Jeden z najbardziej oczekiwanych debiutów polskiej sceny muzycznej wykonuje swoje zadanie w dwojaki sposób. Z jednej strony wszyscy wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać i dokładnie to otrzymaliśmy, z drugiej płyta ma w sobie tyle
z charakteru Glacy i jego dotychczasowych dokonań, że mimo to potrafi zaskoczyć w jak najbardziej pozytywny sposób.
Piotr Mohamed, szerzej znany jako Glaca, szturmem podbił polską scenę muzyczną przy okazji projektów takich jak Sweet Noise czy My Riot oraz przy okazji współpracy z innymi artystami. Dość powiedzieć, że mowa o muzyku, który w swoim dorobku zapisał współpracę z Edytą Górniak, Peją, Anną Marią Jopek czy wreszcie Justinem Chancellorem, basistą niezwykle popularnego zespołu Tool. Czy zatem debiut tak doświadczonego muzyka mógł się nie udać?
Trudno powiedzieć, jakie oczekiwania wobec nadchodzącego krążka mieli fani muzyka. Z jednej strony można wyróżnić rzeszę czekającą na powrót do korzeni, do klimatu niezwykle ciężkiego, przepełnionego furią, buntem i gitarowymi riffami. Z drugiej strony są i tacy, którym jak najbardziej odpowiada muzyczna ewolucja, którą już jakiś czas temu można było w twórczości Glacy zauważyć. Jak wiadomo, muzyk nie boi się krążenia po różnych gatunkach muzycznych, lubi eksperymentować i nie inaczej jest tym razem.
Muzyk autentyczny
Album Zang jest połączeniem obydwu podejść i oczekiwań, lecz wbrew pozorom nie jest to droga nazbyt przekombinowana. Pierwszym wnioskiem, który nasuwa się po przesłuchaniu krążka jest fakt, że materiał, który przygotował muzyk jest po prostu autentyczny. Oznacza to, że zaserwował fanom dokładnie to, co kolokwialnie mówiąc gra mu w duszy. Mamy tutaj ciężkie gitarowe partie będące w udanym mariażu z samplami i bitami, gdzieś z tyłu słychać tłuczoną perkusję, a każdy utwór zawiera dodatkowe smaczki w postaci gości specjalnych. Ale i tak daniem głównym jest i będzie wokal głównej gwiazdy, o którym można powiedzieć wiele. Z pewnością śpiew Glacy nie jest dla każdego, ale z czystym sumieniem trzeba przyznać, iż mało kto potrafi dzisiaj wydrzeć się w języku polskim w taki sposób, jak on. I za to należy się wielki szacunek.
Płytę otwiera utwór Oni Przyszli, który pełni rolę swego rodzaju artystycznej deklaracji Glacy, stanowi rasową formę openera albumu. Buntowniczy klimat tekstu jest dopełniany przez naprawdę udany podkład bitu w połączeniu ze skrzypcami, ale także ścieżkę basową autorstwa wspominanego już muzyka zespołu Tool. Prawdziwa zabawa dopiero się jednak zacznie.
Drugi numer, o nazwie Nie Oddamy Im Krwi, wydawał się być zaskoczeniem, ponieważ rzadko kiedy już drugi utwór albumu atakuje słuchacza z aż taką mocą. W pierwszej kolejności należy zwrócić uwagę na niesamowitą pracę gitar, które w dość marszowym rytmie prowadzą żwawe i równe tempo, będące raz po raz wzbogacane ostrymi solówkami. Co więcej, świetnie swoje miejsce odnalazł wokal wraz z udanym tekstem. Wersy uderzające o tematykę zdobywania świata i pokonywania granic często zahaczają
o kicz, lecz w tym wypadku udało się zamknąć całość w granicach naprawdę dobrego smaku. Jest to zdecydowanie jeden
z najjaśniejszych punktów krążka.
Równie gitarowo nadchodzi Czas Ludzi Słońca, który pochwalić się może bardzo hipnotycznymi wstawkami, kontrastującymi
z resztą kompozycji. Zaraz po nim przychodzi jednak miejsce na, zdaje się, największe dzieło omawianego albumu.
Utwór Człowiek został nagrany we współpracy z prawdziwą legendą polskiej muzyki, czyli Korą z zespołu Maanam, mogliśmy go także poznać jako drugi singiel promujący płytę. Pomysł zinterpretowania Krakowskiego Spleenu na nowo z początku wydawał mi się szalony, lecz z każdym kolejnym odsłuchaniem dało się zrozumieć, iż była to decyzja genialna. Z jednej strony mamy z tyłu głowy dosyć lekki klimat kroczącego hitu krakowskiego zespołu, z drugiej przychodzi nowoczesny i zbuntowany Glaca wraz ze swoim tekstem, wokalem i gitarami. Dopełnienie, czyli obydwoje artystów spotyka się razem w refrenie. Dawno żaden muzyk
w Polsce nie zaserwował słuchaczom takiego uderzenia. Jest moc!
Na płycie Zang mamy do czynienia z istną mieszanką klimatu, której towarzyszy wspomniana autentyczność. Widać to szczególnie, gdy zestawimy w tym momencie choćby Dziwny Świat i Klątwę, gdzie Glaca ewidentnie uświadamia słuchaczowi to, jak dobrze czuje się w różnych, nie tylko ostrych klimatach. W przypadku drugiego utworu warto także wspomnieć o gościnnym udziale Anny Patrini, której głos niesamowicie uwydatnił przekaz i klimat omawianej piosenki.
Zupełnie inną propozycją jest utwór Wolność, gdzie pojawiła się postać Marty Podulki. Można pokusić się o stwierdzenie, iż muzyk zdecydował się tutaj na lekko bluesowy eksperyment, oczywiście w ramach swojej dobrze znanej konwencji. Niesamowicie jasny
i emanujący dobrym nastrojem utwór ze świetnie chwytającym refrenem. A partia wokalistki? Istny majstersztyk emocji, siły głosu
i frazy.
Na płycie nie zabrakło także kontynuacji współpracy z poznańskim raperem Peją, tutaj przy okazji utworu Życie i Samotność, który był prezentowany jako manifest siły i wsparcia dla tych, którzy stracili kogoś ważnego w swoim życiu. Znając twórczość obydwu panów można dojść do wniosku, że jest to połączenie po prostu jak najbardziej odpowiednie.
Do bardziej agresywnych klimatów Glaca powraca przy okazji utworów Trotyl i Wilk, a także Skazany i Niewinny, gdzie słuchacz ponownie jest raczony naprzemiennie ostrymi gitarami oraz świetnie zrealizowanymi partiami beatów i sampli. W przypadku kawałka Tobie oraz Wizja sytuacja nie wydaje się już być taka oczywista, trochę więcej tutaj zmian nastroju czy ogólnego klimatu.
W przypadku drugiego utworu, ponownie z Justinem Chancellorem – oczywistym jest jego wpływ, a także świetna chemia, która istnieje między muzykami. Całości płyty dopełnia kontrastująca kompozycja Na Końcu Świata, która z niemalże monologu artysty zamienia się w epickie zakończenie tej jakże artystycznej podróży.
Nowa szkoła starej szkoły
Całość albumu wydaje się być w zasadzie wspomnianym monologiem artysty skierowanym do słuchacza. Co więcej, mowa
o słuchaczu, którego artysta zdaje się dobrze znać. Od początku do końca można odczuć dziwną więź łączącą Glacę z każdym, kto zdecyduje się przesłuchać płyty. Prawdopodobnie dlatego, że bije z niej szczerość. Trudno wyrazić jednoznaczną opinię na temat warstwy tekstowej – muzyka jest zbyt osobliwą formą wyrazu, w przypadku której rzecz bez znaczenia dla jednej osoby, będzie podporą i zachętą do walki dla innej. I o to drugie zdecydowanie chodzi Glacy. Promuje wartości po prostu dobre i, w jego mniemaniu, godne. Czy zatem jest to słuszne z muzycznego punktu widzenia? Niewątpliwie, płyta potrafi zaskoczyć i przyciągnąć,
a także zaciekawić. Zdecydowanie warto było czekać.
Dawid SZAFRANIAK
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.