Od dłuższego czasu w mediach trwa dyskusja o wyższości MMA nad boksem lub odwrotnie. Cały ten szum można porównać do pewnej dobrze znanej debaty pt. „Wyższość świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą”. Jednakże w ostatnich latach to fani mieszanych sztuk walki mogą cieszyć się z pozycji lidera, w wyścigu o tytuł najpopularniejszego sportu w kategorii „mordobicie”.
Każdy kto choć trochę interesuje się sportem, z pewnością widział co najmniej jedną walkę bokserską. Sam pamiętam jak w wieku kilku lat wstawałem w środku nocy, żeby móc obejrzeć w akcji Andrzeja Gołotę. Gdy zacząłem później zgłębiać historię tej dyscypliny, najbardziej zafascynowały mnie historie Muhammada Ali’ego, Georga Foremana, Joe Fraziera, Mike’a Tysona czy Lennoxa Lewisa. Dziś jednak nie ma dla mnie postaci o takim wymiarze sportowym jak wymienieni bokserzy.
Lżej, czyli ciekawiej
W ubiegłych latach największą popularnością cieszyły się starcia Floyda Mayweathera czy Manny’ego Pacquiao. Pod względem wagi i siły ciosu były to potyczki o zdecydowanie mniejszym kalibrze, jednakże zdobyły one poklask tłumu kibiców dzięki temu, że na ekranie coś się cały czas działo. Ludzkie oko często nawet nie mogło zarejestrować liczby wyprowadzanych ciosów – taką szybkością dysponują tylko zawodnicy niższych wag. Przeciętnego kibica zmęczyły nieustanne zwycięstwa braci Kliczko, gdzie w ciemno można było obstawiać wygraną przez nokaut czy na punkty, dlatego też wielu przerzuciło się na inne dywizje wagowe lub na… MMA.
Od zera do giganta
Nie do wyobrażenia jest fakt, jaką popularność zdobyła federacja UFC czy KSW. Skala zaskoczenia jest tutaj mniej więcej taka, jak gdyby poznański Bonus BGC stał się nowym Eminemem albo w następnym konklawe na papieża wybrano Nergala.
Dokładnie 7 lat temu, w Warszawie, w barwach KSW debiutował Mariusz Pudzianowski. Mistrz świata strongmenów pokonał wtedy Marcina Najmana; o tamtym pojedynku mówiła później cała Polska. Teraz na jego walkę z Popkiem nie można było nawet kupić biletu, a transmisję gali udostępniano jedynie za opłatą. Na dalszy plan zeszły walki o mistrzowskie pasy. „A to jeszcze ktoś walczy?” – ze zdziwieniem zapytał mój tata po walce popularnego Pudziana, kiedy to do klatki wychodził Karol Bedorf, broniący tytułu mistrza wagi ciężkiej.
Show must go on
Numerami jeden pod względem popularności w swoich organizacjach pozostają zawodnicy niższych wag. W Polsce jest to bez wątpienia Mamed Khalidov, a jego odpowiednikiem na świecie zdaje się być Conor McGregor. Irlandczyk ma teraz swój czas – wygrywa walkę za walką, wciąż zdobywa kolejne pasy. Fakty są następujące: ekscytujemy się lżejszymi zawodnikami i nie doceniamy dział wytaczanych w wadze ciężkiej. Zdecydowanie wolimy popatrzeć, jak koguty skaczą sobie do gardeł, niż podziwiać walkę niedźwiedzi. Na pozór nielogiczne… Tyle, że często rywalizacja niedźwiedzi przeradza się w potyczkę ślimaków, której nie da się oglądać nawet za darmo.
Mateusz MENKINA
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.