Po ostatnich wyścigach MotoGP i Formuły 1 w internecie dość powszechne stały się porównania Marca Márqueza, wielokrotnego mistrza świata na dwóch kołach, do młodego holenderskiego kierowcy Red Bulla, Maxa Verstappena. Płaszczyzną porównania nie jest jednak aspekt, z którym jakikolwiek kierowca chciałby być utożsamiany.
Wzrost częstotliwości wymieniania owych nazwisk był związanych z bardzo agresywną jazdą obu zawodników w ostatnich rundach Grand Prix. I o ile nikt nie ma wątpliwości, że zarówno Hiszpan, jak i Holender są bardzo utalentowani, to pojawiły się głosy, czy nie są też zbyt niebezpieczni dla reszty stawki.
Marquez zniszczył MotoGP
Te słowa, wypowiedziane pod adresem czterokrotnego mistrza tej serii, można by uznać za świętokradztwo, gdyby nie to, że ich autorem jest jeszcze większa legenda wyścigów motocyklowych – Valentino Rossi. Sześciokrotny mistrz w królewskiej klasie był największą ofiarą Márqueza w trakcie wyścigu w Termas de Río Hondo. Desperacko walczący o jak najwyższą pozycję po problemach na starcie, Hiszpan wypchnął Włocha poza tor, przez co spadł on na koniec stawki. I nie był to jedyny występek krnąbrnego Hiszpana na argentyńskiej ziemi. Wcześniej w podobny sposób zaatakował swojego rodaka – jeżdżącego Aprilią Aleixa Espargaró. Rossi po zakończeniu wyścigu stwierdził, że jest przerażony, gdy jeździ z Marquezem, oraz że zniszczył on serię, nie okazując szacunku rywalom.
Grand Prix Argentyny nie było pierwszym wyścigiem, w którym Hiszpan zachowywał się na torze nieodpowiedzialnie. Wielokrotnie na przestrzeni lat atakował rywali w sposób zdecydowanie zbyt agresywny jak na sytuację torową – wystarczy choćby wspomnieć próbę wyprzedzenia Johanna Zarco w otwierającym tegoroczny sezon wyścigu na torze Losail w Katarze. Wtedy do wywrotki nie doszło, lecz na kombinezonie Francuza pozostał ślad po kontakcie z Hondą z numerem 93. Sam zainteresowany stwierdził, że nigdy nie uderzył by kogokolwiek umyślnie i wszystkie tego typu sytuacje wynikają z błędów. Byli zawodnicy królewskiej serii są podzieleni odnośnie zachowania Mara. James Toseland powiedział, że okazywał on rywalom brak szacunku i arogancję. Wtórował mu Neil Hodgson. Z drugiej strony Giacomo Agostini oświadczył, że Rossi przesadził ze swoją krytyką. Wszyscy jednak dobrze wiedzą, że Hiszpan nie zmieni swojego stylu jazdy, dzięki któremu w tak młodym wieku jest już tak utytułowany.
Latający Holender
W miniony weekend mieliśmy analogiczną sytuację do tej opisanej wyżej, tyle że na czterech kołach. Młody kierowca zespołu Red Bull – Max Verstappen – zdecydował się na nieodpowiedzialny atak na Sebastiana Vettela, lidera klasyfikacji Mistrzostw Świata. Próba wyminięcia Ferrari z numerem 5 zakończyła się kolizją, która Holendrowi odebrała miejsce na podium, a Niemcowi całkowicie popsuła wyścig, zepsuty już przez strategiczne pomyłki zespołu. Oliwy do ognia dodał fakt, że tydzień wcześniej w Bahrajnie Verstappen również spowodował kolizję. Wtedy nieodpowiedzialnym manewrem doprowadził do kontaktu z Lewisem Hamiltonem. Te dwa wydarzenia spowodowały, że faworyt Holendrów ma już 5 punktów karnych, a zdobycie 12 oznacza jednowyścigową pauzę.
MadMax zachował się po tym wypadku zupełnie inaczej niż opisywany wcześniej Márquez. Od razu po wyścigu przyznał się do błędu i przeprosił Vettela, co zostało docenione przez czterokrotnego Mistrza Świata. Jednak również odmienna była fala krytyki, która spadła na barki kierowcy spod znaku Czerwonego Byka. Jego manewr skrytykował między innymi jego ojciec, były kierowca F1, Jos Verstappen. Stwierdził on, że jego syn musi trzymać wszystko pod kontrolą i więcej myśleć na torze. To samo, zaraz po wyścigu, stwierdził młodszy z rodu Verstappenów: to bardzo pechowe, że coś takiego miało miejsce. Muszę wszystko przeanalizować i postarać się wrócić silniejszy na kolejne wyścigi.
Dwóch młodych zawodników, uprawiających dwie różne dyscypliny. Jeden już utytułowany, drugi wciąż czekający na swoje wielkie zwycięstwo. A jednak obaj mają wiele wspólnych cech: zadziorność, nieustępliwość, chęć wygrywania. I torową agresję, za którą często są krytykowani. Owszem, na pierwszym miejscu zawsze należy stawiać zdrowie zawodników, zwłaszcza, gdy mówimy o sportach motorowych, w których najpoważniejszą kontuzją nie jest zerwanie więzadeł. Patrząc z tego punktu widzenia, zapędy – zwłaszcza młodych kierowców – należy jak najszybciej ukrócać. Jednak z drugiej strony, to właśnie takie osobowości, które nie są czarno-białe, i które stać na zrobienie czegoś szalonego, przyciągają na tory i kibiców, i sponsorów. To one powodują, że media na całym świecie chcą opowiadać o kolejnych Grand Prix. To oni swoimi akcjami budzą przysypiających przed ekranem kibiców z drugiej strony świata, którzy wstali w środku nocy, by obejrzeć wyścig z innego kontynentu. Zarówno FIA (Międzynarodowa Federacja Samochodowa), jak i FIM (Międzynarodowa Federacja Motocyklowa) muszą znaleźć złoty środek pomiędzy bezpieczeństwem a dozwoloną na torze walką. Jedno jest pewne – tacy zawodnicy jak Márquez i Verstappen zawsze będą się pojawiać. Kierowcy, dla których najwyższy stopień podium jest celem, a dążąc do niego często gotowi są przekraczać kolejne granice. Jednak bez nich, to wszystko szybko stałoby się po prostu nudne.
Rafał WANDZIOCH
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.