Pod wieloma względami przypomina Makbeta Kurzela z 2015. Jest ponury, lecz jednocześnie pełen dostojeństwa. W miarę oglądania wprowadza w widzu uczucie niepokoju, a w centrum zainteresowania stawia koronę, którą przyjdzie okupić krwią. Tak m.in, prezentuje się w Król – historia o początku panowania Henryka V Lancastera.
Wśród listopadowych propozycji na spędzenie popołudnia, Netflix oferuje widzom niecodzienną lekcję historii. To podróż do średniowiecznej Anglii w reżyserii Davida Michôda. Film raczej swobodnie przedstawia historyczne wydarzenia – jest bardziej interpretacją dramatów Wiliama Szekspira, niż czerpiącym z podręcznikowych źródeł obrazem. To jednak żadna ujma, gdyż wykreowana opowieść utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie, a klimat królewskich dworów i wielkich wojen wciąga bez reszty.
Dziedzictwo uzurpatora
Król rozpoczyna się wraz z końcem rządów Henryka IV (Ben Mendelsohn), który przed laty wydarł dla siebie koronę podczas przewrotu wojskowego. Monarcha jest chory i jego dni nieuchronnie dobiegają końca. Jego najstarszy syn, Hal (Timothée Chalamet), nie pragnie jednak królewskiego dziedzictwa – chłopak dawno opuścił dworskie komnaty, by wieść życie wśród zwykłych ludzi. Wolny czas spędza razem z najbliższym przyjacielem, Johnem Falstaffem (Joel Edgerton), na kontemplacji prostych przyjemności, takich jak hulanki i picie na umór. Nie wykazuje żądzy krwi, nie wygląda chwalebnych podbojów, a raz odebrane ludzkie życie prześladuje jego świadomość.
Wkrótce w wyniku nieszczęśliwych wydarzeń Hal zostaje zmuszony do wstąpienia na tron. Mimo to nadal pragnie żyć według własnych zasad. Puszcza w niepamięć stare waśnie i ignoruje błahe preteksty do wszczynania nowych konfliktów, na przekór otaczającym go doradcom; nie chce toczyć wojen swego ojca. Kiedy jednak ciężar korony wystawia go na próbę, musi obrać nową drogę. Oto czekają go wybory, od których zależeć będzie los nie tylko jego, lecz całego królestwa.
Bez róż, bez pudru
Próżno oczekiwać po Królu heroicznej baśni o rycerzach i księżniczkach – to realistyczne, pozbawione zbędnych ozdobników przedstawienie życia w średniowieczu. Kilkakrotnie widać pełne nieczystości ulice, które zamieszkują brudni ludzie. Ukazująca pokłosie bitwy pierwsza scena to tylko przedsmak dalszej części filmu. Historyczne starcie pod Azincourt jest prawdziwym batalistycznym popisem, choć trwa jedynie 10 minut. To obraz żołnierzy brodzących we krwi i błocie, duszących się w ciężkich zbrojach, zadeptywanych na śmierć we wszechobecnym chaosie. Nigdzie nie widać skąpanych w świetle czempionów – są tylko zwykli, chcący przeżyć ludzie. Potyczka ta pod względem brutalności przypomina bitwę bękartów z Gry o tron, a także przez pryzmat szczególnej sceny, kiedy to Falstaff ledwo wydostaje się z próbującej go zgnieść masy ludzkiej (reżyser przyznał, że jest to zwykły zbieg okoliczności).
Odkryć sekrety dworu
Film wprowadza pewnego rodzaju niepewność, w której trzyma nie tylko widza, lecz również własne postaci. Choć wszystko wydaje się być jasne i klarowne, bardzo szybko zostaje dostarczone ostrzeżenie – to tylko pozory. Wielokrotnie przekonywałam się, że nikt nie mówił prawdy, całej prawdy – ostrzega Hala jego siostra, doradzając mu, by rozważnie podejmował decyzje. Z czasem okazuje się, że za wszystkim kryje się misterna sieć spisków i konszachtów, nie wszyscy bowiem są przychylni nowemu monarsze. Dopiero ostatnie sceny, na podobieństwo rasowych kryminałów, przynoszą rozwiązanie tajemnicy. Tu wspomnieć należy o jakże krótkiej, acz ogromnej roli francuskiej księżniczki Katarzyny (Lily-Rose Deep), której odtwórczyni skradła finałowe sceny wspaniałą grą aktorską.
Niech żyje król
Jak na szekspirowski dramat przystało, także Król może poszczycić się przepiękną ścieżką dźwiękową. Skomponowana przez Nicholasa Britella muzyka to symfonia prawdziwego królewskiego majestatu, jednocześnie przepełniona drażliwym niepokojem. Obecny w kulminacyjnych momentach chór sprawia wrażenie, jakby Bóg osobiście czuwał nad głównym bohaterem. Same utwory zostały nazwane na chrześcijańsko-średniowieczną modłę: mamy więc ballady i pieśni, kantyki, hymny oraz antyfonę.
Król to przede wszystkim historia chłopca, który nigdy nie chciał być monarchą. Timothée Chalamet przekonuje do siebie widza, w sposób wiarygodny pokazując przemianę wewnętrzną Hala pod wpływem korony – cenę, jaką płaci utrzymanie angielskiego tronu. To nie lekcja historii, ale też nie rozrywkowy film na relaksujące popołudnie. To prawdziwy pokaz władzy w iście królewskim stylu.
Robert PŁACHTA