W niedzielę, 17 listopada reprezentacja Polski odnosząc zwycięstwo (2:1) nad Izraelem zapewniła sobie pierwsze miejsce w swojej grupie eliminacji EURO 2020. W wyjściowym składzie, ku zaskoczeniu wszystkich, nie pojawiło się Robert Lewandowskie, który wszedł na plac gry dopiero w 63. minucie. Ostatni taki przypadek, gdy biało-czerwoni rozgrywali mecz o punkty bez „Lewego” miał miejsce w 2013 roku, a ich rywalem był całkowity outsider europejskiej piłki, San Marino.
Spore zaskoczenie lub przynajmniej zaintrygowanie wywołało ogłoszenie awizowanego składu. Selekcjoner Jerzy Brzęczek zdecydował się zastosować formację 1-4-2-3-1, a na boisko wybiegli: Wojciech Szczęsny – Tomasz Kędziora, Jan Bednarek, Kamil Glik, Arkadiusz Reca – Krystian Bielik, Grzegorz Krychowiak – Przemysław Frankowski, Piotr Zieliński, Sebastian Szymański – Krzysztof Piątek. Szczególnie ostatnie z wymienionych nazwisk wzbudziło dyskusję. Choć postać napastnika Milanu jest dobrze znana polskim fanom, to u jego boku zabrakło kapitana i najlepszego strzelca kadry. Trzeba przyznać, że była to odważna decyzja, tym bardziej, że wciąż walczymy o to, w jakim koszyku znajdziemy się w czasie losowania grup na Mistrzostwa Europy 2020.
Koncertowa pierwsza połowa
Od pierwszych minut spotkania w Jerozolimie zobaczyliśmy odmienioną polską kadrę. Jej gra nie przypominała tej, znanej z dotychczasowych doświadczeń za kadencji Brzęczka. W mecz weszliśmy zdecydowanym, wysokim pressingiem, nie pozwalając rywalowi przetransportować piłki pod nasze pole karne. Biało-czerwoni znakomicie wykorzystywali niepewność w rozegraniu obrońców Izraela oraz fatalną grę nogami bramkarza, który popełnił tego wieczoru wiele prostych błędów.
Polacy bardzo szybko wysunęli się na prowadzenie, wykorzystując zamieszanie w polu karnym rywali po rzucie rożnym. Egzekutorem okazał się będący w życiowej formie Krychowiak. Długimi fragmentami biało-czerwoni spokojnie rozgrywali atak pozycyjny na połowie przeciwnika, kreując sobie dogodne pozycje strzeleckie, z czym do tej pory mieli ogromny kłopot. Zadziwiała ruchliwość naszych graczy, wymienność pozycji i gra na jeden bądź dwa kontakty. Pomimo przewagi nie zdołali jednak zdobyć bramki jeszcze bardziej oddalającej ich od gospodarzy.
Nie potrafimy grać dwóch równych połów
To doskonale znane polskiemu kibicowi stwierdzenie miało zastosowanie również tym razem. Mimo że już na samym początku, po kolejnym stałym fragmencie gry, za sprawą Piątka kadra podwyższyła prowadzenie, to nie podchodziła już wysoko do rywali, którzy spokojnie rozgrywali piłkę. Co gorsza, stworzyli kilka groźnych sytuacji. Dobrymi interwencjami popisał się zachowujący należytą koncentrację Szczęsny.
W 63. minucie na placu gry zameldował się witany gromkimi brawami Lewandowski, który zastąpił Szymańskiego. Zmiana ustawienia nie trwała jednak długo, bo zaledwie kilka chwil później Piątka zmienił Mateusz Klich. Polacy tym samym wróciliśmy do wyjściowego ustawienia z jednym napastnikiem. Widoczny był jednak znaczny ubytek energii i spadek koncentracji naszych graczy, co zakończyło się utratą bramki, po dość przypadkowym rykoszecie. W pojedynczych zrywach Lewandowskiego i Zielińskiego brakowało wsparcia partnerów, reprezentanci byli statyczni, brakowało im pomysłu.
Duety Krychowiak-Bielik i Bednarek-Glik pewniakami na EURO?
Zdominowanie rywali nie byłoby możliwe bez znakomitej postawy Krychowiak i wciąż nieopierzonego Bielika, którzy znakomicie czytali grę, notowali liczne przechwyty na połowie przeciwnika. Dodatkowo umiejętnie podłączali się do akcji ofensywnych. W porównaniu z pierwszym meczem gracza Derby County w narodowych barwach, jego współpraca z partnerem wyglądała lepiej i – być może – wydają się oni rozwiązaniem naszych problemów z obsadą środka pola. Podobnie wygląda sytuacja z duetem stoperów, którzy, choć nie mieli trudnego zadania, zachowywali koncentrację, potrafili znakomicie przywidywać boiskowe wydarzenia, przede wszystkim nie wybijając nerwowo piłek, potrafiąc zgrywać je do partnerów.
Kreatywni w ofensywie, choć nieskuteczni
Bardzo aktywnie i odważnie tego wieczoru prezentowali się Zieliński i Szymański. Obaj na przemian brali grę na siebie, kreując sobie i partnerom dobre okazje na podwyższenie wyniku. Tak sprawnej i cieszącej oczy gry kombinacyjnej mieliśmy do tej pory jak na lekarstwo, jednak tego wieczoru za sprawą tego duetu było zupełnie inaczej. Niestety, mimo strzelonego dość przypadkowo gola, swoją słabą dyspozycję potwierdził Piątek. Widoczny był brak zdecydowanego wykończenia akcji, nasz napastnik zatracił wyczucie czasu i przestrzeni w małej grze, przez co nie znajdował odpowiednich luk w obronie rywali. Odczuwalna była nieobecność Lewandowskiego, który z pewnością przy tak ochoczo grających partnerach dołożyłby swoje trafienie.
Reca i Frankowski do zmiany
Oglądając poczynania tej dwójki na tle reszty drużyny, można się zastanowić, jak możliwa jest aż tak duża różnica w prezentowanym poziomie? Trzeba uczciwie powiedzieć, że Frankowski notował bardzo dużo strat i niecelnych podań, w zasadzie niewytłumaczalnych, po prostu obijał nogi rywalom, będąc często nieatakowanym. Reca był za to kompletnie niewidoczny w ataku, a w obronie popełnił błąd, który powinien zakończyć się utratą bramki. O ile w przypadku skrzydłowych na ławce mamy Kamila Grosickiego, o tyle problem lewej obrony pozostaje otwarty, a czasu na sprawdzanie nowych rozwiązań jest coraz mniej.
Ostatni występ naszej kadry może budzić mieszane odczucia. Z jednej strony należy docenić postawę biało-czerwonych w pierwszej połowie, zwłaszcza grę pressingiem oraz sposób i tempo konstruowania ataków. Z drugiej, bezzasadne wydają się decyzje selekcjonera o zmianie ustawienia na bardziej defensywne i wpuszczeniu Lewandowskiego, któremu powinno dać się po prostu odpocząć. Nierozwiązana pozostaje kwestia obsady lewej obrony. Rywale również grali poniżej swoich możliwości, byli zagubieni i chaotyczni, a gdy nawet atakowali, brakowało im wykończenia. Nie wiadomo więc nadal, czy taki wariant gry, jak zaprezentowany przed przerwą po prostu sprawdziłby się z mocniejszym przeciwnikiem. Na szczęście, do mistrzostw zostało trochę czasu, by popracować nad tymi zagadnieniami.
Mateusz KAMIŃSKI