Długi trzeba spłacać

regiodom.pl/ Nadchodzące decyzje wpłyną na losy kredytobiorców

Przyjęło się nauczać młodszych, iż należy brać odpowiedzialność za podejmowane decyzje. Odpowiedzialność ta ciąży na człowieku od młodości aż przez całe życie. Nie inaczej jest w przypadku tych najtrudniejszych decyzji, podejmowanych niekiedy ze świadomością istniejącego ryzyka. Zdaje się, iż owych prawd nie rozumieją polscy politycy, którzy chcą usilnie wspomóc wszystkich borykających się z kredytowymi problemami.

Gdy kilka lat temu w państwach Europy Środkowej średnie stopy oprocentowania waluty kształtowały się na poziomie znacznie wyższym, aniżeli te na zachodzie, dla wielu potencjalnych nabywców nieruchomości pojawiło się niezwykle interesujące rozwiązanie – kredyt w obcej walucie, a dokładniej we franku szwajcarskim, którego charakteryzowała niezwykła stabilność, określana w ekonomii mianem safe heaven. Niskie oprocentowanie i teoretyczna gwarancja stabilności spłaty zachęciła do siebie wielu Polaków, którzy w ten sposób chcieli niejako przechytrzyć prawa rządzące rynkiem finansów.

Grosz do grosza

W rzeczy samej, sytuacja przez kilka dobrych lat miała się właśnie w ten sposób. Kredyt złotówkowy na ten sam okres wymagał spłaty w ratach niekiedy kilkaset złotych większej, aniżeli jego ekwiwalent pokryty szwajcarskim nominałem. Oczywiście, w dzisiejszych czasach, gdzie wszystko zdaje się być ze sobą połączone, należało się spodziewać, iż jakiekolwiek wahania czy w najgorszym wypadku kryzys sprawią, iż całe przedsięwzięcie obróci się na niekorzyść dla swoich kontrahentów.

Siedem lat nieszczęść

Czarny scenariusz nastąpił wraz z nadejściem kryzysu w 2008 roku. Dokładnie wtedy działania inwestorów doprowadziły do gwałtownych ruchów na rynku szwajcarskiej waluty, co w efekcie poskutkowało równie drastycznymi działaniami Szwajcarskiego Banku Centralnego, który to zdecydował o usztywnieniu kursu waluty helwetów. Dla polskich kredytobiorców oznaczało to koniec tłustych lat. Z racji rosnącego kursu waluty, wysokość dotychczas korzystnych rat kredytów urosła do rozmiarów znacznie przewyższających podobne zobowiązania zaciągnięte w złotówkach.

Każdemu według zasług?

Wobec tych wszystkich faktów okazuje się, iż polski rząd finalnie zdecydował się dopiąć i wprowadzić w życie opracowywane projekty odnośnie pomocy polskim kredytobiorcom. Mowa tutaj między innymi o prezydenckim projekcie ustawy, wedle której każdemu posiadaczowi wspomnianego zobowiązania, będącemu w trudnej sytuacji finansowej (z racji wspomnianych zmian) będzie przysługiwać świadczenie zapomogowe. Owe wsparcie ma wynosić w niektórych wypadkach do dwóch tysięcy złotych miesięcznie. Warto zastanowić się nad zasadnością owego rozwiązania w kontekście podstawowej ludzkiej odpowiedzialności.

Na pierwszy rzut oka można zadać pytanie, czy aby nie doszło do oszustwa na skalę ogólnonarodową? W końcu ciężko uwierzyć, iż tysiące obywateli dość ryzykownie zdecydowało się zobowiązać na niekiedy i dekady, mając w głowie widmo potencjalnego ryzyka.

Jednakże, o żadnym oszustwie nie było mowy. Oczywiście, można przytoczyć tutaj słowa wielu ekonomistów, którzy niekiedy dość ochoczo wypowiadali się w mediach, jakoby bardzo dobrym pomysłem było postawienie właśnie na szwajcarską walutę. Wspominano o stabilności, niskim ryzyku i możliwości zaoszczędzenia.

Papier wszystko przyjmie

Kluczowe sformułowania w powyższym stanowią ‘’niskie ryzyko’’ oraz ‘’możliwość zaoszczędzenia’’. O ile faktycznie dla wielu osób w narodzie, w którym świadomość ekonomiczna w zasadzie nie istnieje, dość przekonywujące mogły okazać się słowa profesorów ekonomii czy przedstawicieli biznesu, lecz trudno doszukiwać się rozsądku w stawianiu za pewnik tez, które u podstaw były przypuszczeniem.

Faktycznie, ryzyko było małe. Ale nadal było. I dokładnie to zostało wspomniane w każdej pojedynczej umowie spisanej między kredytobiorcą a bankiem. Niezależnie od miasta, dnia czy banku. Każdy z kredytobiorców miał przynajmniej teoretycznie świadomość, iż ówczesna rata jego kredytu wcale nie musi być całkowicie stabilną. Co więcej, istnieje ryzyko wzrostu, nawet i niezwykle drastycznego. Dokładnie to wynikało z zapisów o ryzyku walutowym, na które każdy zgodził się, wraz ze złożeniem swojej sygnatury na białym polu.

Niczym dzieci

Tymczasem, zupełnie wbrew najstarszym i ogólnie przyjętym normom postanowiono, iż osoby w ten sposób poszkodowane przez los zdecydowanie zasługują na odgórną rządową pomoc. Abstrahując od wielu pytań, które pojawiają się w takim momencie, wybierzmy jedno. Otóż, jakim prawem? Idąc takim tokiem rozumowania, wsparcie winno należeć się każdej osobie, która straciła środki w grach losowych, nie wspominając już o utopionych pieniądzach w zakładach bukmacherskich. W czym obstawiony pewny mecz jest gorszy od nierozsądnie dobranego zobowiązania kredytowego? Ta hiperbolizacja ma jedynie na celu ukazanie absurdu, który zdecydowanie podzieli w pewien sposób i tak mocno poróżniony naród.

Wynika to przede wszystkim z tego, iż wspomniane wsparcie będzie czerpać ze środków publicznych. Kolejnym paradoksem jest fakt, iż podatki, częściowo będące zasługą ludzi o wiele roztropniejszych, miałyby być rozdysponowane wśród osób, które najzwyczajniej w świecie zdecydowały się na ryzyko i teraz ewidentnie ponoszą negatywne jego skutki. Zabawna w tej sytuacji zdaje się być wypowiedź Pana Tomasza Cymańskiego, szefa podkomisji zajmującej się całą sprawą, który w swojej wypowiedzi argumentuje działania rządu, powołując się na względy moralne, czysto ludzkie.

Cóż, trudno uwierzyć w moralność, dopóki wsparcie finansowane będzie z publicznych, naszych pieniędzy, a nie prywatnych kieszeni wielkodusznych darczyńców.

Drugie dno

Wreszcie można zahaczyć o temat całkowicie oczywisty, a dokładniej o zyskiwanie przychylności poszczególnych wyborców. Powszechnie wiadomo przecież, iż kampanie wyborcze toczą się niemal od początku każdej nowej kadencji, a nie tylko w okresie wywieszania plakatów obfitujących w uśmiechnięte twarze. Analizując działania obecnego rządu, można dojść do wniosku, iż chęć niesienia wsparcia kredytobiorcom, którzy stanowią faktycznie pokaźną grupę osób, to w dużej mierze zapewnienie sobie może nawet i kilku dodatkowych procent albo i zachęceniu co niektórych, aby w odpowiednim czasie wyruszyli w kierunku urn. Bliźniacza sytuacja miała miejsce w przypadku świadczeń z programu 500+, który to mógł zostać wprowadzony w sposób o wiele bardziej racjonalny ekonomicznie, przy tym bardziej odpowiedzialny ale i mniej głośny, ale ostatecznie zdecydowano się na rozwiązanie huczne, przy czym pozbawione sensu i pchające wózek z napisem Polska w kierunku bardzo stromej przepaści, wypełnionej inflacją.

Czy postanowiono zatem kupić sobie przychylność wyborców? Jakkolwiek drastycznie by to nie zabrzmiało, odpowiedź jest twierdząca.

Z cudzej kieszeni

Frankowicze czy nawet ci posiadający kredyty w złotówkach, gdyż również niektórych z nich wsparcie będzie dotyczyć, nie są jedynymi osobami w kraju, które pomimo zapewnień natrafiły na tę małą szansę odniesienia porażki w związku ze swoimi decyzjami. Lecz to właśnie sprawa dotycząca kredytów jest od lat bardzo popularna, a przy okazji mówi się w tym kontekście o niemalże osobnej grupie społecznej. Jak się okazuje, jest to niezwykle kuszący grunt pod tworzenie politycznego kapitału na niedaleką przyszłość.

Niestety, nie można takich działań popierać ludzkim odruchem czy też obowiązkiem. Jakakolwiek moralność traci swój ideał w momencie, gdy zabiera się jednym, celem oddania drugim. Z kolei obowiązek od początku spoczywał na tych, którzy decydowali się na podjęcie określonych działań kredytowych. A dokładniej, obowiązek brania odpowiedzialności za swoje czyny.

Dawid SZAFRANIAK

Dodaj komentarz