Gdy brytyjska premier Theresa May zwróciła się do Rosjan z jednoznacznym żądaniem wyjaśnień w sprawie otrucia byłego podwójnego agenta Sergieja Skripala oraz jego córki na terytorium Wysp Brytyjskich, mało kto był w stanie dokładnie przewidzieć dalszy rozwój sytuacji. W końcu od lat wiadomo, że Rosja, jako ogromny gracz na arenie międzynarodowej, nie jest najlepszym partnerem do politycznego klinczu. Dziś jednak już wiemy, że mamy do czynienia z istnym powrotem do realiów zimnowojennych.
Warto zacząć całą dywagację od bardzo istotnego stwierdzenia – otóż „zimna wojna”, czyli pełne napięcia zawieszenie broni z czasów powojennych, wcale nie miała końca. Co za tym idzie, trwa nadal, a obecnie świat wszedł w kolejny jej etap, zdaje się, że najbardziej dotychczas burzliwy.
Wspomniany otruty podwójny agent, jak wiadomo, działał na niekorzyść Federacji Rosyjskiej, co oczywiście argumentuje fakt, jakoby tamtejsze władze miały duży interes w jego unicestwieniu. Całej sprawie pikanterii dodał sposób, w jaki postanowiono pozbyć się niewygodnej osoby. Otóż mowa tutaj o środku chemicznym o nazwie „nowiczok”. Owa substancja, nie dość, że przez lata była produkowana wyłącznie w Rosji, to dodatkowo była w użyciu tylko przez tamtejsze służby.
Persona non grata
Nic zatem dziwnego, iż Brytyjczycy zażądali wyjaśnień od jedynego w ich mniemaniu podejrzanego. Strona rosyjska zdawała się być całą sprawą oburzona, lecz czy nie jest to sytuacja niezwykle nam wszystkim znajoma? Mowa w końcu o państwie, które od wieków w swoim postępowaniu posługuje się retoryką obarczania innych, a jak pokazała wielokrotnie historia, winę Rosji można było wskazać wielokrotnie.
Krótko po rozwinięciu się całej sytuacji, główną kwestią okołopolityczną związaną ze sprawą były piłkarskie Mistrzostwa Świata, które odbędą się na terytorium Rosji. Wielka Brytania niemalże od razu ogłosiła, iż jej przedstawiciele rezygnują z udziału w imprezie, pod znakiem zapytania stanął też udział ich kadry narodowej w owych rozgrywkach. Dzisiaj sytuacja wydaje się być jeszcze bardziej zaogniona.
Wraz z toczeniem się kolejnych przepychanek na linii Zachód – Rosja, zaczęto uciekać się do dość drastycznych środków dyplomatycznych. O ile wydalenie rosyjskich dyplomatów z terytorium Wysp Brytyjskich mogło być oczywiste, tak dość zaskakującym można określić fakt, iż wiele państw postanowiło okazać Brytyjczykom solidarność.
Europa razem
Mowa tutaj między innymi o Stanach Zjednoczonych, Niemczech, Francji czy nawet Polsce. Łącznie państwa wydaliły ze swojego terytorium 122 dyplomatów, zamknięto także niektóre placówki dyplomatyczne, jak na przykład Konsulat Generalny w Seattle. Jaka była odpowiedź rosyjska?
Jak się okazało, dość przewidywalna. Otóż, władze rosyjskie przede wszystkim przyjęły pozę ofiary, na dodatek całkowicie niesłusznie oskarżonej. Co więcej, poza wyrażeniem swego ubolewania, dodano, iż nie pozostaną dłużni na działania Zachodu, a jak dobrze wiemy, w przypadku Rosjan nie są to puste słowa. Zastanówmy się, czy strona brytyjska miała w ogóle prawo wysunąć tak poważne zarzuty? Nie można powiedzieć, że jest to kwestia jednoznaczna, skoro nikt nie został złapany za rękę. Jednakże warto przyjrzeć się faktom. Oprócz poważnych dowodów dotyczących rodzaju substancji, miejsca jej produkcji i faktu, iż była w użyciu przez Rosjan, można także wspomnieć o tym, że nie jest to zdarzenie bez precedensu. Wystarczy przypomnieć sobie sytuację z 2006 roku, kiedy to Rosjanie również postanowili dokonać zamachu na byłego agenta FSB Aleksandra Litwinienkę, wtenczas przy pomocy radioaktywnego polonu.
Powrót do przeszłości
Czemu zatem Rosja porwała się na aż tak drastyczny krok? Można tutaj mówić, tak jak podczas zimnej wojny, o próbie zastraszenia Zachodu i poinformowania wszystkich, iż strona rosyjska po prostu jest zdolna do zrobienia czegoś, czego wszyscy najzwyczajniej w świecie się boją. Mowa tutaj o braku skrupułów w wymierzaniu ciosów, niekiedy aktach terroryzmu i walce o powszechny szacunek, a raczej postrach.
Co więcej, Rosja jest zwartym organizmem państwowym, w przeciwieństwie do Zachodu, w ramach którego znajdują się Stany Zjednoczone, a także Unia Europejska, składająca się z wielu państw, oraz sam Sojusz NATO. Choć może brzmieć to absurdalnie z obecnej perspektywy, kiedy wiele państw pokazało sojusznicze zamiary wobec Wielkiej Brytanii, ale w efekcie może to doprowadzić do znaczących podziałów w Europie i nie tylko.
W zgodzie i bezpieczeństwie
Już teraz państwa starego kontynentu nie są jednomyślne, gdyż nie wszyscy postąpili na podobieństwo Wielkiej Brytanii. Znalazły się głosy neutralne, jak stanowisko rządu Austrii. W sytuacji gdy dane kraje nie będą odczuwać potrzeby wchodzenia w konflikt z Rosją czy może nawet uznają, iż bezpieczniej jest im żyć z Rosją w zgodzie, następstwem będzie ewidentny podział. Mowa tutaj choćby o państwach bałtyckich, a także innych krajach na wschodzie Europy, poniekąd także o Polsce, która jako kraj słabszy od Niemiec czy Francji, zdecydowanie bardziej może odczuć negatywne skutki sprzeczek z mocarstwową polityką Kremla.
Sama sytuacja oczywiście nie jest dla Rosji łatwa. Szczególnie gdy mowa o napiętych stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi, co stoi w sprzeczności z ich obecnymi zamiarami, czyli właśnie unormowaniem relacji na linii Waszyngton – Moskwa.
Bilans zysków i strat
Z perspektywy Polski ochocze wsparcie Wielkiej Brytanii nie wydaje się mieć większego sensu. Jak to z reguły bywało w polskiej historii, naszą sytuację można określić mianem wybierania Zachodu lub Wschodu, jednoznacznie utożsamianego z Rosją. Lecz warto zrobić tutaj bilans zysków i strat, gdyż sytuacja dzisiaj jest zdecydowanie inna od tej sprzed wieków. Jako członek Unii Europejskiej oraz najważniejszych sojuszy militarnych nie musimy walczyć o swoje jestestwo w danych organizacjach – jesteśmy ich członkami i jako jedno z większych europejskich państw mamy w nich swój głos. Co innego w sytuacji na linii Warszawa – Moskwa, gdzie stosunki i relacje kreujemy całkowicie sami i żaden podpis czy regulamin nie obowiązuje. Oczywiście, drastyczne zwrócenie się na Wschód byłoby irracjonalne oraz być może utożsamiane z politycznym samobójstwem. Jednakże pewna doza wstrzemięźliwości byłaby tutaj wskazana. Jakie mamy relacje z Rosją, każdy wie. A zdecydowanie nie warto ich jeszcze bardziej psuć. Należy podejść do tego, odkładając na bok sympatię czy antypatię, pamięć o historycznych starciach czy powojenny żal, na które w polityce nie ma miejsca. Jest za to dużo przestrzeni na chłodną kalkulację zysków i strat.
Dawid SZAFRANIAK
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.