Zwycięstwo w grupie eliminacyjnej, awans na Mistrzostwa Europy, osiem zwycięstw, remis i tylko jedna porażka. Mimo tak dobrych wyników kończący się rok przysporzył dużo nerwów niejednemu polskiemu kibicowi. Korzystne rezultaty nie zamażą męczarni w wyjazdowym meczu z Austrią, dotkliwej i w pełni zasłużonej porażki ze Słowenią, problemów ze strzeleniem gola Łotwie na PGE Narodowym czy wymęczonego zwycięstwa nad Macedonią. Gdyby nie nadzwyczajna forma strzelecka Krzysztofa Piątka wiosną i Roberta Lewandowskiego jesienią moglibyśmy być teraz w tarapatach. Jakie wnioski powinniśmy wyciągnąć z 2019 roku, by powalczyć o sukces na EURO 2020?
Za reprezentacją Polski niezwykle intensywny rok. Nowy format turnieju zobligował drużyny do rozegrania całych eliminacji w przeciągu jednego roku kalendarzowego. Nie było więc czasu na sprawdzanie różnych rozwiązań czy trenowanie schematów, każdy mecz mógł być decydujący. Zwłaszcza że na naszej kadrze ciążyła presja związana z wylosowaniem łatwej, przynajmniej na papierze, grupy. Kibice nie wyobrażali sobie innego scenariusza niż ten, który ostatecznie się spełnił, a więc zdecydowanego liderowania i dominacji przez całe rozgrywki. Wyniki sprostały więc wszystkim oczekiwaniom. Mimo to Biało-Czerwoni nie zachwycali swoją grą, większość zwycięstw była wymęczona, niekiedy po przypadkowo zdobytej bramce. Bez wątpienia sporo pracy czeka Jerzego Brzęczka i piłkarzy przed EURO 2020.
Wiosenna “piątkomania”
Oczy całej piłkarskiej Polski wiosną zwrócone były na poczynania Krzysztofa Piątka. Szaleństwo urosło do tego stopnia, że niektórzy komentatorzy widzieli w nim następcę Roberta Lewandowskiego. Faktem jest, że napastnik Milanu nie zatrzymywał się ani na moment, niemalże każdy strzał zamieniając w bramkę. Swoją dobrą dyspozycję potwierdził w drużynie narodowej. Jego gole dały nam zwycięstwa w spotkaniach z Austrią i Macedonią Północną oraz otworzyły wynik w meczu z Izraelem. Gdy naszym Orłom gra nie szła, a rywale spychali nas do obrony lub nie potrafiliśmy wykreować sobie choćby jednej dogodnej sytuacji bramkowej, wtedy pojawiał się Piątek i dawał nam upragnioną bramkę. Nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że dziewięć z dwunastu punktów wywalczonych wiosną zawdzięczamy właśnie byłemu zawodnikowi Cracovii. Komplet punktów i strzelecka forma Piątka to jednak jedyne pozytywy minionej wiosny. Nasza gra martwiła, słabsi rywale byli w stanie nas zdominować i dyktować warunki gry, a my wyszarpywaliśmy zwycięstwa (z wyjątkiem meczu z Izraelem). Spokój, który dawało nam przewodzenie w grupie G był więc tyko pozorny. Niczego nie byliśmy pewni.
Wrześniowy blamaż
Wrześniowe mecze ze Słowenią i Austrią były krytycznym momentem całych eliminacji. Bardzo bliskie stało się widmo nie tylko utraty pierwszego miejsca, ale nawet możliwości gry w barażach. Nasza sytuacja pogorszyła się, rywale deptali nam po piętach. Wśród komentatorów nie brakowało opinii, że w przypadku jakiejkolwiek wpadki w październiku Jerzy Brzęczek powinien opuścić swoje stanowisko.
Wyjazdowy mecz ze Słowenią obnażył wszystkie słabości kadry. Polacy wyglądali na zagubionych, nie byli w stanie wykreować czystych okazji bramkowych ani kontrolować wydarzeń na boisku. Zachęceni dopingiem oraz zdobytymi bramkami gospodarze z każdą minutą grali coraz pewniej, absolutnie dominując. Tego wieczoru przegraliśmy i w dodatku byliśmy bezradni. Gorzej być nie mogło.
Kibice liczyli na pozytywną reakcję drużyny w meczu z Austrią na PGE Narodowym. Ta jednak nie nastąpiła. Choć przeciwnicy mimo wielu dogodnych okazji nie zdołali strzelić nam gola, ponownie zostaliśmy zdominowani i ograniczyliśmy się do obrony własnej bramki. Jedynym pozytywem wrześniowych spotkań było odkrycie Krystiana Bielika jako partnera Grzegorza Krychowiaka w środku pola.
Październikowe przebudzenie
Zwycięstwa na wyjeździe z Łotwą (3:0) oraz u siebie z Macedonią Północną (2:0) tchnęły sporo optymizmu w serca polskich kibiców. Choć rywale nie prezentowali wysokiej formy, nasza kadra pewnie i spokojnie wygrała oba spotkania, wykorzystując błędy przeciwników. Trudno było jednak ocenić, na ile poprawiła się nasza gra. Po tych triumfach zapewniliśmy sobie awans na przyszłoroczny turniej. W grze pozostawało wciąż utrzymanie pierwszego miejsca w grupie, dające korzystniejsze rozstawienie podczas losowania grup na EURO 2020.
Słodki listopad
Prawdziwych mężczyzn poznaje się nie po tym, jak zaczynają, lecz po tym, jak kończą. To znane powiedzenie idealnie podsumowuje eliminacje w wykonaniu podopiecznych Jerzego Brzęczka. Zwycięski mecz z Izraelem był najlepszym w całym cyklu. Graliśmy odważnie, ofensywnie, odbieraliśmy piłkę w wysokim pressingu, a ręce same składały się do oklasków. Rywale nie mieli tego wieczoru wiele do powiedzenia, choć rysę na wizerunku meczu pozostawiły decyzje naszego selekcjonera. Przejście na ustawienie 1-4-4-2 i po niespełna 10 minutach powrót do pierwotnego schematu, zdjęcie najlepszego na placu gry w ofensywie Sebastiana Szymańskiego czy wreszcie wpuszczenie Mateusz Klicha poważnie zachwiało dobrze funkcjonującą drużyną. Efektem było oddanie pola gry w końcówce meczu i utrata bramki. Niepotrzebnie, ale być może będzie to dobrą lekcją dla trenera.
Pojedynek ze Słowenią, kończący eliminacje to prawdziwy popis naszego kapitana. Mimo momentami zbyt aroganckiej i niechlujnej gry wygraliśmy to spotkanie. W pamięci kibiców pozostanie rajd Roberta Lewandowskiego, który ograł czterech rywali i umieścił piłkę w bramce. Drugim, ważniejszym wspomnieniem z tego spotkania będzie pożegnanie z kadrą Łukasza Piszczka. Obrońca i żywa legenda Borussii Dortmund wystąpił z orzełkiem na piersi po raz 66. Tuż przed końcem pierwszej połowy został zmieniony przez Tomasza Kędziorę. Kibice żegnali go gromkimi brawami, a piłkarze obu reprezentacji utworzyli szpaler.
Co przyniesie rok 2020?
Podczas losowania grup EURO 2020, które odbyło się 30 listopada w Bukareszcie, poznaliśmy naszych rywali. W trakcie turnieju finałowego zmierzymy się ze zwycięzcą turnieju barażowego B (Bośnia i Hercegowina, Irlandia Północna, Słowacja, Irlandia), Hiszpanią oraz Szwecją. Mecze rozegramy kolejno: 15 czerwca w Dublinie, 20 czerwca w Bilbao i 24 czerwca w Dublinie. Władze PZPN zdradziły już szczegóły przygotowań kadry. Przed turniejem czekają nad cztery pojedynki sparingowe: 27 marca z Finlandią (Wrocław), 31 marca z Ukrainą (Chorzów, Stadion Śląski), 2 czerwca z Rosją (Warszawa, PGE Narodowy) oraz 9 czerwca z Islandią (Poznań). Kadra przed turniejem odbędzie zgrupowanie w Opalenicy nieopodal Poznania, natomiast na czas turnieju przeniesie się do ośrodka zlokalizowanego w Dublinie.
Po raz kolejny należy pochwalić PZPN za względy organizacyjne. Pomysł z rozegraniem wszystkich meczów przed własną publicznością wydaje się znakomitym. Atmosfera na trybunach powinna pozytywnie nakręcić piłkarzy przed turniejem. Jest to jednocześnie miły ukłon w stronę lokalnych kibiców, którzy nie zawsze mają możliwość dojechać na spotkanie do stolicy. Ośrodek w Opalenicy jest dobrze sprawdzony i rekomendowany przez UEFA. Podczas EURO 2012 stacjonowała w nim reprezentacja Portugalii. Wybór bazy w Dublinie wydaje się też trafnym, ponieważ rozegramy tam dwa mecze grupowe, a nieopodal zlokalizowane jest lotnisko, z którego Biało-Czerwoni pofruną na pojedynek z Hiszpanami w Bilbao.
Nie pozostaje więc nic innego, jak w odpowiedni sposób przepracować okres przygotowawczy, liczyć na utrzymanie obecnej formy naszych kadrowiczów i brak kontuzji zwłaszcza przed samym turniejem. Wyjście z grupy, choć zadaniem łatwym nie będzie, absolutnie jest w naszym zasięgu. Patrząc na grupę F (Portugalia, Niemcy, Francja), należy również cieszyć się z losowania. Naszym Orłom życzę samych sukcesów w nadchodzącym roku, a czytelnikom cierpliwości i wytrwałości w dopingowaniu Biało-Czerwonych.
Mateusz KAMIŃSKI