Trudne tematy wymagają niekonwencjonalnych rozwiązań. Takimi też posłużył się Cezi Studniak, reżyser spektaklu „Porno” Andrasa Visky’ego, który miałam okazję obejrzeć w Teatrze Nowym w Poznaniu. Sztuka przedstawia aktualne ujęcie tego, w jaki sposób kobiece ciało może stać się narzędziem manipulacji politycznej. O czym mowa? I skąd tak kontrowersyjny tytuł?
Historia oparta jest na faktach. Akcja toczy się na Węgrzech, w latach panującego tam reżimu komunistycznego. Główna bohaterka odgrywa przedstawienia uliczne dla dzieci, przy okazji je dokarmiając. Pokazuje walkę z systemem, nie poddając się żadnej opresji. Powoduje to, że jest śledzona i inwigilowana przez agentów wysłanych przez aparat władzy. Jej ciało staje się niewygodne, więc organy ścigania chcą się go pozbyć. Należy wspomnieć, iż jest ona w tym czasie w ciąży. W aktach nadano jej pseudonim „Porno”. „Czym jest wolność? Gdzie jej szukać? Czy wolność istnieje? A jeśli tak, to czy jest mi dana na zawsze? Czy muszę i chcę o nią walczyć? Tak często o niej myślę, a tak mało o niej wiem”, słowa te wypowiedziane przez aktorkę zdają się oddawać główne przesłanie, którym twórcy chcą podzielić się z widownią.
Edyta Łukaszewska odegrała monodram, w którym idealnie uzewnętrzniła emocje, nie zanudzając widza. Przedstawienie można podzielić na dwie części. W jednej z nich odtwórczyni roli wciela się w postać artystki scenicznej, która zamknięta jest w klatce na środku sceny. Porno jest wtedy zabawna, infantylna, momentami nawet irytująca. Skacze, tańczy i śpiewa. Druga część prezentuje narracje z teczek. Wówczas Łukaszewska siada na jednym z dwóch stołów po bokach sceny, staje się w tym momencie postacią tragiczną, mocno emocjonalną, które to emocje w dużej mierze oddaje jej ciało.
Scenografia, choć minimalistyczna, bardzo dobrze dopasowana jest do charakteru spektaklu. Dodatkowy plus – nagromadzenie wielu efektów specjalnych. Spadające z góry do klatki pluszowe misie, których w trakcie przybywa coraz więcej, odpowiednia gra świateł i muzyka (piosenki wykonywane przez dzieci), nadają całości delikatnej grozy. Warto również podkreślić niesamowitą pracę głosem aktorki, która lawirując między rejestrami oddała towarzyszące stany emocjonalne.
Przed pójściem na ten spektakl miałam sporo obaw. Przede wszystkim był to pierwszy obejrzany przeze mnie monodram, nie wiedziałam czy się nie zanudzę, czy w pełni dobrze odbiorę intencje nadawcy. Z pewnością jest to sztuka niełatwa. Na pewno nie dla osób, które szukają w teatrze wyłącznie rozrywki. W dużej mierze skłania do myślenia i refleksji. Pierwsze sceny wzbudziły we mnie lęk, grozę, trochę zażenowanie, jednak w miarę zagłębiania się w historię rozumiałam o co w tym wszystkim chodzi.
Zasadnie postawiono pytanie: czy jednostka musi nieustannie zderzać się z systemem i narzucanymi przez niego wartościami? Bardzo dobrze odnosi się to do czasów obecnych, ponieważ współczesny obywatel także uwikłany jest w te problemy. Wystarczy wrócić pamięcią do wydarzeń dotyczących zakazu aborcji i czarnych czwartków. Nikt nie wie czego jeszcze możemy się spodziewać, a więc „czy o wolność trzeba zawsze walczyć?”
Weronika JÓŹWIAK