Ukończone osiemnaście lat i waga wynosząca minimum 50 kilogramów. Wymagania nie są wysokie, a mniej więcej właśnie tyle potrzeba, by pomóc, a nawet uratować życie komuś choćby z drugiej części globu. Wystarczy dobra wola.
Przypomnieli o tym wolontariusze fundacji DKMS, odwiedzając w przedświątecznym tygodniu wydziały Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Dokonywali oni rejestracji potencjalnych dawców szpiku i komórek macierzystych. Jak mówi Anna Karasiewicz, wolontariuszka i lider studencki UAM, „jest to świetna okazja przed świętami, aby zrobić prezent chorym na nowotwory krwi. Tym prezentem jest życie”.
W celu poszukiwania odpowiednich osób, wolontariusze pojawiają się w uczelniach dwa razy do roku, na wiosnę i na zimę. Podczas pierwszych tegorocznych odwiedzin zarejestrowano około stu osób i podobnego wyniku oczekuje się po zakończonej przed świętami akcji. Niektórzy zapisujący innych i zajmujący się tym dłużej zauważają tu pewną zależność – najwięcej potencjalnych dawców zdaje się zapisywać na Wydziale Nauk Społecznych, czy Wydziale Studiów Edukacyjnych.
Zgubna nieświadomość
Jakkolwiek by nie prezentowały się tegoroczne lub ubiegłoroczne liczby, wynik i tak nie jest do końca zadowalający, uwzględniając liczbę oczekujących na szpik. Do dzisiaj dochodzi do małej ilości przeszczepów. Przyczyn tego zjawiska jest kilka. Najważniejszą z nich wydaje się fakt, że potencjalni dawcy nie zdają sobie sprawy z tego, że gdzieś na świecie istnieje ich genetyczny bliźniak, któremu to właśnie oni mogą pomóc. Istotne jest poszerzanie bazy danych, gdyż pomoc choremu jest niemożliwa, jeśli nie znajdzie się odpowiedni „sobowtór”.
Istotnymi przyczynami, na które wskazują wolontariusze, są także błędne przekonania nt. pobierania szpiku i wynikający z niego najzwyczajniejszy strach. Bardzo często ludzie rezygnują z dawstwa szpiku gdyż obawiają się, że sposoby jego oddania powodują negatywne konsekwencje zdrowotne, w tym daleko idące, można by wręcz rzec, dysfunkcje. W związku z tym pojawia się nawet przeświadczenie, że szpik pobierany jest bezpośrednio z kręgosłupa. Jest to mit, który rozpowszechniony odwiódł wiele osób od oddawania komórek macierzystych. Wobec tego dobrze jest sprecyzować, jak wygląda prawda, na czym polega proces samego pobrania szpiku, pomijając całą procedurę rejestracji i selekcji.
Dają w kość?
Jak informują liczne strony, w tym ta fundacji DKMS, sposoby są dwa i o tym, który się zastosuje, zawsze decyduje lekarz. W osiemdziesięciu procentach przypadków wybiera się metodę tzw. aferezy, czyli pobrania komórek macierzystych z krwi obwodowej. Polega ona na podłączeniu do jednej żyły pacjenta igły z drenem, którym krew płynie do separatora, skąd wraca ona, po oddzieleniu komórek krwiotwórczych, do drugiej żyły.
„W czasie aferezy dawca leży na wygodnym fotelu, może czytać, oglądać filmy lub ulubione programy telewizyjne. (…) Bezpośrednio po zabiegu dawca może iść do domu. Dawcy w dniu po zabiegu czują się różnie – niektórzy od razu podejmują normalną aktywność, inni odczuwają zmęczenie lub senność jak po źle przespanej nocy, więc przez resztę dnia wolą odpoczywać” – informuje strona Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Poznaniu.
Drugim sposobem jest nakłucie talerza kości biodrowej za pomocą igły. W tym przypadku korzysta się ze znieczulenia ogólnego. W związku z tym, w celu regeneracji, pacjent musi po zabiegu pozostać w szpitalu do następnego dnia. Choć metoda ta brzmi dużo straszniej od pierwszej, to jedynymi jej konsekwencjami są te krótkotrwałe, takie jak ogólne osłabienie, wynikające z zastosowania znieczulenia.
Dawstwo szpiku nie jest więc ani wymagające, ani tym bardziej negatywne dla potencjalnego dawcy. Jest zgoła odwrotnie. Można powiedzieć, że oddawanie szpiku obudowane jest samymi superlatywami. Warto zatem, w kontekście opisywanego zjawiska, iść za myślą, która widoczna jest zarówno w działaniach fundacji DKMS, jak i organizatorów rozmaitych akcji charytatywnych. Pochodzi ona ze strony przedświątecznej inicjatywy „Gwiazdka UAM 2018”: dobro podarowane drugiemu człowiekowi, to najlepszy prezent, jaki sami sobie możemy sprawić.
Jakub SZUSTAKOWSKI