Największy, niezwykle spektakularny i najbardziej wyrównany pod względem sportowym – taki ma być dziewiąty Puchar Świata w Rugby. Rozpoczynająca się w piątek impreza będzie wyjątkowa także pod jeszcze jednym względem. Po raz pierwszy w historii najlepsi zawodnicy świata zagrają o Puchar Webba Ellisa w Azji.
Podjęta w 2009 roku decyzja o przyznaniu Japonii prawa do goszczenia najlepszych rugbystów świata była zarówno odważna, jak i przełomowa. Po raz pierwszy w historii prawo organizacji otrzymała nacja, znajdująca się poza grupą nazywaną narodami pierwszego poziomu (na którą składają się reprezentacje występujące w Pucharze 6 Narodów i The Rugby Championship). Nie było także wiadomo, jaki będzie społeczny odbiór imprezy. Po dziesięciu latach można już być pewnym, że była to decyzja dobra. W tym okresie znacząco wzrosła popularność dyscypliny nie tylko w Kraju Kwitnącej Wiśni, ale i w całej Azji.
Również organizacyjnie turniej powinien okazać się sukcesem. Bilety zamawiano z całego świata. Pobito także rekordy w szybkości sprzedaży. Szacuje się, że turniej przyniesie japońskiej gospodarce dodatkowe 1,5 miliarda funtów. Sami Japończycy również są podekscytowani perspektywą goszczenia zawodów, o czym świadczą tłumy na oficjalnych powitaniach poszczególnych reprezentacji czy otwartych treningach (na zajęcia Walijczyków przyszło 15 tysięcy kibiców!). To zainteresowanie jest w dużej mierze zasługą reprezentantów Japonii, którzy z każdym rokiem prezentują się coraz lepiej. Momentem, który nadał rozpędu japońskiemu rugby był mecz rozegrany podczas poprzedniego Pucharu Świata, w którym drużyna z Azji pokonała RPA.
Najtrudniejszy turniej w historii
Taki zdaniem ekspertów ma być tegoroczny Puchar Świata i trudno się z nimi nie zgodzić. Szanse na uczestnictwo w finale ma kilka drużyn, a wśród nich nie da się wskazać tej najlepszej. W gronie największych faworytów są oczywiście obrońcy tytułu, czyli Nowozelandczycy. Przed czterema laty dokonali sztuki, która nie udała się nikomu wcześniej, czyli obronili tytuł mistrzów świata. Teraz mogą ten rekord jeszcze bardziej wyśrubować – do trzech triumfów z rzędu. Co prawda w ostatnich miesiącach stracili impet, co skutkowało utratą pierwszego miejsca w rankingu World Rugby po prawie 10 latach! Nie zmienia to jednak faktu, że i oni są drużyną do pokonania. Kluczowe na tym turnieju może być głębia składu, a tę Nowa Zelandia ma zdecydowanie największą.
Drugim największym faworytem z południowej półkuli będzie RPA, które w swoim pierwszym meczu stanie naprzeciwko All Blacks. W tym roku te drużyny grały ze sobą raz, i rozstrzygnięcia nie było. Spotkanie zakończyło się remisem po 16. Jednak to drużyna z południa Afryki triumfowała w The Rugby Championship, czyli rozgrywkach czterech najsilniejszych nacji z południa. Co ciekawe, triumfator TRC nigdy nie wygrał w tym samym roku Pucharu Świata… Nie można lekceważyć także pozostałej dwójki uczestników tych rozgrywek, a więc Australijczyków i Argentyńczyków. Pozycja Kangurów jest jednak bardzo słaba. Drużyna Michaela Cheika’i rok po roku wygrywa coraz mniej meczów. Jednak w 2015 roku również nikt nie stawiał ich w roli faworytów, a turniej zakończyli w finale. Natomiast argentyńskie Pumy to wciąż rozwijająca się reprezentacja, z każdym rokiem prezentująca coraz lepsze rugby. Pytanie, czy na japońskich boiskach również będą w stanie zagrać tak dobrze jak cztery lata temu, gdy zajęli czwarte miejsce. Pewnym jest, że będą musieli dobrze wejść w turniej, gdyż trafili do grupy śmierci m.in. z Francją i Anglią, co przy obecnym systemie oznacza, że jedna z tych ekip wyjedzie z Japonii po pierwszej fazie.
Tego losu chcieliby uniknąć właśnie Anglicy, których można postawić w jednym rzędzie z Irlandią i Walią jako głównych kandydatów z północy do walki o triumf. Cztery lata temu Anglia przed własną publicznością również była w grupie śmierci i na niej zakończyła udział w domowym turnieju. Teraz jest to jednak inna drużyna. Pod wodzą Eddiego Jonesa, byłego trenera Japonii, gra efektowne i miłe dla oka rugby. Irlandczycy mają obsesje pokonania ćwierćfinału, który dotychczas był dla nich zawsze szczytem możliwości. Wydaje się, że jest to optymalny moment na wejście do fazy medalowej. Rozpoczynają turniej jako liderzy światowego rankingu. Trzecią najmocniejsza drużyna Europy do turnieju przystępują aktualni zwycięzcy Pucharu 6 Narodów, czyli Walijczycy. Ekipa pod przewodnictwem Warrena Gatlanda uważana jest za najlepszą w historii tej nacji. Warto dodać, że do przegranego meczu z Anglią, 11 sierpnia, Walia wygrała 14 pojedynków pod rząd. Co prawda, ostatnie cztery mecze to trzy porażki, jednak było to raczej szykowanie szczytu formy na najważniejszy turniej niż ogromny kryzys. Poważniejszym problemem będzie usunięcie ze sztabu asystenta trenera Roba Howleya, który jest podejrzewany o złamanie przepisów światowej federacji dotyczących zakazu obstawiania meczów.
Gdzie w tym wszystkim odnajdą się gospodarze? Wydaje się, że maksimum ich możliwości będzie zajęcie trzeciego miejsca w grupie, które nie daje awansu do ćwierćfinału. Byłoby to wyrównanie ich najlepszego wyniku. Z drugiej strony, jeżeli ktoś ma sprawić niespodziankę, to właśnie Japończycy, niesieni dopingiem trybun. Pozytywnie napędzić może ich pierwsze spotkanie, w którym zmierzą się z Rosją. Sborna dostała się do turnieju kuchennymi drzwiami, po ukaraniu karnymi punktami Rumunii i Hiszpanii. Rosjanie nie wygrali jeszcze na Pucharze Świata meczu i raczej się to nie zmieni – w meczach przygotowawczych prezentowali się bardzo źle, a ich trener, Lyn Jones, stwierdził, że przygotowuje swoich zawodników na grę toczoną 20 razy szybciej niż ta, do której są przyzwyczajeni. Ewentualny triumf Japonii może dać jej pozytywną energię, która pozwoli im pokonać jedną z drużyn będących faworytami grupy, czyli Irlandię lub Szkocję. Niespodzianki mogą też sprawić reprezentacja Gruzji, która obecnie uważana jest za siódmą drużynę Europy, a także Fidżijczycy, którzy mają jeden z najprzyjemniejszych dla oka stylów gry. Styl ten bywa również skuteczny, co Flying Fijians potwierdzili w listopadzie zeszłego roku, gdy pokonali na wyjeździe Francuzów. Było to ich pierwsze zwycięstwo nad Trójkolorowymi w historii.
Jak widać, rozpoczynający się w piątek turniej z pewnością dostarczy wielu emocji. Dotyczy to również spotkań wielkich z drużynami o mniejszych możliwościach. Rugbowe Puchary Świata już wielokrotnie udowadniały, że w każdym meczu może zdarzyć się coś niespodziewanego. Wystarczy wspomnieć zwycięstwo Japonii nad RPA czy Tonga nad Francją. Jedno jest pewne – w żadnym meczu nie zabraknie determinacji i walki o każdy punkt, a po meczu zawodnicy podziękują sobie za sportową walkę.
Rafał WANDZIOCH