Sport przegrywa z wirusem

Bramy stadionu San Siro zostały zamknięte dla kibiców przybywających na mecz
Inter – Sampdoria. (źródło: Antonio Calanni / AP)

O wirusie SARS-CoV-2 po raz pierwszy usłyszeliśmy w połowie grudnia. Jego ognisko zlokalizowano w chińskim mieście Wuhan. I mimo tego, że od momentu wybuchu epidemii minęło już co najmniej kilkanaście tygodni, to nie zanosi się na regresję choroby. Z każdym dniem przypadków zakażeń i zgonów jest coraz więcej, a sam koronawirus wkracza w nowe dziedziny życia społecznego. Paraliżuje również świat sportu.  

Każdy obserwator futbolowych zmagań na europejskiej arenie doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak ważnym elementem życia Włochów jest piłka nożna. Mieszkańcy Italii cotygodniowe wyjście na mecz ukochanej drużyny stawiają często na równi z regularną wizytą w kościele. Wieść o przełożeniu kilku spotkań 25. kolejki Serie A była więc dla nich zapewne czymś, z czym niełatwo się pogodzić. Decyzją nie mogli być jednak zaskoczeni. Koronawirus w zaskakująco szybkim tempie atakuje Półwysep Apeniński. W ostatnich dniach z powodu choroby zmarło 29 osób, a setki poddano hospitalizacji. Premier Włoch postanowił zamknąć gminy, w których wykryto obecność wirusa. W związku z tym władze ligi zmuszone były odwołać mecze m.in. Atalanty, Torino i Interu Mediolan. Postanowiono również, że długo wyczekiwany pojedynek pomiędzy drużyną z Mediolanu a Juventusem Turyn rozegrany zostanie nie w ten weekend, a dopiero 13 maja. Podobnie zresztą jak cztery inne spotkania. Jeśli sytuacja nie ulegnie poprawie, a epidemia będzie się rozprzestrzeniać na kolejne rejony Włoch, w Serie A zapewne dojdzie do następnych zmian.

Nie tylko piłka nożna

Wirus z Wuhan odbił swoje piętno nie tylko na piłkarskich rozgrywkach. Oficjalnie potwierdzono, że w kalendarzu rozpoczynających się wkrótce zmagań Formuły 1 może zabraknąć Grand Prix Chin. Federacja podjęła decyzję o przełożeniu wydarzenia, jednak nie jest znana ewentualna data rezerwowa. W kuluarach mówi się o tym, że GP Chin odbędzie się w innym kraju. Pod dużym znakiem zapytania stoi również GP Wietnamu. Władze F1 wstrzymują się jeszcze z decyzją, aczkolwiek Wietnam może podzielić los Chin. Swoją obecność w tamtejszym weekendzie wyścigowym (który w kalendarzu znalazł się po raz pierwszy) odwołali dziennikarze wielu zagranicznych stacji telewizyjnych. Mało kto wierzy, że epidemię uda się zwalczyć lub chociażby opanować do początku kwietnia, kiedy to ma dojść do rywalizacji.

Co z igrzyskami?

Eksperci bezpieczeństwa publicznego i epidemiolodzy w kontekście zataczającej coraz szersze kręgi choroby zaczęli podważać słuszność startu najbliższych igrzysk. Impreza zaplanowana na przełom lipca i sierpnia stoi pod dużym znakiem zapytania. Jak twierdzą japońscy wirusolodzy – gdyby olimpiada w Tokio miała rozpocząć się już jutro, to w ogóle by się nie odbyła. Na ten moment nie ma żadnej efektywnej strategii, która zatrzymałaby rozwój wirusa. Międzynarodowy Komitet Olimpijski na początku zapewniał, że igrzyska nie są zagrożone, a ich przygotowania idą zgodnie z harmonogramem (choć nie było to do końca prawdą, gdyż właśnie ze względu na koronawirusa odwołane zostały szkolenia dla wolontariuszy mających pracować podczas tokijskiej imprezy). W ostatnich dniach wypowiedzi Richarda Pounda, członka komitetu, pozwalają jednak odnieść wrażenie, że do zawodów może nie dojść. Do sprawy odniósł się kandydat na burmistrza Londynu. Zaoferował pomoc w organizacji i wyraził chęć ugoszczenia zawodów w stolicy Wielkiej Brytanii, gdyby epidemii nie udało się opanować. Organizatorzy nie odnoszą się do słów polityka i zapewniają, że wdrożą wszelkie dostępne środki, by igrzyska odbyły się zgodnie z planem. Wirus może na to jednak nie pozwolić. Warto wspomnieć, że z tego powodu odwołano już marcowe Halowe Mistrzostwa Świata w Lekkoatletyce w chińskim Nankin.

Bezpieczeństwo psychiczne

Koronawirus odbija się nie tylko na zdrowiu fizycznym, ale ma wpływ również na psychikę społeczeństwa. Znamiennym przykładem było zachowanie hiszpańskich piłkarzy przebywających na przedsezonowym zgrupowaniu w jednym hotelu z zawodnikami drużyny z Wuhan. Oba zespoły miały rozegrać między sobą sparing, jednak Hiszpanie, w trosce o swoje zdrowie, odwołali mecz. Chińczycy buntowali się, gdyż wyjechali z kraju kilka tygodni przed wybuchem epidemii i zostali przebadani przez obozowych lekarzy. To jednak nie wystarczyło zawodnikom z Półwyspu Iberyjskiego, by czuć się bezpiecznie i nie zgodzili się oni na odbycie spotkania.

Z podobnego założenia wychodzą uczestnicy wielkiego maratonu mającego miejsce w Tokio. Coroczne wydarzenie gromadzi około 40 tysięcy biegaczy. Tym razem organizatorzy okroili ich liczbę, a i oni sami już nie tak chętnie zgłaszają swój udział. Koronawirus powoduje bowiem utratę poczucia bezpieczeństwa.

Liczbami wirus SARS-CoV-2 dobija do najtragiczniejszych w skutkach epidemii, z którymi świat borykał się w ostatnich kilkunastu latach. Przenika w nowe kręgi, nie tylko geograficzne, ale również społeczne. Choroba dociera w miejsca, które dotychczas były od niej wolne i powoduje, że elementarne potrzeby bezpieczeństwa jednostki nie są możliwe do spełnienia. Sport powoli zaczyna z wirusem przegrywać, bo gdy społeczeństwo czuje się zagrożone, to rozrywka schodzi na dalszy plan. 

Maciej JARMOLIŃSKI