Kataloński malarz Salvador Dali powiedział kiedyś, że to, co odróżnia go od wariata to fakt, że nim nie jest. Choroby umysłowej u niego nie stwierdzono, lecz jedno widać gołym okiem – jego prace przyciągają widzów niczym magnes. Podobne zainteresowanie wzbudza dorobek artystyczny innego surrealisty, belgijskiego pochodzenia – Rene Magritte, autora słynnych “Kochanków”. W ich warszatatach panuje baśniowy nastrój, tworzący pewną tajemnicę, bez której nie istniałby surrealizm, zdobywający coraz szersze grono wielbicieli.
Nic więc dziwnego, że oferowana przez Dalineum przy ulicy Wielkiej w Poznaniu wystawa prac obojga malarzy rozbrzmiewa na ustach mieszkańców Pyrlandii. Niestety, słowa nie przemieniają się w czyny. Po zakupieniu dość drogiego biletu ulgowego, którego koszt wynosi 25 złotych, można ujrzeć trzy sale świecące jarzeniówkami, lecz ani jednej żywej duszy. Liczba eksponatów także pozostawia wiele do życzenia. Mimo że właściciele prac zdobyli znaczną kolekcję dzieł Dalego, warsztat Magritte’a mieści zaledwie jedna mała sala, sprawiająca wrażenie niewykończonego pokoju. Małe rysunki wydają się jeszcze mniejsze na tle białych ścian, drewniana sztaluga nieudolnie wypełnia pomieszczenie, a na podłodze dostrzec można liczne materiały czy ramy, które, jak zapewnia właściciel, “nie przeszkadzają nikomu w zwiedzaniu”. Ponadto, kolekcjonerzy oszczędzają na prądzie, włączając światło w trakcie wchodzenia do danej sali. Dzieła oprawione są w drewniane ramki do złudzenia przypominające te, kupowane w sklepach sieci “Ikea”. Nie byłoby w tym nic bezczelnego, gdyby nie sławne nazwisko artysty oraz nieadekwatna cena biletu.
Najbardziej intrygujące eksponaty mają postać wielobarwnych krawatów, często nawiązujących do miejscowości odwiedzanych przez hiszpańskiego artystę. Warta wysłuchania jest historia pary kolczyków, leżących w jednej z gablot. Kształt nadany biżuterii nawiązuje do katalońskiego chleba, ubóstwianego przez Salvadora Dalego. Jeśli, wierzyć opowieściom, pewnego dnia zaprzestano produkcji tego charakterystycznego pieczywa. Zrozpaczony malarz niejednokrotnie umieszczał chleb w swoich pracach, dzięki czemu rozsławił go, a także przyczynił się do wznowienia produkcji. Tu należy zakończyć wycieczkę po zakamarkach sztuki, gdyż muzeum nie zaproponuje nam nic więcej, prócz zaopatrzenia się w czerwono-białe ulotki.
Jak mawia przysłowie, “od przybytku głowa nie boli”. Powiedzenie uczy nas, że nie zawsze nadmiar pewnych rzeczy musi wywierać negatywny skutek. Jednakże, należy określić, co jest wartościowe, a co nie. Dalineum zdecydowanie tak wielkiej wartości nie ma.
Livia ROK