W ciągu ostatniego czasu na ulice wielu miast wyszły tysiące kobiet, które postanowiły powiedzieć „dość”, dość antyaborcyjnego ucisku. Wiele z nich otrzymało 3 października wolne w pracy czy na uczelni po to, by mogły wyjść na ulice i wyrazić swoje niezadowolenie z aborcyjnej polityki PiS-u. Szacuje się, że protestowało wtedy nawet 100 tys. osób. Deszczowa pogoda sprawiła, że stworzyły one korowód kolorowych parasolek, co stało się znakiem rozpoznawczym tego pospolitego ruszenia pod nazwą… „Czarny Protest”.
Wszystko z powodu obywatelskiego projektu komitetu „Stop Aborcji”. Projekt ten zakładał bezwzględny zakaz przerywania ciąży, jak również zapis, według którego każda osoba powodująca śmierć dziecka poczętego odpowiadałaby karnie (od trzech miesięcy do pięciu lat, za działanie nieumyślne – do trzech lat), w tym również sama matka. Oznacza to, że nawet niedonoszenie ciąży w postaci poronienia mogłoby być karane. Co prawda, tuż przed głosowaniem jedna z osób z komitetu postanowiła zgłosić autopoprawkę wyłączającą z odpowiedzialności matkę, ale zrobiła to zbyt późno i ze względu na procedury poprawka ta nie mogła zostać wprowadzona.
W kwietniu komitet „Stop Aborcji” został zarejestrowany i miał ambicje zebrać minimum 100 tys. podpisów po to, by ich inicjatywa o zaostrzeniu prawa aborcyjnego mogła być rozpatrzona przez Sejm. Tak też się stało. Już wtedy organizowano protesty zwolenników utrzymania status quo, bądź też liberalizacji ustawy antyaborcyjnej. Jednak teraz – gdy projekt ten miał realne szanse wejść w życie – motywacja do działania przeciwników całkowitego zakazu aborcji znacznie wzrosła. Postanowili oni organizować masowe protesty w całym kraju, jak i w ośrodkach polonijnych za granicą. Co było równie istotne, z kobietami w naszym kraju solidaryzowały się osoby z całego świata. Protesty były przeprowadzane m.in. w Nowym Jorku, Berlinie czy Londynie. Do tego trzeba dodać zakrojoną na szeroką skalę kampanię na portalach społecznościowych, takich jak Facebook, Twitter czy Tumblr, promującą „Czarny Protest” i uświadamiającą o sytuacji w Polsce. Kampania ta spotkała się z bardzo dużą odezwą. O Polsce mówiło się więc dużo i głośno, ale niekoniecznie pozytywnie. Wręcz przeciwnie.
Wobec tak dużej presji społecznej PiS postanowił ukradkiem wycofać się z tego, co usilnie chciał wprowadzić w życie. Wcześniej posłowie PiS prowadzili intensywną kampanię przeciwko każdej formie aborcji. Starali się oni przekonywać, że rozwój technologii powoduje, że przeprowadzanie aborcji jest praktycznie równoznaczne z zabójstwem i, że wiele wad i chorób można wykryć i leczyć już w łonie matki, dlatego też obecne prawo należy zaostrzyć. Podobnie uważał kościół, który po wiosennym zamieszaniu odstąpił od dotychczasowego kompromisu z 1993 r. zawartego w tej sprawie z państwem. PiS niedawno głosował za tym, żeby skierować projekt do prac w komisji. Teraz Jarosław Kaczyński zobaczył, że pomysł ten spotkał się ze zdecydowanie większą dezaprobatą, a nawet wrogością, niż zakładał, więc musiał wprowadzić plan awaryjny. Postąpił podobnie jak po nagłośnieniu przez media pomysłu PiS-u na podwyżki dla ministrów i premiera oraz przyznawaniu pensji pierwszej damie. Wtedy posłowie tego ugrupowania nagle zmienili kierunek działania i z pomysłu się wycofali. Kaczyński tym razem również nie miał wyjścia i postanowił namówić swoich posłów, by ostatecznie zagłosowali za odrzuceniem kontrowersyjnego projektu ustawy autorstwa komitetu „Stop Aborcji”. Ostatecznie więc posłowie – w tym ci z partii rządzącej – byli, przynajmniej oficjalnie, przychylni stanowisku komisji sprawiedliwości, która zarekomendowała odrzucenie obywatelskiego projektu ustawy całkowicie zakazującego aborcji. Za odrzuceniem projektu głosowało 352 posłów, 58 było przeciw, zaś 18 wstrzymało się od głosu. PiS chcę sprawę uciszyć, tak by wszystko rozeszło się po kościach i jak najmniej im zaszkodziło. Jednak z pewnością jego przedstawiciele nie zmienili swoich poglądów i nie jest wykluczone, że w przyszłości temat zaostrzenia aborcyjnego prawa – być może w nieco mniej radykalnej formie – powróci, gdy kurz po obecnym zamieszaniu opadnie. Osoby przychylne projektowi komitetu „Stop aborcji” twierdziły, że nie zaostrzenie prawa spowoduje, że kobiety masowo zaczną usuwać ciąże, co przecież jak do tej pory nie miało miejsca. Dodatkowo należy pamiętać, że najbardziej zdesperowane kobiety niemal zawsze znajdą sposób na przeprowadzenie aborcji i surowsze prawo tego nie zmieni. Powinna być to wolność wyboru i sumienia, przy jednoczesnej pełnej świadomości jak dana ciąża przebiega. Bo aborcja nie musi być wymówką, gdy kobieta chce się pozbyć niechcianego dziecka, ale raczej przymusem, kiedy zagrożone jest życie jej samej lub płodu i aborcja przeprowadzona na wczesnym etapie ciąży to jedyne wyjście.
Warto podkreślić, że Polska to nadal kraj, w którym obowiązuje jedno z najbardziej restrykcyjnych praw aborcyjnych. Obecnie aborcję można przeprowadzić jedynie w trzech wypadkach: gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia matki, gdy jest duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu a także gdy ciąża jest wynikiem gwałtu lub kazirodztwa.
Wioleta WASYLÓW
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.