Po meczu z Legią można było spotkać się z opinią, że zwycięstwem lechici odbudowali zaufanie wśród swoich kibiców. Zważywszy na nastroje panujące w środowisku trudno jest znaleźć dowody na potwierdzenie tej tezy. Zawodnicy trenera Adama Nawałki kolejną cegiełkę do tego żmudnego procesu mieli dołożyć w spotkaniu z Arką Gdynia. Czy udało im się tego dokonać? Wynikiem z pewnością, lecz nie stylem gry.
Od tygodnia było wiadomo, że oba zespoły przystąpią do niedzielnej rywalizacji w odmienionych składach. W Lechu, za nadmiar żółtych kartek, pauzował Pedro Tiba, natomiast w Arce Adam Marciniak oraz Luka Marić. Szkoleniowcy obu drużyn zdecydowali się na odważne posunięcia. Do składu gdynian powrócił Christian Maghoma – 21-letni obrońca pozyskany przez żółto-niebieskich latem minionego roku z Tottenhamu. W wyjściowej jedenastce zadebiutowali pomocnik Marko Vejinović oraz obrońca Michael Olczyk. Z drugiej strony – zawieszonego kapitana Kolejorza zastąpił… Vernon De Marco, któremu w przeszłości zdarzało się grywać na „6”. Największą niespodzianką był jednak brak Volodymyra Kostevycha. Ukraińca z gry wykluczyła choroba, a w jego miejsce „wskoczył” nieco zapomniany Piotr Tomasik.
Wystarczyło niewiele
Spotkanie od środka pola rozpoczęli zawodnicy trenera Adama Nawałki. Pierwsze pół godziny nie były imponujące w wykonaniu obu stron. Przez znaczną część czasu lechici utrzymywali się przy piłce, jednak nie potrafili zrobić z tego większego pożytku. Pierwszą dobrą sytuację stworzyli w 21. minucie, kiedy Thomas Rogne posłał długie podanie do wychodzącego na czystą pozycję Macieja Makuszewskiego. Skrzydłowy zgrał ją w polu karnym do Christiana Gytkjæra, lecz futbolówka po strzale Duńczyka poszybowała wysoko ponad bramką rywala.
Krótko po tym wydarzeniu sędzia podyktował rzut wolny dla Arki. Był on początkiem lepszego okresu gry w ich wykonaniu. Drużyna Zbigniewa Smółki oddała wtedy pierwszy celny strzał w całym meczu. Ich „marsz” został przerwany przez… bramkę Kolejorza. W 39. minucie dobrą wymianę podań na skrzydle zaliczyli Kamil Jóźwiak oraz Robert Gumny. Ten pierwszy wbiegł w pole karne gdynian, pociągnął grę do końcowej linii, po czym posłał podanie do Gytkjæra. Niezawodnemu przed własną publicznością napastnikowi nie pozostało nic innego jak dopełnić formalności.
Drugą połowę z wysokiego „C” próbował rozpocząć Darko Jevtić, lecz jego strzał został zatrzymany przez Pāvelsa Šteinborsa. Lechici w pierwszych minutach tej odsłony spotkania nie mieli większych problemów z kontrolą boiskowych wydarzeń. Po upływie godziny gry goście coraz częściej dochodzili jednak do głosu. Strzału na bramkę próbował Maciej Jankowski. Chwilę później z bezpańsko posłaną w pole karne gospodarzy piłką minęło się dwóch arkowców. W doliczonym czasie gry w poprzeczkę huknął Rafał Siemaszko.
Wynik lepszy niż gra
Kolejorz fragmentami irytował. Nie potrafił wstrzelić się w odpowiedni „timing”, który pozwoliłby im powiększyć swoje prowadzenie. Tak było choćby w 80. minucie, kiedy o podanie wręcz prosił się wprowadzony chwilę wcześniej Timur Zhamaletdinow. Kamil Jóźwiak zwlekał jednak zbyt długo. Chwilę później Rosjanin stanął przed kolejną szansą. Tym razem dobrze ze swoich obowiązków wywiązał się jeden z obrońców żółto-niebieskich. W meczu nie obyło się również bez monotonnego rozgrywania piłki pomiędzy linią defensywną niebiesko-białych.
Po ostatnim gwizdku sędziego kibice zgromadzeniu na Stadionie Poznań mogli odetchnąć z ulgą. Należy wszak przyznać, że niedzielne spotkanie było prawdziwą „ucztą” dla koneserów polskiej ligi. Ani jedna, ani druga stronie nie potrafiła wyklarować sobie dogodnej sytuacji. Jak to się zatem stało, że poznaniakom udało się odnieść zwycięstwo w tej rywalizacji? Trudno odpowiedzieć na to pytanie, gdyż niemal w każdej statystyce byli gorsi od przeciwnika. Na wysokości zadania – pomimo jednej czy dwóch sytuacji, w których można było złapać się za głowę – stanęła ich obrona. Robert Gumny wywiązał się ze swoich obowiązków z nawiązką. Dobre zawody rozegrał zarówno Nikola Vujadinović, jak i Thomas Rogne, który wygrał 100% pojedynków. Solidnie zaprezentował się również ten, który do składu wskoczył w ostatniej chwili, czyli Piotr Tomasik. W środku pola z dawno niewidzianej strony po raz kolejny pokazał się Maciej Gajos. Ofensywa nie wyglądała już tak kolorowo.
Wniosek nasuwa się jeden. Gdyby nie fenomenalna akcja wychowanków Lecha sfinalizowana przez duńskiego snajpera… to spotkanie byłoby zupełnie do zapomnienia. Przez pryzmat gry było to widowisko fatalne. Dla Lecha w tym momencie liczą się jednak punkty, a te – w komplecie – udało im się zdobyć. – Brawa dla zawodników za konsekwencję, walkę do końca i trzy punkty. To się teraz dla nas liczy najbardziej. Żeby grać efektownie i atrakcyjnie to najpierw trzeba zdobywać punkty i dzisiaj udało nam się je wywalczyć – skwitował trener Adam Nawałka na pomeczowej konferencji prasowej.
Lech Poznań – Arka Gdynia 1:0 (1:0)
Bramki: Christian Gytkjæra (39.)
Lech Poznań: Jasmin Burić – Robert Gumny, Thomas Rogne, Nikola Vujadinović, Piotr Tomasik – Kamil Jóźwiak (90. Tymoteusz Klupś), Vernon De Marco, Maciej Gajos, Maciej Makuszewski – Darko Jevtić (72. Łukasz Trałka), Christian Gytkjæra (78. Timur Zhamaletdinov)
Arka Gdynia: Pāvels Šteinbors – Damian Zbozień, Christian Maghoma, Adam Danch, Michael Olczyk – Adam Deja, Marko Vejinovic (83. Goran Cvijanović) – Luka Zarandia (76. Rafał Siemaszko), Michał Janota, Nabil Aankour (62. Maksymilian Banaszewski) – Maciej Jankowski
EDZ