Rammstein jest zespołem, któremu aura kontrowersji towarzyszyła od samego początku działalności. Na przestrzeni lat niemiecka grupa dotykała w tekstach swoich utworów problematyki konsumpcjonizmu, materializmu, zdehumanizowania człowieka we współczesnym świecie oraz załamaniu relacji międzyludzkich. Można powiedzieć, że najnowszy singiel grupy – „Deutschland” – kontynuuje tę tradycję, dając opinii publicznej nowy temat do dyskusji.
Muszę zaznaczyć, że na nowy autorski materiał grupy nie czekałem, ponieważ muzyka spod znaku „dajmy przesterowane gitary i zalejmy to gęstym, industrialnym sosem” nigdy nie trafiała w moje upodobania. Posiadając jednak świadomość popularności grupy i burz, jakie wywołują ich projekty z radością przyjąłem wiadomość o wydaniu nowego singla wraz z teledyskiem. Oto na ekranie mojego telefonu wyświetliła się informacja o „nowym, szokującym teledysku Rammstein”. Pozostało mi tylko wygodnie się usiąść i rozkoszować obrazem.
Niemal dziesięciominutowemu teledyskowi towarzyszy prawdziwie filmowy rozmach. Podobnie jak przy rozpoczynającym się seansie kinowym napisy informują nas, kto odpowiada za poszczególne aspekty techniczne widowiska. Zachęceni profesjonalną formą przechodzimy do treści wideoklipu. Można powiedzieć, że przedstawiona fabuła podzielona jest na parę segmentów, które jednak łączy nawiązanie do historii tytułowych Niemiec, z czego najbardziej prowokacyjnym wydaje się ten przedstawiający postacie w strojach żydowskich więźniów obozu Auschwitz. Muzykom zespołu przez większość czasu towarzyszy czarnoskóra kobieta, która ma oczywiście znaczenie metaforyczne i jest kluczowa do prawidłowej interpretacji treści teledysku. A co z niego właściwie wynika?
To przede wszystkim kolejna chęć rozliczenia się z własną przeszłością i historią, wskazanie na winę swoich przodków, którzy kierując się zbrodniczą ideologią mordowali innych w imię hitlerowskich ideałów i narodowosocjalistycznej doktryny. Temat wydaje się trafiać do wielu osób ze względu na współczesne konflikty społeczno-polityczne, gdzie problem praw mniejszości jest szeroko omawiany. Niezależnie od własnego stanowiska w tych kwestiach, takie założenie w przypadku konwencji artystycznej, jaką od lat wybiera Rammstein, wydaje mi się nietrafione. Cyniczny komentarz i kpiarskie podejście do otaczających nas problemów to sposób, w jaki ekipa Tilla Lindemana zwykła odnosić się do tematyki swoich utworów. W przypadku innych teledysków grupy mogło to przynieść pozytywny rezultat, natomiast przy okazji mówienia o czymś tak makabrycznym, jak Holokaust, wydaje się to niesmaczne i nie na miejscu. Polityczny komentarz zaś wydaje się niepotrzebnie polaryzować środowisko fanów zespołu, nie tyle ze względu na przesłanie, co subtelność jego przekazu. Tym bardziej, że sama muzyka nie wnosi niczego nowego do dorobku grupy i wydaje się być odtwórcza zarówno pod względem strukturalnym, jak i lirycznym.
Może ze względu na to, z jaką zapalczywością polecano mi zapoznanie się z nowym materiałem Rammsteina, miałem wygórowane oczekiwania co do poziomu prezentowanego współcześnie przez zespół. Tak czy inaczej najnowsze muzyczne dziecko niemieckiej kapeli jawi mi się jako przykład artystycznego koniunkturalizmu, w którym celuje się w najbardziej zapalczywych i wytrwałych fanów, którym nie będzie przeszkadzać, że grupa już dawno zjadła własny ogon. Co do kontrowersyjnej otoczki to również jest ona przesadzona, choć jak wspomniałem – niektórzy rzeczywiście mogą poczuć niesmak. Singiel „Deautchland” promuje wychodzącą w maju płytę zespołu o nazwie „Rammstein”. Jeśli jest to jeden z mocniejszych momentów nadchodzącego albumu, to tym bardziej polecałby m, by grupa przestała tkwić w przeszłości i spojrzała kreatywnie w przyszłość, dając przy następnej okazji swoim fanom coś nowego i kreatywnego.
Piotr SZWARC