Audiorefleksje: W poszukiwaniu straconego czasu

Źródło: pezet81.pl

Czasem na wielkie powroty trzeba czekać latami. Od ostatniej płyty Pezeta minęło już 7 wiosen, które dla wielu fanów polskiego rapu dłużyły się w nieskończoność. Słuchacze oczekiwali wysokiej jakości, jako że przeładowane ciężkostrawną elektroniką „Radio Pezet” było dużym rozczarowaniem. Wszyscy zgodnym głosem liczyli na powrót do korzeni i stylistyki legendarnych płyt z początku XXI wieku. Już sama nazwa „Muzyka Współczesna” jest etymologiczną kontynuacją takich wydawnictw jak „Muzyka Poważna” czy „Klasyczna”. Czy obietnica powrotu do formy została zrealizowana?

Pezet to człowiek-instytucja w polskim rapie. Wychowanek legendarnej dzielnicy Ursynów zaczynał karierę ponad 20 lat temu,  jako członek grupy Płomień 81. To jednak solowe materiały wyprodukowane przez Noona okazały się być monumentalnymi dziełami w historii rodzimej muzyki. Emocjonalnie otwarty i zaangażowany uczuciowo Pezet, był powiewem świeżości w przesadnie surowym rapie przełomu wieków. Jak to jednak bywa z długoletnimi karierami zazwyczaj przychodzą również te gorsze momenty. Po ponad 10 latach samych sukcesów rapera na rynek trafiło „Radio Pezet”, za które muzycznie odpowiadał Sidney Polak. Ten dość absurdalny wybór głównego producenta i ewidentne wypalenie Pezeta, doprowadziły do wydania pretensjonalnego i bardzo nieaktualnego materiału. Wydawało się, że krytyczny odbiór płyty przyczynił się do odejścia artysty w cień. Pezet pojawiał się jedynie w sponsorowanych przez duże marki singlach, które bez wątpienia były nagrywane dla pieniędzy. Tym bardziej zadziwił „Piroman”, utwór nagrany dla akcji „Tymczasem EB”, który był bardzo udaną wariacją piosenki Żabsona. Dało to nadzieję na powrót legendarnego rapera, który niespełna rok później zapowiedział swoją nową płytę – „Muzykę Współczesną”.

Płyta zaczyna się sentymentalnym powrotem do albumów nagranych wraz z Noonem. „Intro” to swoisty hołd oddany staremu boom rapowi na pociętych samplach i mocnej perkusji. To wprowadzenie do reszty materiału jest jednak przynętą, chwilowym zerknięciem w tylne lusterko. Tak naprawdę cała płyta muzycznie oferuje to, co zapowiada tytuł – współczesność. Już drugi utwór jest skrajnie różny. „Czas to iluzja” nagrany wspólnie z ekscentryczną grupą „Syny”  to kompletnie niespójna zabawa konwencją, dla wielu może i zbyt ekstremalna. Pezet postanowił również zmierzyć się ze spuścizną „Radia Pezet” i na nowo podjął tematykę muzyki house i rave. Wynikami tych eksperymentów są „Magenta” i „Gorzka woda”, mocno inspirowane brytyjskimi brzmieniami. Najlepszym przykładem świeżych poszukiwań są „Obrazy Pollocka”. Pulsujący bit prosto z parkietów acid house’owych klubów jest świetnym podkładem do refleksji Pezeta nad nieudaną miłością.

Bo właśnie o tym jest „Muzyka Współczesna”. To portret dwójki ludzi wśród ciągle pędzącego do przodu świata. Pezet dawno nie pisał tak osobistych utworów, jak na tej płycie. „Nie zobaczysz łez” to przejmujące rozliczenie się z końcem związku, którego konsekwencją jest rozbita rodzina. „Dom” z kolei to próba przepracowania w sobie czasów młodości, w których obecne były narkotyki i nocne życie. Bardzo poruszające jest wzięcie odpowiedzialności za te sytuacje przez rapera i opisanie ich w tak szczery sposób. Również sposób narracji, który osadza historię bohatera w futurystycznym świecie, pozwala na specyficzny, bardziej natężony odbiór poruszanych tematów.

Nie wszystko jednak w „Muzyce Współczesnej” się udało. Pezet nigdy nie był najlepszym storytellerem, a niestety podjął się próby stworzenia kilku utworów w konwencji science-fiction. „2K30” to kalka twórczości grupy PRO8L3M, w której Pezet w duecie z Taco Hemingwayem tworzą pejzaż świata żywcem wyjętego z kadrów „Blade Runnera”. Niestety oferuje jedynie uproszczoną wersję post-apokaliptycznej rzeczywistości, gdzie Taco takimi wersami jak „Stoi i krzyczy coś cyberkatolik/wyświetla hologram ryby na stolik” osiąga szczyt żenady. Oskar z wyżej wspomnianego PRO8L3MU pojawia się w utworze „Zły śpi spokojnie”, który także nie porywa mało interesującą historią kryminalną, opartą na filmie Kurosawy.

Męcząca jest również częsta wtórność tekstów Pezeta. Trzymają się one klisz, które miały wykreować spójny klimat płyty, ale czasem po prostu nie wnoszą niczego świeżego. Kiedy słyszy się po raz dwudziesty zamiast refrenu sample zwrotek ze starych utworów, nasuwa się pytanie, czy po prostu raper nie potrafi napisać już niczego lepszego. Tak samo irytujący jest powracający niczym bumerang motyw różowych włosów, które noszą bohaterki płyty. Czasami płyta jest po prostu zbyt przewidywalna i momentami chciałoby się trochę więcej oryginalnego materiału.

Czy Pezetowi udało się finalnie zmazać plamę po „Radiu Pezet”? Odpowiedź jest jednoznaczna – tak, bez wątpienia. Nie jest to jednak płyta, której spodziewali najwięksi fani rapera. To kilka dobrych piosenek o ciekawym, nowoczesnym brzmieniu, którym jednak brakuje większej ilości własnej tożsamości. Najlepiej wypadają melancholijne utwory, w których raper przeprowadza swoistą autoterapię. W momencie, w którym wychodzi poza tę konwencje pojawiają się problemy, czy to z treścią, czy z formą. Z drugiej strony nie powinniśmy patrzeć na tę płytę z perspektywy tak genialnych dzieł jak „Szósty Zmysł” czy „Refleksje”. To już nowy Pezet, który ciągle poszukuje stałego gruntu po powrocie do kompletnie odmienionej branży muzycznej. I nie mam żadnych wątpliwości, że niczym u Prousta, w końcu dogoni stracony czas.

Ocena: 7/10

Maksym DANISZEWSKI