No i się doczekaliśmy! ”Pół wieku Poezji Później – Alzur’s Legacy” jest już w pełni dostępny na serwisie YouTube. Film miał premierę 7 grudnia i jak na cztery lata produkcji oraz okazjonalnych obsuw uważam, że warto było zachować cierpliwość.
Warto by zacząć przy użyciu jakiegoś chwytliwego odniesienia, zaczerpniętego wprost z sagi, gier CD Projekt Red lub innych dzieł na motywach twórczości Andrzeja Sapkowskiego. Omawiany film jednak posłużył się tym motywem tyle razy, iż nie wypada mi już powielać ich schematu. W 2015 roku po raz pierwszy dane nam było ujrzeć zapowiedź tej finansowanej przez fanów produkcji, w filmie, w którym Zbigniew Zamachowski potwierdził swój powrót do roli Jaskra. Pierwotnie, ”Alzur’s Legacy” miało zadebiutować już kilka razy w ciągu 2019 roku, ale mimo trudności i opóźnień, twórcy i tak zdążyli przed premierą Netflixowego serialu. To zdecydowanie dobry miesiąc dla fanów.
Ciężkie próby
”Pół Wieku Poezji Później”, zaczyna się w roku 1286, w ruinach Wiedźmińskiego Siedliszcza Kaer Morhen. Osiemnaście lat po Rivijskim Pogromie, ostatni zabójcy potworów wciąż opiekują się tajemnicami swego cechu, ćwiczą szermierkę oraz polują. Sielankę jednak przerywa im dziwnie znajomy atak na ich zamczysko – i nie mam tu na myśli nienawistnego ruszenia fanatyków, które wywołała publikacja ”Monstrum czy Wiedźmina opisanie”. Chociaż narrator przytacza słowo w słowo owy esej, charakter napaści, o wiele bardziej pasuje do prologu gry ”Wiedźmin” z 2007 roku, chociażby dla tego, iż cel jest dokładnie taki sam. Cenne eliksiry i recepty opisujące wiedźmińskie próby zawierają wiedzę, która w niewłaściwych rękach będzie bardzo groźna, o czym Lambert, Eskel i Vesemir, doskonale wiedzą. Napastnikom przewodzi potężnej postury i wzrostu wojownik, przywodzący na myśl Bonharta, niegdyś również sprawiającego mnóstwo kłopotów pewnej Wiedźmince. Zabójcy potworów tracą jednak przewagę w starciu i zanim wracający z polowania Lambert zdąży ich wesprzeć, oboje zabierają ze sobą tylu wrogów ilu tylko zdołają.
Bez bzu i agrestu
Właściwa historia przenosi widza dekadę do przodu, gdzie mamy okazję towarzyszyć szukającemu zemsty za swoich braci Lambertowi, czarodziejce Triss Merigold, która podąża tropem czarownicy renegatki, oraz towarzyszącemu im młodzieńcowi. Akcja dzieje się po podróży Geralta i Yennefer na Wyspę Jabłoni, toteż w samym filmie nie zobaczymy ikonicznych postaci. Protagonistą jest wiedźmin Lambert i chociaż omawiana fabuła mogłaby w roli głównego bohatera zawierać obojętnie jakiego innego wiedźmina, to właśnie ten przyjaciel Białego Wilka zdaje się przyciągać widownię lepiej niż chociażby Eskel, Vasemir czy Letho. Celowo wspomniałem postać wyłącznie grową, ponieważ Alzur’s Legacy nawiązuje także do gier spod szyldu CD Projekt Red. Są tu znane wszystkim gry słowne, a kostiumy w większości przypadków wiernie oddają growy wygląd postaci.
Smaczna gruszka
Należący do obsady Mariusz Drężek (Lambert), Magdalena Różalska (Triss), Kamila Kamińska (Ornelia) oraz Andrzej Strzelecki (wójt wioski Młode Pupy) wypadli w swoich rolach bardzo przekonująco, czyniąc seans przyjemnym w odbiorze. Aktorstwo i wykonanie dialogów potrafią wryć się pamięć i nic w tym dziwnego z zapleczem takich aktorów. Dziwi za to poziom efektów specjalnych, które stoją na poziomie wysokobudżetowych, tym bardziej iż mowa tu o fanowskiej kontynuacji sagi, nieposiadającej dużego wspracia finansowego. Poza grą aktorską oraz efektami, spodobała mi się również dbałość o inne kwestie wizualne, takie jak oświetlenie. Zadbano o naświetlenie najważniejszych obiektów i postaci w każdej scenie, a także o współpracę gry cieni z ustawieniem bohaterów (i ich przeciwników).
‘’Tośmy dyskretnie do wsi weszli’’
Są też i minusy, i chociaż jest ich o wiele mniej to wypada o nich jednak wspomnieć. Pierwszym, najbardziej rzucającym się w oczy, jest postać ‘’głównego złego’’, mutanta Agaiusa. W tej roli wystąpił Janusz Szpiglewski, którego wcześniej mogliśmy zobaczyć chociażby w “ Conan The Cimmerian Short Movie”. Antybohater ten za bardzo przypominał mi Bonharta, tworząc tym samym pewną dziurę w spójności, ponieważ nie tylko cechowało go podobieństwo w charakterze, lecz także w upodobaniach. Jego motywacje nie zostały w odpowiedni sposób przedstawione, przez co miałem wrażenie iż pojawia się tylko po to, by Lambert i Triss mieli okazję sobie powalczyć, co przenosi nas do kolejnej i chyba ostatniej rzeczy, która nie wypadła zbyt dobrze. Choreografie walk nie są zbyt mocnym punktem produkcji Jakuba Nurzyńskiego. W wielu momentach wyglądają po prostu zbyt wolno i jednolicie, jednakowo ukazując siły najemnych zbirów i wiedźminów.
Coś się kończy…
Śmiało mogę stwierdzić, iż ten hołd Wiedźmińskiej marce jest najlepszą fanowską produkcją jaką widziałem pod względem wyżej wymienionych kwestii. Za porównanie służyły mi takie tytuły jak: „Sisters of House Black”, „Voldemort: Origins of the Heir”, czy nawet cale seriale jak „Wiedźmin”, które to nie są w stanie konkurować z „Pół Wieku Poezji Później – Alzur’s Legacy”. Obejrzałem go już trzy razy i czekam z niecierpliwością na kolejną część. Scena po napisach jest swego rodzaju zapowiedzią, lecz zanim (i jeśli) ją ujrzymy, na pewno minie kilka lat. Tymczasem, na horyzoncie już widać kolejną wyczekiwaną premierę, więc temat sagi Andrzeja Sapkowskiego jeszcze długo nie ucichnie. Do obejrzenia!
Krystian GÓRNY