Za nami jedna z najważniejszych imprez tegorocznego sportowego kalendarza, czyli Mistrzostwa Świata w Kajakarstwie. Zawody były jednocześnie formą olimpijskich kwalifikacji, które są jednymi z najtrudniejszych. Najlepiej spisały się kajakarki oraz kanadyjkarze.
Prowadzona przez Tomasza Kryka grupa pań wróciła do kraju aż z czterema medalami. Trzy z nich zdobywając w konkurencjach olimpijskich. Jest to, biorąc pod uwagę jedynie rozgrywane na IO dystanse, najlepszy występ polskich zawodniczek od 2014 roku. Co ważne, wszystkie przedstawicielki ekipy do kraju wróciły z medalem na szyi.
Jako pierwsza sukces odniosła Marta Walczykiewicz, która została wicemistrzynią świata na dystansie 200 metrów. Dla wicemistrzyni olimpijskiej i wielokrotnej medalistki najważniejszych imprez to bardzo istotny wynik. Polka na podium wróciła po dwóch latach przerwy – w 2017 roku finiszowała piata, a przed rokiem czwarta. Tym razem dopięła swego i wprost wyrwała rywalkom srebrnym krążek. Złoto przypadło Nowozelandce Lisie Carrington, która zdeklasowała resztę stawki. Pokonanie tej zawodniczki graniczyłoby jednak z cudem – w swojej koronnej konkurencji nie przegrała ona od 2011 roku. Walczykiewicz o centymetry pokonała Dunkę Emmę Jorgensen oraz Hiszpankę Teresę Portelę, które zostały wspólnie sklasyfikowane na trzecim miejscu.
Kolejny medal w sobotę wywalczyła Justyna Iskrzycka. Młodziutka, 22-letnia Polka pokazała życiową formę i odniosła największy sukces, w krótkiej, ale już bogatej karierze. Na nieolimpijskim dystansie K1 1000 m zafiniszowała druga. Spowodowało to, że Iskrzycka, która jest jeszcze zawodniczką młodzieżową, ma na swoim koncie już trzy medale mistrzostw świata. Dla porównania, taka gwiazda jak Beata Mikołajczyk-Rosolska w swojej karierze wywalczyła ich sześć. Młoda zawodniczka reprezentowała również nasz kraj podczas zmagań na olimpijskim dystansie K1 500 m. Iskrzycka popłynęła bardzo dobrze, jednak w półfinale przegrała awans do decydującego wyścigu na centymetry. Można żałować, bo Polka wygrała finał B z olbrzymią przewagą.
Wicemistrzyniami świata zostały również rywalizujące w dwójce, Anna Puławska i Karolina Naja. Pierwsza z zawodniczek, która w seniorskiej kadrze pływa od kilka sezonów jest jeszcze młodzieżówką. Naja to natomiast dwukrotna medalistka olimpijska, która do sportu wróciła po urodzenia dziecka. Połączenie doświadczenie i świetnego szlakowania w jej wykonaniu, z młodością, ale i wielkim talentem Puławskiej zaowocowało wywalczeniem srebrnego medalu. Polki w decydującym wyścigu uległy jedynie Białorusinkom. Natomiast zdecydowanie pokonały pozostałe ekipy. Co zaskakujące już w półfinale Biało-Czerwone wraz ze Słowenkami i Francuzkami wyeliminowały Niemki, czyli brązowe medalistki mistrzostw globu z 2018 roku. W finale Polki płynęły świetnie, od początku trzymały się czołówki, a w decydującym momencie zaprezentowały zabójczy dla reszty stawki finał. Należy jednak podkreślić, że w decydującym wyścigu zabrakło obrończyń tytułu, czyli Węgierek. Gospodynie mistrzostw świata po wygranym wyścigu eliminacyjnym zostały zdyskwalifikowane. Okazało się, że ich kajak był zbyt lekki. Sukcesu nie powtórzyła również srebrna przed rokiem ekipa Nowej Zelandii. Tym razem płynęła ona jednak bez swojej największej gwiazdy, czyli wspominanej już Carrington. Z uwagi na program igrzysk olimpijskich w Tokio, za rok może dojść do podobnej sytuacji.
Czwarty i ostatni medal wśród pań zdobyła czwórka, która obroniła wywalczony przed rokiem brąz. W niej popłynęły wspominane już Karolina Naja (jako szlakowa), Anna Puławska oraz dwie młodziutkie zawodniczki, czyli 22-letnia Katarzyna Kołodziejczyk i 20-letnia Helena Wiśniewska. Wyścig można nazwać prawdziwym starciem tytanów, ponieważ na starcie stawiły się absolutnie wszystkie najlepsze osady świata. Złoto przypadło Węgierkom, srebro wywalczyły natomiast Białorusinki. Polki swój start rozegrały świetnie. Zaczęły mocno, a w decydującym momencie przyspieszyły i odparły ataki Nowej Zelandii. W pokonanym polu została więc wspominana już Carrington wraz z koleżankami.
Dzięki bardzo udanym występom Polki wywalczyła olimpijskie kwalifikacje. O te w kajakach niezwykle trudno, bo zdobywa je niewiele ekipy, a dodatkowo jedna zawodniczka, choćby startująca w czterech konkurencjach, może zdobyć tylko jedno miejsce startowe. Nasze panie za rok w Tokio będą mogły wystartować na wszystkich dystansach, jednak na sześć możliwych miejsc startowych udało się wywalczyć pięć (wynika to z faktu, że zarówno w czwórce, jak i dwójce płynęły Naja i Puławska). O ostatnią przepustkę do Japonii będzie można powalczyć w przyszłym roku.
Wśród pań nieco słabiej spisały się kanadyjkarki. Dla tych celem było wywalczenie trzech miejsc kwalifikacyjnych. Najbliżej sukcesu była Dorota Borowska, czyli brązowa medalistka mistrzostw świata z 2018 roku. W swojej koronnej konkurencji, czyli C1 200 m, Polka wywalczyła szóste miejsce. Co prawda, bezpośrednia kwalifikacja przypadła jedynie pięciu pierwszym zawodniczkom, ale dzięki tzw. alokacją Borowska również ma już olimpijski bilet. Zdecydowanie słabiej spisały się panie startujące w dwójce. Niespodziewanie na dwa dni przed startem trener zmienił skład i do Sylwii Szczerbińskiej dołączyła Julia Walczak. Odpadła natomiast Magda Stanny, czyli mistrzyni kraju na dystansie 500 metrów, która podczas regat eliminacyjnych pokonała wspomnianą Walczak o ponad 8 sekund. Decyzja była więc dość zaskakująca. Polki wypadły słabo i musiały zadowolić się występem w finale B, w którym finiszowały ostatecznie na trzecim miejscu (co oznacza dla nich 12 lokatę w zawodach). Był to występ poniżej oczekiwań. W sezonie w tej osadzie, podczas seniorskich zawodów, pływały dwa duety. W pierwszym partnerką Sylwii Szczerbińskiej była liderka kadry Dorota Borowska, a w drugim Magda Stanny. We wszystkich startach osada dopływała w pierwszej ósemce, co podczas mistrzostw świata dałoby olimpijską kwalifikację. W tym momencie, dwójka musi czekać na przyszłoroczne zawody.
Lepiej od swoich koleżanek wypadli kanadyjkarze. Absolutną gwiazdą ekipy był Tomasz Kaczor. Zawodnik, który podczas igrzysk w Rio w kontrowersyjny sposób stracił medalowe szanse (popłynął za mocno w eliminacjach, co przełożyło się na osłabnięcie w półfinale – zawodnik miał otrzymać od ekipy nieprawidłowe informacje dotyczące liczby kajakarzy awansujących bezpośrednio do finału rywalizacji) nie tylko wrócił na wysoki poziom, ale wygląda najlepiej w karierze. Po powrocie z Brazylii Kaczor wszystko postawił na jedną kartę. Najpierw pracował w Anglii, żeby zarobić na życie, a później zdecydował się na ostatnią olimpijską próbę. Wyjechał do Chin, gdzie współpracował z dawnym trenerem polskiej kadry Markiem Plochem. Szkoleniowiec w swojej karierze doprowadził chińskie osady do złotych medali igrzysk olimpijskich. Do 2017 roku współpracował z Biało-Czerwonymi jednak uznał, że panujące w naszym kraju realia nie pozwalają mu na kontynuowanie dzieła. Odchodząc twierdził, że byłby w stanie poprowadzić naszych kanadyjkarzy do Tokio i medalu olimpijskiego. Z Kaczora wykrzesał dodatkowe siły. Wystarczy rzut oka, żeby zobaczyć jak zmieniła się sylwetka naszego zawodnika. Co ważne współpraca powinna być kontynuowana. Choć Ploch został trenerem kadry Kazachstanu w umowie zawarł klauzurę, która pozwoli mu nadal współpracować z Polakiem.
Na wysokim poziomie zaprezentowała się również dwójka, która w składzie Mateusz Kudła i Michał Kamiński wywalczyła szóstą lokatę. Uprawnia to do startu na igrzyskach w Tokio. Wśród kanadyjkarzy medal zdobył również duet Arsen Śliwiński i Michał Łubniewski, który finiszował drugi na nieolimpijskim dystansie C2 200 m. Dobrze zaprezentował się też Wiktor Głazunow, który w wyścigu C1 500 m zajął czwarte miejsce.
Zdecydowanie najsłabiej spisali się kajakarze, którzy nie wywalczyli ani jednej olimpijskiej kwalifikacji. W wyścigach K1 200 m i K1 1000 m Paweł Kaczmarek oraz Rafał Rosolski finiszowali na miejscu trzecim w Finale B. Jeszcze gorszej spisała się czwórka, która nie zakwalifikowała się nawet do wyścigu pocieszenia. Za jedyny pozytywny akcent można uznać zakończony srebrnym medalem start duetu Piotr Mazur i Bartosz Grabowski na nieolimpijskim dystansie K2 200 m. Do finału dostał się również 20-letni Przemek Korsak, który rywalizował w wyścigu K1 500 m.
Zakończone niedawno mistrzostwa należy więc uznać, za jedne z najlepszych w polskiej historii. Szczególnie kajakarki pokazały, że są najmocniejszą kadrą od wielu lat. Siła doświadczenia i młodości dała im aż trzy medale w olimpijskich konkurencjach. Co najważniejsze, nasza ekipa powinna stać się jeszcze lepsza – Karolina Naja przyznała bowiem, że panie płynęły momentami asekuracyjnie (w dwójce nie są jeszcze świetnie zgrane), a do drużyny wracają Paulina Paszek (która straciła sezon przez kontuzję) oraz trzykrotna medalistka olimpijska Beata Rosolska. Wody w Tokio powinny nam sprzyjać.
Aleksandra KONIECZNA