w Helsinkach z Węgrami. Trzy punkty dałyby im awans do baraży. Prowadzenie 1:0 widniało na tablicy wyników aż do 93. minuty, jednak samobójczy gol w doliczonym czasie gry oznaczał remis i to Węgrzy zajęli drugie miejsce w grupie eliminacyjnej za Norwegią. Minimalnym pocieszeniem był fakt, że w barażach po węgierskiej kadrze przejechała się Republika Jugosławii, wygrywając w dwumeczu 12:1.
Nielsen poprowadził jeszcze kadrę w el. do Euro 2000, odnosząc m.in. sensacyjne, wyjazdowe zwycięstwo z Turcją. Jednak pojedynczy sukces nie dał awansu do głównego turnieju.
XXI wiek skojarzył fińską reprezentację m.in. z Polską w el. do Euro 2008. Co ciekawe, Polacy wygrywając swoją grupę, najmniej punktów zdobyli właśnie z Finlandią. Przegrywając u siebie 1:3 i remisując na wyjeździe 0:0. „Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma” – słowa Dariusza Szpakowskiego po kipiącym emocjami bezbramkowym remisie zapamiętam do końca życia.
***
Fińska Veikkausliiga skupia 12 zespołów, które rywalizują oczywiście systemem wiosna-jesień. Mimo że uczestniczą w niej drużyny półamatorskie, to co roku jedna z drużyn spada szczebel niżej, a jedna walczy w meczu barażowym. Mistrz, tak jak w Polsce walczy w eliminacjach Ligi Mistrzów, zaczynając od drugiej rundy. Fińska liga tak jak polska, miała w ubiegłym roku przedstawiciela w Lidze Europy, jednak nawet do naszej rodzimej ekstraklasy sporo jej brakuje. W rankingu lig europejskich zajmuje dopiero 36. miejsce (liga polska jest na 21. miejscu) wyprzedzając tuzów m.in. z Łotwy, Czarnogóry czy Estonii. Jeśli brakuje wam doznań w fińskim języku, to gramatyczną ciekawostką jest fakt, że obecna forma rozgrywek, ze sponsorem tytularnym Veikkaus (firmą bukmacherską) zastąpiła w 1990 roku dawną Mestaruussarję.
Niestety nie z powodu sportowych sukcesów w ostatnich latach zasłynęła fińska ekstraklasa. Okołofutbolowych zapaleńców obiegła wieść o niesłychanej gromadce piłkarzopodobnych grajków rodem z Zambii nagminnie pragnących robić karierę w drugoligowym RoPS Rovaniemi. Wcześniej ta miejscowość kojarzyła się tylko wielbicielom sportów zimowych, jednak afrykański zaciąg przypominający projekt brazylijskiej Pogoni przysporzył fińskiej piłce nie lada popularności, ale i kłopotów. Zambijczycy pojawili się w Laponii, ponieważ legendą drugoligowej drużyny jest Zeddy, napastnik z Zambii, który w swoim rodzinnym kraju założył szkółkę piłkarską i podjął współpracę z fińskim zespołem.
Największej sławy nie przyniósł jednak Zambijczyk, a Singapurczyk. Wilson Raj Perumal, znany przede wszystkim z utworzenia nowiutkiej reprezentacji Togo, kiedy to ubrał w narodowe barwy przypadkowych afrykańskich piłkarzy, okrasił wszystko zasadami FIFA i zgarnął pieniądze z bukmacherki. Ten przekręt oraz wiele innych występków na sumieniu, nie przeszkodziły mu zamoczyć paluchów nawet w kraju tysiąca jezior.
Perumal, który splądrował wcześniej rynek azjatycki, manipulując wynikami w tamtejszych ligach, wyczuł okazję, kiedy usłyszał właśnie o klubie z Rovaniemi. Chytrze próbował przekupić skorych do współpracy afrykańskich piłkarzy i osiągać ogromne zyski z zakładów. Przebił ich miesięczne stawki dziesięciokrotnie, jednak biznes nie szedł tak gładko jak należy, co skłoniło Perumala do kupna całego zespołu fińskiej ligi, a konkretnie Tampere i inwigilacji nawet w meczowy skład.
Inwestycja zamiast kokosów przyniosła mu jednak ostatecznie więzienie. Udowodniono mu złe intencje po wykupieniu zespołu za 1,5 miliona euro i w ten sposób singapurski akcent nie przyjął się w skandynawskiej kuchni. Fińska liga mimo sukcesu w walce z przestępcą, po całej akcji znów odeszła na medialny margines i zainteresowanie kibiców z zagranicy jak i z kraju powróciło do normy i pustek na trybunach.
***
Od sześciu lat nieprzerwanie mistrzem jest drużyna HJK Helsinki. To zdecydowanie najsłynniejsza ekipa z Finlandii, która grała nawet w Lidze Mistrzów w sezonie 1998/99, po tym jak w eliminacjach z kwitkiem odprawiła francuskie FC Metz. Co ciekawe, zespół HJK jest rekordzistą jeśli chodzi o zwycięstwo w meczu eliminacyjnym do Champions League. W sezonie 2011/12 upokorzyli na własnym boisku walijski FC Bangor 10:0.
Polskim kibicom, tym starszym oczywiście, fińska drużyna może kojarzyć się z batalii z krakowską Wisłą w sezonie 1967/68. Finowie byli jednak wtedy tylko tłem dla „Białej Gwiazdy”, przegrywając dwumecz w Pucharze Europy 1:8. Dziś to jednak Kraków może zazdrościć Helsinkom, bowiem w ubiegłym sezonie HJK grało w fazie grupowej Ligi Europy, a w obecnym odpadło dopiero w ostatniej rundzie eliminacyjnej z faworyzowanym Krasnodarem.
Stołeczny zespół tylko w połowie wypełniają rodowici Finowie. Kapitanem HJK jest już blisko czterdziestoletni Markus Heikkinen, a następców nie widać. Ligową tabelę strzelców otwiera co prawda Aleksandr Kokko, ale napastnik Rovaniemi z przeszłością w warszawskiej Polonii wciąż jest kroplą w morzu potrzeb. Ostatnio ekipę HJK wzmocnił znany Taye Taiwo, ale jego gra przypomina bardziej odcinanie kuponów i sportowy zjazd. O sile kadry świadczą właściwie tylko piłkarze z lig zagranicznych, a fińska liga od lat nie wychodzi z przeciętności poza sukcesami hegemona z Helsinek.
***
HJK może poszczycić się także światowej klasy byłym graczem. Pierwsze kroki w poważnej piłkarskiej karierze stawiała tu ikona fińskiej piłki. Na przełomie wieków to nie skoczkowie narciarscy i telefony komórkowe były pierwszym skojarzeniem z krajem tysiąca jezior. Obok Samiego Hyypii, największą gwiazdą w piłkarskiej historii tego kraju jest Jari Litmanen.
„Kunnigas”, czyli po prostu „Król”, urodził się w tak dobrze przecież znanej miejscowości fanom Adama Małysza. Lahti złudnie kojarzy się Polakom ze śniegiem i skocznią, jednak prawdziwym punktem czci jest tam odsłonięty 10 października 2010 roku pomnik Jariego Litmanena. Jari, reprezentacyjna „dziesiątka” smykałkę do futbolu odziedziczył po ojcu Olavim, również grającym w piłkarskiej reprezentacji, a na europejskie salony zawitał z niezwykłą drużyną Ajaksu Amsterdam.
Kiedy w 1991 roku stery w Amsterdamie objął Louis van Gaal, już rok później ściągnął do siebie Litmanena. Był to ogromny awans sportowy dla Fina. Podopieczni van Gaala wygrali w 1992 roku Puchar UEFA, co świadczyło o sile holenderskiego zespołu. Litmanen przez rok był w cieniu Dennisa Bergkampa, króla strzelców sezonu 92/93, ale po jego odejściu do Interu Mediolan to Fin miał stać się czołową postacią ofensywną.
Ajax z Litmanenem zdobył tytuł mistrzowski w 1994 roku, co pozwoliło mu na grę w Lidze Mistrzów. Już w debiucie w Champions League, „Król” ukąsił w meczu z Milanem. Kolejny mecz – w Atenach – to znów gol i zwycięstwo nad AEK, które przypieczętował 18-letni wówczas Patrick Kluivert.
Ajax wyszedł z grupy, w której była jeszcze Austria Salzburg, następnie pokonał chorwacki Hajduk Splitt, a półfinałowy mecz rewanżowy w Amsterdamie z Bayernem Monachium (0:0 w pierwszym meczu) to już popis Litmanena. Ajax wygrał 5:2, dwa razy trafił Jari i zespół z Amsterdamu zameldował się w wiedeńskim finale rozgrywek. „Kunnigas” stał się idolem w swoim kraju – ostatecznie zagrał w finale z Milanem 65 minut, a zmieniający go Kluivert dał Holendrom Puchar Europy.
Litmanen trafił na złotą erę Ajaksu. Jesienią zgarnął z nim Superpuchar Europy, a w maju 1996 roku znów zagrał w finale LM. Ba, strzelił w nim gola i został królem strzelców, jednak Juventus okazał się lepszy w rzutach karnych. Fin oczywiście swoją „jedenastkę” wykorzystał.
Wychowanek Reipas Lahti zdobył jeszcze tytuł Mistrza Holandii w 1998 roku, po czym odszedł do FC Barcelony. Tak jak większość Was skojarzyła, był oczywiście pierwszym Finem w barwach „Blaugrany”. Tam spędził dwa sezony, jednak na Camp Nou nie został „północnym Rivaldo”. Odszedł do Premier League. Sezon 2001/2002 spędził na Anfield.
Liverpool FC rok wcześniej pod wodzą Gerarda Houlliera zdobył potrójną koronę (Puchar UEFA, Puchar Ligi i Puchar Anglii), jednak Litmanen nie pomógł w zdobyciu upragnionego mistrzostwa kraju. Zdobył tylko 5 goli i wyjechał tam gdzie było mu najlepiej. Nie pomógł nawet rodak Sami Hyypia i „Król” wrócił do swoich. Do swoich w Amsterdamie oczywiście.
Odchodził z niego w 2004 roku znów jako mistrz kraju, by później nieco rozmienić swoją sławę na dobre, zahaczając m.in. o Rostock, czy Fulham. Karierę kończył w Finlandii, najpierw w FC Lahti, a ostatni sezon grając znów w HJK. W Amsterdamie do dziś jest częścią legendarnej ekipy Van Gaala…, a także osobą z niezwykłym wpływem na tysiące holenderskich rodzin. Imię „Jari” w 1996 roku było drugim najpopularniejszym imieniem wśród nowonarodzonych chłopców.
Jari jest też oczywiście legendą reprezentacji i rekordzistą pod względem występów oraz strzelonych bramek. 32 gole w 137 meczach nie dały jednak za wiele satysfakcji nawet pod wodzą Roya Hodgsona, który prowadził „Suomi” w latach 2006-2007. Do CV z okresu angielskiego szkoleniowca może dopisać sobie zwycięstwo i dwa gole w Chorzowie z reprezentacją Polski 3:1.
***
Drugim Finem ze zwycięstwem w Lidze Mistrzów jest wspomniany Hyypia. Druga z wizytówek piłkarskiej Finlandii. Zaczynał w niezwykle znanym Myllykosken Pallo-47, by później, śladem Litmanena przenieść się do Holandii. Dobra gra w Willem II Tilburg zaowocowała transferem do Liverpoolu. Tutaj prześcignął Jariego – Gerard Houllier ściągnął Hyypię już w 1999 roku. Fin z miejsca stworzył żelazny blok defensywny ze Stephanem Henchozem. W 2000 roku został nominowany do miana Gracza Sezonu, by rok później zostać najlepszym obrońcą w Anglii. W sezonie 2000/01 do trzech pucharów dołożył sezon bez jakiejkolwiek kartki (!) oraz opaskę kapitańską.
Wisienką na torcie u Hyypii także jest finał Champions League. Trudno zachwalać go za występ, w którym „The Reds” stracili trzy bramki, jednak czy w jakikolwiek sposób można sądzić zwycięzców ze Stambułu? Hyypia swoje zrobił m.in. w ćwierćfinale z Juventusem, czy podczas 180 minut półfinału z Chelsea, w którym Liverpool nie stracił żadnej bramki.
Kapitańską opaskę przejął po nim Steven Gerrard, jednak pożegnanie, jakie sprawiło mu Anfield w 2009 roku, świadczy o ogromnym szacunku dla blondwłosego obrońcy. Hyypia do dziś jest w mieście Beatlesów legendą, choć jeszcze bez pomnika. Karierę zakończył w Bayerze Leverkusen, zostając tam później szkoleniowcem. W 2014 roku na krótko został trenerem Brighton&Howe, a ostatnio był przymierzany jako asystent Brendana Rodgersa w Liverpoolu. Posadę przyjął jednak inny bohater sezonu 2000/2001 – Gary McAlister.
Hyypia także był nieodłącznym elementem reprezentacji. Rozegrał w niej 105 meczów, strzelając 5 bramek.
***
Dziś trudno wskazać jakiegokolwiek fińskiego piłkarza, który mógłby choć zbliżyć się do sukcesów tamtych graczy. Młodzieżowe reprezentacje wciąż radzą sobie z najsłabszymi, jednak na próżno szukać sensacyjnych zwycięstw. Kadra U-21 w el. Euro 2015 wyprzedziła Mołdawię czy Walię, jednak nawet nie zbliżyła się do Anglików (12 pkt straty), którzy przecież nawet nie wyszli z grupy turnieju głównego. Największe nadzieje na sukces w przyszłości wróży się Timowi Väyrynenowi, najlepszemu młodemu zawodnikowi ligi w 2013 roku i Moshtaghowi Yaghoubiemu. Obaj byli siłą napędową kadry U-21, która potrafiła zremisować z „Synami Albionu” u siebie, ale i podzielić się punktami z San Marino.
Väyrynen w tym sezonie będzie grał w Dynamie Drezno. Yaghoubi, który ma mongolskie pochodzenie we wspomnianym już RoPS Rovaniemi. Ciekawostką jest fakt, że w dorosłym futbolu debiutował w meczu FC Homka z poznańskim Lechem, który „Kolejorz” wygrał 3:1.
***
Hyypia i Litmanen to żywe legendy fińskiej piłki, tak niespełnione przecież w narodowych barwach. Warto dodać, że o sile „Suomi” stanowili też tacy gracze jak Jussi Jaskelainen, Mikael Forssell, Joonas Kolkka czy Teamu Taino. Najświeższymi „gwiazdkami” kadry prowadzonej tymczasowo przez Markku Kanevrę (były asystent selekcjonera M. Paatelainen zwolnionego po czerwcowej porażce z Węgrami) są Teamu Pukki z Broendby i Roman Eremenko z CSKA Moskwa.
Do kadry powoływany jest też były gracz Lecha Poznań – Kasper Hamalainen. Paulus Arajuuri, w teorii jeden z najlepszych obrońców Ekstraklasy, zagrał w zespole narodowym zaledwie jedenaście spotkań. Problem bogactwa? Trudno to stwierdzić, bowiem w niezwykle słabej grupie F eliminacji do Euro 2016, Finlandia wyprzedziła tylko Grecję i Wyspy Owcze, oglądając plecy Rumunii, Irlandii Północnej i Węgier. A to, że wszystkie te trzy drużyny zagrają w czerwcu Francji nie jest żadnym usprawiedliwieniem.
Fińska piłka nożna nigdy nie pretendowała do miana sportu narodowego. Jakiemukolwiek piłkarzowi bardzo trudno będzie zdobyć renomę Kimiego Raikkonena, Janne Ahonena czy hokeisty Teemu Selanne. Wybitni Jari Litmanen i Sami Hyypia to absolutne wyjątki i symbole tamtejszej piłki. Dziś nic nie wskazuje na nagły zwrot akcji i sukces choćby jednego fińskiego piłkarza.
Drużyna narodowa jest w totalnej rozsypce i przypomina podrobioną wersję oryginalnej, piłkarskiej reprezentacji. Ciągłe zmiany na stanowisku szkoleniowca kadry, czy też zagraniczny zaciąg w klubach nie pomagają. Jeśli Finowie pragną sukcesów w futbolu, muszą jak najszybciej podążać za piłkarskim światem, bowiem moralny kac po ewentualnej porażce z Wyspami Owczymi we wrześniu, może odbijać się czkawką jeszcze bardzo długo.
Michał LEŚNICZAK
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.