Kobiety na tory!

Sportów motorowych, w założeniu, nie dzieli się na męskie i kobiece. Z różnych przyczyn wejście na szczyt motorsportu jest jednak dla pań zamknięte od wielu lat. Zmienić ma to W Series – pierwsza w historii seria wyścigowa, w której jeździć będą wyłącznie zawodniczki, w tym Polka, Gosia Rdest.

Cel W Series jest prosty – dać kobietom szansę, której nie otrzymały wcześniej. Szansę rozwoju w profesjonalnym cyklu, w którym nie liczy się zasobność portfela, a jedynie umiejętności. Do zainicjowania takich zawodów organizatorów skłoniło kilka faktów. Po pierwsze, od ostatniego startu kobiety w wyścigu Formuły 1 minęły 43 lata. Wtedy to po raz ostatni na starcie stanęła Lella Lombardi. Poza nią w „królowej sportów motorowych” wystartowała jeszcze tylko jedna zawodniczka – Maria Teresa de Filippis, która ścigała się w latach 50. Po drugie, liczba przedstawicielek płci pięknej w seriach wyścigowych samochodów jednomiejscowych jest obecnie niższa niż dziesięć lat temu. Nie zapowiada to szybkiego powrotu na najwyższy szczebel rywalizacji.

W W Series 18 zawodniczek stanie na starcie w takich samych samochodach w specyfikacji Formuły 3. Pierwszy sezon będzie składał się z sześciu wyścigów, a seria będzie towarzyszyć innemu dużemu cyklowi wyścigowemu, czyli DTM. Ich zmagania będzie można śledzić w telewizjach na całym świecie – w Polsce na kanałach Eleven Sports.

Gęste sito preselekcji

Samo dostanie się na linie startu było sporym wyzwaniem. W związku z tym, że udział w sezonie jest finansowany zewnętrznie, w doborze zawodniczek kluczowe były umiejętności. Początkowo ze wszystkich nadesłanych zgłoszeń wybrano 54, których autorki przyjechały na pierwszy camp do Austrii. Później z tego grona wyselekcjonowano 28, które przeszły do kolejnych faz. Z tej grupy wytypowano 18, które staną w sobotę na starcie pierwszego wyścigu na torze Hockenheim (Niemcy). W gronie jurorów znajdował się między innymi David Coulthard, były kierowca Formuły 1, reprezentujący w przeszłości marki takie jak McLarena czy Red Bull Racing.

Do wspomnianej pierwszej fazy eliminacji dostały się dwie reprezentantki Polski, Natalia Kowalska i Małgorzata Rdest. W sobotę na prostej start-meta stanie tylko druga z nich. Zawodniczka rozpoczęła swoją karierę w wieku dwunastu lat w kartingu. W 2011 roku zdobyła mistrzostwo Polski. Później rywalizowała w BMW Talent Cup, a także Brytyjskiej Formule 4. Starty w tej serii w 2013 roku to jej ostatnie – jak do tej pory – w samochodach jednomiejscowych. Później występowała między innymi w Volkswagen Golf Cup czy Audi Sport TT Cup. Za swój największy sukces uważa zwycięstwo w klasie w 24-godzinnym wyścigu w Dubaju. Nie ma wątpliwości, że 26-latka potrafi jeździć bardzo dobrym tempem. Jej jedynym problemem może być czas potrzebny do przyzwyczajenia się do bolidu. Gdy już poczuje się pewnie za jego kierownicą, może być w stanie walczyć o miejsce w środku stawki.

Czy to coś da?

Powstanie serii spotkało się z bardzo mieszanym odbiorem. Z jednej strony, widać było entuzjazm i pozytywny odzew. Z drugiej, dało się słyszeć głosy mówiące, że stworzenie w pełni sfeminizowanego cyklu wyścigowego jest przyznaniem, że kobiety nie są w stanie rywalizować na równi z mężczyznami. Głośno swoje negatywne odczucia wyraziła na Twitterze Pippa Mann, brytyjska zawodniczka z przeszłością w IndyCar. – Smutny dzień dla motorsportu. Ci, którzy mają fundusze, by wspierać zawodniczki, decydują się je oddzielić zamiast im pomóc. Jestem bardzo rozczarowana, że taki krok wstecz ma miejsce za mojego życia – napisała w dniu ogłoszenia mistrzostw. Nie sposób odmówić tej opinii racji – wszak może powstać precedens, który spowoduje tworzenie osobnych zawodów tylko dla kobiet. Z drugiej strony, organizatorzy otwarcie podkreślają, że W Series ma być trampoliną do wejścia na najwyższy światowy poziom i dostania się do istniejących wyścigów.

Innym krytykowanym elementem jest format weekendu rywalizacji, który składa się tylko z jednego wyścigu, trwającego około 30 minut. Oznacza to, że – przy sezonie składającym się z sześciu rund – na tytuł wystarczy pracować nieco ponad trzy godziny. Przykładowo, choćby w Formule E, jest to około czternastu godzin. I choć większość z zawodniczek, które w sobotę ustawią się na starcie historycznego wyścigu, jeździła dłuższe dystanse, to organizator w tym kształcie serii nie pozwala im pokazać pełni umiejętności.

O tym, jaki będzie rzeczywisty wkład w historię motorsportu, startującej w sobotę serii wyścigowej, przekonamy się za kilka lat. Sukcesem będzie wejście którejkolwiek z zawodniczek do cyklu ze światowego topu – niekoniecznie Formuły 1. Na razie realnym celem wydają się inne zawody, jak DTM czy Formuła E. Żeby do tego jednak doszło osiemnaście kobiet-kierowców musi udowodnić, że warto śledzić ich rywalizację i ściskać kciuki za swoje faworytki. A to w świecie sportów motorowych może nie być łatwe.

Rafał WANDZIOCH