A bliźniego swego…

Mężczyźni tworzący „bojówki” twierdzą, że działają zgodnie z wolą bożą. Fot. Facebook/Żołnierze Chrystusa

Kiedy papież Franciszek mówi o tolerancji i miłości Boga do wszystkich ludzi, polscy księża zdają się tego nie słyszeć i głaszczą po głowie przedstawicieli fundamentalistycznych katolickich grup. Nie słyszą tego też politycy prawicy, którzy uważają się za obrońców prześladowanego przez LGBT Kościoła.

Kiedy faryzeusze zapytali Jezusa, które przykazanie jest według niego najważniejsze odpowiedział im: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy.”  Ten fragment z Ewangelii według świętego Mateusza jednoznacznie tworzy obraz chrześcijaństwa jako religii miłości i tolerancji. Jednak ewidentnie nie wszystkim katolikom się to podoba. Nie podoba się na przykład ministrowi sprawiedliwości i prokuratorowi generalnemu Zbigniewowi Ziobro.

Zdelegalizować!
Reformowany Kościół Katolicki działa w Polsce od 2007 roku. Ma kilka wspólnot na terenie całego kraju, w tym największą, liczącą około 30 osób w Poznaniu. Podejście do wiary katolików reformowanych zdecydowanie różni się od podejścia katolików z obrządku łacińskiego. Przede wszystkim jeśli chodzi o sprawy dotyczące płci i ludzkiej seksualności. Reformowani katolicy uznają, że kapłanami mogą być zarówno mężczyźni, jak i kobiety, celibat dla chętnych. Seks przed ślubem nie jest grzechem, o ile uprawia się go z ukochaną osobą. Pełną akceptację zyskują tu także osoby homoseksualne i transpłciowe, którym udzielane są śluby. Do wspólnoty dołączają nie tylko osoby, które czuły, że w Kościele Rzymskokatolickim czegoś im brakowało. Przynależą do niego także byli buddyści czy protestanci. W styczniu tego roku, po 13 latach działalności, Kościół Reformowany został zalegalizowany. To jednak nie spodobało się Zbigniewowi Ziobro. 14 lipca prokurator generalny wniósł sprzeciw wobec rejestracji Kościoła Reformowanego. Oficjalnym powodem sprzeciwu, według działu prasowego Prokuratury Krajowej, miało być to, że „statut oraz wniosek Reformowanego Kościoła Katolickiego nie zawierały istotnych informacji wymaganych ustawą: w zakresie celów związanych z działalnością Kościoła”. Nieoficjalnie, bardziej prawdopodobną przyczyną jest niechęć prokuratora generalnego do środowiska LGBT+. W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” Ziobro tak mówił o przemianach kulturowych zachodzących w Europie  „skoro lewackiej ideologii spod znaku LGBT i gender, nie oparły się mocno zakorzenione w chrześcijaństwie społeczeństwa, jak Hiszpanie czy Irlandczycy, to i my jesteśmy skazani na porażkę. (…) Chcemy i będziemy się bić w obronie naszej chrześcijańskiej tożsamości. To z niej bowiem wyrasta polskość (…). Jesteśmy świadkami wojny kulturowej, która toczy się w Europie”. Sam wniosek ministra oprócz wątpliwych pobudek, budzi kontrowersje w jeszcze jednej kwestii. To pierwsza taka ingerencja polityczna w wolność wyznania w Polsce od czasu upadku komuny.
Choć delegalizacja Kościoła Reformowanego nie oznacza jego zamknięcia, to wspólnota dużo na nim traci. Począwszy od kosztów finansowych, które musiała ponieść w związku z wpisaniem Kościoła do rejestru, skończywszy na stratach wizerunkowych. W Polsce bowiem, wspólnoty i kościoły niezalegalizowane często traktowane są przez społeczeństwo jak sekty.

W imię
W Polsce funkcjonuje wiele organizacji powiązanych z Kościołem Katolickim. Choć może organizacja to zbyt łagodne określenie. Lepszym byłaby tu bojówka. I tak o to mamy „Męskie Plutony Różańca”, „Wojowników Maryi” czy, chyba ostatnio najczęściej wspominaną grupę, „Żołnierzy Chrystusa”. W przeważającej części organizacje te są skierowane do mężczyzn, a ich struktura wzorowana jest na jednostkach militarnych. Często łączą w sobie wiarę chrześcijańską ze skrajnym nacjonalizmem.
Hasłem wspominanych już „Żołnierzy Chrystusa” jest zdanie „Różaniec naszą bronią”. Wszystko byłoby w porządku, gdyby hasło to było tylko metaforyczne i odnosiło się do walki duchowej z grzechem i słabościami. Niestety to motto można odczytywać bardzo dosłownie. Różaniec sprzedawany na stronie internetowej „Żołnierzy Chrystusa” jest masywny, złożony z ciężkich kulek, które owinięte wokół pięści mogą służyć za… kastet. Nie tylko nietypowe dewocjonalia mogą martwić. Ze wszystkich grup religijnych w Polsce „Żołnierze Chrystusa” w najbardziej otwarty sposób łączą religię z polityką. Facebook organizacji jest pełen zdjęć z przedstawicielami Konfederacji oraz Prawa i Sprawiedliwości. „Żołnierze” w wakacje tego roku weszli też w konflikt ze środowiskiem LGBT. Po zatrzymaniu aktywistki LGBT o pseudonimie Margot, po całej Polsce rozlały się protesty wsparcia. Główną ich areną pozostała jednak Warszawa. Tam wejść do niektórych kościołów zaczęli w tym czasie pilnować właśnie „Żołnierze Chrystusa”. Jak informowali wtedy członkowie Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych: „Młodzi, agresywni mężczyźni decydują o tym, kto może wejść do kościoła. Blokując wejście, tzw. »Żołnierze Chrystusa« robią selekcję (…) W naszym Ośrodku działają również osoby, będące ochrzczonymi katolikami. Próbowały wejść do jednego z warszawskich kościołów, by się pomodlić. Na ich drodze stanęła grupa »młodych byczków« z fundamentalistycznej organizacji »Żołnierze Chrystusa«, którzy stwierdzili, że nie wpuszczą do świątyni nikogo, kto ich zdaniem, wygląda na »pedała«”. Takie działania sprawiają, że trudno traktować grupę jako pełną miłosierdzia.

Prawdziwe prześladowania

W maju bieżącego roku w tygodniku „Do Rzeczy” ukazały się dwa artykuły jeden zatytułowany w „Obronie Chrześcijan”, drugi – „Katolicy pod pręgierzem”. Obie publikacje były opłacone przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Obie niepodpisane. Obie naszpikowane homofobicznymi i nieprawdziwymi informacjami. Stawiające Kościół w roli ofiary barbarzyńskiej propagandy LGBT.
Według danych GUS z 2018 roku liczba ludności Polski wynosiła 38,4 mln. Prawie 33 mln z ponad 38 to katolicy. Kościół katolicki dostaje ze skarbu państwa miliony złotych na remonty, prowadzenie religii w szkołach i inwestycje. Nikt nikomu za bycie katolikiem nie grozi zwolnieniem z pracy, usunięciem z uczelni, pobiciem, śmiercią. Do kościoła można się udać tak naprawdę o każdej porze dnia i nocy. A jeśli nie można do niego iść, to można mszę obejrzeć w telewizji. W tej sytuacji mówienie o prześladowaniu katolików w Polsce jest nie fair. Nawet nie tyle wobec opinii publicznej, co wobec innych katolików. Tych, którzy mieszkają w Korei Północnej, gdzie za wyznawanie Chrystusa grozi obóz pracy lub śmierć. Tych, którzy mieszkają w Afganistanie, gdzie odejście od islamu jest zabronione prawnie i konwersja na inną religię może zakończyć się śmiercią albo pobytem w szpitalu psychiatrycznym. Mieszkańców Somalii, którzy muszą utrzymywać swoją wiarę w kompletnej tajemnicy. Tajemnicy, której ceną jest życie. Według danych opublikowanych przez Open Doors na świecie jest 50 krajów, w których chrześcijanie doświadczają najsilniejszych prześladowań. W sumie żyje w nich około 650 milionów ludzi, z których około 200 milionów jest zagrożonych najokrutniejszymi konsekwencjami za wyznawanie chrześcijaństwa, takimi jak tortury czy śmierć. Czy ich sytuacja jest identyczna z tą polskich katolików? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam.

EWELINA DERNOGA