Przepaść – 6 lat po Smoleńsku

Źródło: wikipedia.pl

Źródło: wikipedia.pl

Tamten sobotni poranek na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Nigdy nie zapomnę ogromnego niedowierzania mamy, wyraźnego podenerwowania brata czy niecodziennej powagi taty. Nigdy nie zapomnę tłumów, które spontanicznie zgromadziły się wieczorem w jednym z kościołów w moim rodzinnym mieście. Nigdy nie zapomnę dziwnie patetycznych słów starszego kolegi, że „na naszych oczach dzieje się historia”.

 Katastrofa prezydenckiego samolotu Tu-154, zmierzającego na uroczystości upamiętniające 70 rocznicę zbrodni katyńskiej, raz na zawsze odmieniła życie Polaków. Niestety, początkowa jedność w żałobie po Prezydencie RP i 95 pozostałych osobach, które znajdowały się na pokładzie Tupolewa, okazała się efemerydą. Już wkrótce waśnie, jakie istniały jeszcze przed 10 kwietnia 2010 roku, wróciły i to ze zdwojoną siłą. Naród Polski podzielił się tak bardzo, jak chyba jeszcze nigdy dotąd w XX czy XXI wieku.

 Potrafiliśmy wspólnie pokonać bolszewików w 1920, potrafiliśmy przetrwać okupację nazistowską i komunistyczną, a podzieliła nas ta olbrzymia tragedia, w której po raz wtóry zginęła elita kraju. Zamiast dojrzeć do wspólnoty, nasze społeczeństwo utworzyło trzy odrębne zbiorowości, nijak nie mogące dojść do porozumienia. I to nawet w kwestii tego, jak i o czym rozmawiać.

 Pierwsza z nich, nazwijmy ich „postępowcami”, to ludzie, którzy stoją na stanowisku, iż Polska od ponad 25 lat konsekwentnie podąża ku dobrostanowi. Głęboko wierzą w tzw. „wartości europejskie”, demokrację, zwykle prezentują poglądy lewicowe bądź centrowe. 10 kwietnia przeżywali z pewnością tragedię, tak jak wszyscy inni, jednak z czasem stała się ona dla nich czymś, o czym woleliby nie pamiętać. Po żałobie, pogrzebach itd. sprawę uznali za zamkniętą, a późniejszy raport komisji Millera za pewnik. Ci, którzy krytykowali rząd D. Tuska w tej kwestii i domagali się dalszego badania katastrofy w wizji „postępowców” jawią się jako oszaleli twórcy teorii spiskowych (oczywiście na czele z opanowanym przez nienawiść Jarosławem Kaczyńskim), a sam Smoleńsk niektórzy z nich uważają za godny kpin (choćby słynny żart Stuhra, nawiasem mówiąc, czy wyobrażają sobie Państwo co by się stało, gdyby jakiś prawicowy artysta opowiedział na wizji dowcip o Holokauście?).

 Druga grupa, nazywana przez pierwszą „oszołomami”, dość mylnie utożsamiana jest z elektoratem Prawa i Sprawiedliwości. Należący do niej ludzie mający najczęściej poglądy konserwatywne, właściwie od zarania dziejów III Rzeczpospolitej byli pełni wątpliwości, co do tego czy zmierza ona w dobrym kierunku. Smoleńsk jedynie potwierdził ich przypuszczenia, że państwo polskie to instytucja źle zarządzana, niepotrafiąca zadbać o swoich przedstawicieli, w dodatku nierzetelna ( choćby słynne słowa Ewy Kopacz: „W Smoleńsku przekopano ziemię na metr głębokości”) i bojaźliwa. Niektórzy z nich uparcie od sześciu lat maszerują w marszach pamięci 10 dnia każdego miesiąca, nie zważając na towarzyszące temu kpiny i ironiczne uśmiechy przechodniów, najwyraźniej nie rozumiejących, że nie byłoby którejś tam miesięcznicy, gdyby wszelkie niejasności związane z przebiegiem lotu Tupolewa zostały wyjaśnione.

 Naturalnie, jest jeszcze trzecia zbiorowość, co ciekawe, najliczniejsza. Należą do nich ludzie, którzy cały tydzień ciężko pracują, aby związać przysłowiowy koniec z końcem, stoją w długich kolejkach do lekarzy, a co cztery lata albo naiwnie ufają tym lub tamtym albo zostają w domach. Nie chcą wchodzić w moralne dysputy, są bierni, pragną normalnego, godnego życia. Na słowo „polityka” dostają drgawek i wysypki, choć paradoksalnie to właśnie o ich głosy toczą się najbardziej zacięte boje.

 Po co właściwie o tym wszystkim piszę? Otóż, podział utrwalony po 10 kwietnia 2010 roku trwa do dziś. Spór o Trybunał, powstanie KOD-u czy najnowszy konflikt w sprawie aborcji to jedynie pokłosie tragedii smoleńskiej, a właściwie tego, co działo się po niej. Zawziętość, niezabliźnione rany i wzajemne pretensje stworzyły przepaść, która jest tak głęboka, że ani zakopać ani przeskoczyć się jej nie da. Być może, dopiero pełne wyjaśnienie przyczyn katastrofy Tupolewa doprowadzi do normalizacji życia społecznego w Polsce.

Patryk HALCZAK

Dodaj komentarz