DOBRZE, ŻE POWIEDZIELI

To nie pierwszy raz, kiedy słowo „kler” jest odmieniane przez wszystkie przypadki. Tym razem okazja jest szczególna – do sieci trafił film Tomasza i Marka Sekielskich „Tylko nie mów nikomu”, który w sposób wstrząsający obnaża grzechy części duchownych, a także pełną hipokryzji postawę hierarchów Kościoła katolickiego w Polsce.

Największą wartością filmu jest oddanie głosu ofiarom. To właśnie one są w tym filmie bohaterami, którzy opowiadają o swoim dramacie z przeszłości, a z którego skutkami muszą się mierzyć przez całe życie. Już od dawna było wiadomo, że dziennikarz Tomasz Sekielski pracuje nad filmem dotyczącym skandalicznego wykorzystywania seksualnego w Kościele. Dzisiaj, już po premierze trwającego ponad dwie godziny filmu, można powiedzieć, że jest on najlepszym, co mogło przydarzyć się Kościołowi w Polsce i od tego, jakie wnioski z tego filmu wyciągnie, będzie zależała jego przyszłość.

W centrum dramatu

W centrum opowieści są ofiary. Można usłyszeć ich traumatyczne i dosadne opowieści. Widz może wysłuchać tego, jak bolesna przeszłość rzutuje na ich późniejsze życie i jak nieustannie zmagają się oni z dawnymi koszmarami. Ciekawym zabiegiem jest również wykorzystanie ukrytej kamery, dzięki której zarejestrowane zostały konfrontacje ofiar ze swoimi oprawcami. To właśnie te momenty są w tym filmie najbardziej wstrząsające. Brutalnie obnażają hipokryzję tychże duchownych, a także pokazują, jak trudne dla ofiary jest spojrzenie w oczy osobie, która wykorzystywała ją seksualnie. Widz jest w samym centrum tego doświadczenia, dzięki czemu może niemal namacalnie odczuć ten dramatu i zrozumieć istotę tego cierpienia. Należy docenić odwagę bohaterów dokumentu. To dzięki ich postawie już nikomu nie przyjdzie przez gardło twierdzenie, że oskarżający o pedofilię to kłamcy lub wrogowie Kościoła, którym zależy tylko na jego upadku.

Nie jest także możliwe, by po tym filmie nadal uważać, że zjawisko wykorzystywania seksualnego w Kościele jest zjawiskiem marginalnym, jak można było usłyszeć z ust przedstawicieli Konferencji Episkopatu Polski w marcu tego roku. Nie. Film Sekielskich brutalnie torpeduje to twierdzenie. Pokazuje nie tylko dramat ofiar, ale również pełną hipokryzji postawę duchownych oraz hierarchów. W tym pierwszym przypadku warto wspomnieć o ukazanych w filmie księżach, którzy bronią swoich kolegów, uważając tym samym, że prawomocne postanowienie sądu lub Stolicy Apostolskiej są niczym w porównaniu do poręczenia za swojego przyjaciela. Z kolei poprzez zestawienie autentycznych wypowiedzi części hierarchów z ich rzeczywistymi czynami widz otrzymuje obraz biskupów, którzy zamiast stawać po stronie ofiar, dbają o swoją reputację oraz otaczają parasolem ochronnym tych, którzy powinni odpowiedzieć za swoje haniebne czyny. Dlaczego taki obraz Kościoła boli? Dlatego, że instytucja, która powinna walczyć ze złem, pozwoliła, by rozgościło się ono w samym jej środku.

W końcu powiedzieli

Sekielski brutalnie, ale uczciwie obnaża to, o czym mówi się od dawna – problem wykorzystywania seksualnego małoletnich przez duchownych jest obecny w Polsce. Mało tego, zjawisko to przybiera charakter systemowy, a nie jest zjawiskiem marginalnym, nie mówimy tutaj o pojedynczych przypadkach. Zaś nie tylko haniebne czyny sprawców są druzgocące, ale także reakcje kościelnych przełożonych.

W tym miejscu warto wspomnieć o końcowych kadrach, w których zostały wymienione nazwiska kościelnych hierarchów, którzy nie zgodzili się wziąć udziału w filmie Sekielskich albo nawet nie raczyli odpowiedzieć na prośbę. Kościół schował głowę w piasek. Tym samym po raz kolejny biskupi oblali test z wiarygodności. Pozostaje pytanie, jakie wyciągną wnioski już po obejrzeniu dokumentu. A powinni to zrobić. Najlepiej w milczeniu tak, by uszanować odważnych ludzi, którzy, nawiązując do tytułu filmu, postanowili w końcu powiedzieć coś komuś. I to nam, o swoim dramacie.

Kompromitacja

Gdy piszę te słowa wiem już, że testu tego nie zdał abp Sławoj Leszek Głódź, Metropolita Gdański, który również ukazany jest w filmie jako ten, który nie zareagował na oskarżenia wobec jednego ze swoich księży. Mało tego – publicznie go gloryfikował. Ten pełen buty arcybiskup przyznał dziennikarce, że filmu nie widział, ponieważ nie ma czasu, by oglądać byle co. Abp Głódź jako pierwszy powinien uderzyć się w pierś i przeprosić. Przede wszystkim ofiary, a dopiero później wszystkich wiernych, którym sytuacja w Kościele nie jest obojętna. Takie wypowiedzi bolą, tym bardziej że hierarchowie tacy jak abp Głódź stając po stronie instytucji, prowadzą Kościół do upadku. Po takiej wypowiedzi rodzi się pytanie, czy biskupi nadal są stroną, z którą warto rozmawiać o rozwiązaniu problemu pedofilii w Kościele i czy nadal posiadają autorytet moralny niezbędny do rozwiązania tej sytuacji? Odpowiedzią będą najbliższe dni i tygodnie.

Tym bardziej warto docenić głosy takie jak te arcybiskupów Gądeckiego i Polaka, którzy krótko po filmie wystosowali oświadczenia. Dziękowali w nich twórcom filmu, ale przede wszystkim powiedzieli słowo przeprosin wobec wszystkich skrzywdzonych osób. Tylko czy to wystarczy? Obawiam się, że to wciąż za mało.

Nadzieja na zmiany

Na koniec warto powiedzieć rzecz oklepaną. Mianowicie to, że po filmie widz zostaje z ciszą. Bardzo trudno sformułować jakieś sądy i oceny. Film pozostawia poczucie smutku, niedowierzania oraz złości. Sama produkcja, mam taką nadzieję, przyczyni się do zmian, które prędzej czy później nadejdą. Jeśli nie za sprawą biskupów, to za sprawą laikatu, który też jest tym Kościołem, o którym brutalną prawdę, dzięki braciom Sekielskim poznaliśmy.

Hubert OSSOWSKI