Od wielu tygodni tematem numer jeden w mediach, zarówno światowych, jak i polskich, jest Covid-19. Wirus z Wuhan krzyżuje plany wszystkich bez wyjątku i sprawia, że wydarzenia, które w innych okolicznościach byłyby głośno komentowane, przechodzą bez echa. Tak się stało po ostatnich występach jednych z największych gwiazd światowego biathlonu. Dwa tygodnie temu Kaisa Mäkäräinen i Martin Fourcade postanowili odwiesić narty i karabin na przysłowiowy kołek i pożegnać się z wyczynowym uprawianiem sportu.
Wraz z końcem ich sportowego życia przemija pewna epoka. Tych dwoje łączy bardzo wiele – od zawsze byli ludźmi ambitnymi i skupionymi na osiąganiu najwyższych celów. Dla nich półśrodki nie istniały, liczyło się zwycięstwo i walka z najlepszymi. Nie trzeba było ich lubić – chociaż to było trudne – ale na pewno należało ich szanować. Postawa, którą się wyróżniali, była bowiem idealnym przykładem dla młodych adeptów, nie tylko biathlonu. Teraz przed Finką i Francuzem nowy etap w życiu, w którym na pewno znajdą inne priorytety i cele do zdobycia.
Fińska mistrzyni
Kaisa Mäkäräinen na nartach biegała już jako mała dziewczynka, jednak na połączenie ich z karabinem zdecydowała się dopiero w 2003 roku. W zawodach Pucharu Świata zadebiutowała w 2005. W grudniu zdobyła pierwsze punkty – w Hochfilzen uplasowała się na 29. pozycji. Na miejsce na „pudle” musiała czekać dwa lata, a na wygraną aż pięć. Łącznie na podium PŚ stawała 85 razy, w tym 27 na najwyższym jego stopniu. Trzykrotnie triumfowała w klasyfikacji generalnej w sezonach: 2010/2011, 2013/2014 i 2017/2018.
Z mistrzostw świata przywiozła sześć medali, jednak tylko jeden złoty, który zdobyła w Chanty-Mansyjsku w 2011 roku. Po ostatni (brązowy) krążek sięgnęła w Hochfilzen w 2017. Niestety nie ma w swojej kolekcji medalu igrzysk olimpijskich. Startowała w nich trzykrotnie, ale najwyższą pozycją, jaką osiągnęła, było dwukrotne szóste miejsce w Soczi i Pjongczangu.
Wielokrotnie, mimo fantastycznego, szybkiego biegu, traciła szansę na wygraną na strzelnicy, ale równie często pomyślny bieg pozwalał jej na awans. Ten element wychodził jej na tyle dobrze, że w 2013 roku została powołana do fińskiej reprezentacji w narciarstwie biegowym na Mistrzostwa Świata w Val di Fiemme. Udało się jej tam zająć 14. lokatę w konkurencji na 10 kilometrów stylem dowolnym.
Finka już raz zakończyła karierę – dwa lata temu po sezonie olimpijskim. Na szczęście zdanie szybko zmieniła i wróciła na biathlonowe trasy. Jednak już w 2018 roku w telewizji Yle dała do zrozumienia, że nie na długo. – Na pewno nie zobaczycie mnie na igrzyskach w Pekinie – mówiła. Można śmiało stwierdzić, że decyzja, którą podjęła niedawno, jest ostateczna.
Jeszcze nie wiadomo, czym Mäkäräinen zamierza się zajmować w najbliższym czasie. Może założy rodzinę razem ze swoim wieloletnim partnerem, może zostanie trenerem, a może dziennikarzem. Teraz na pewno potrzebuje chwili odpoczynku i czasu na przemyślenia. Nieistotne, jaką decyzję podejmie, osiągnęła już bardzo dużo, więc nie musi już nic nikomu udowadniać. Najważniejsze, żeby w nowym życiu była równie szczęśliwa, co w tym sportowym.
Król oddał tron
Osiągnięcia Martina Fourcade’a można wymieniać bez końca. Swoją przygodę ze sportem rozpoczął, będąc jeszcze dzieckiem. Biathlon wybrał, idąc w ślady starszego brata Simona, który także był biathlonistą. W Pucharze Świata zadebiutował 13 marca 2008 roku w Oslo, gdzie zajął 61. miejsce w sprincie. Na podium stanął niecałe dwa lata później podczas pierwszych w karierze igrzysk olimpijskich. Po tym wydarzeniu rozpoczął swoją drogę od zwycięstwa do zwycięstwa. Jest jednym z najbardziej utytułowanych zawodników w historii biathlonu. Ma na swoim koncie pięć złotych medali olimpijskich, trzynaście mistrzostw świata i siedem Kryształowych Kul. Łącznie 82 tytuły i krążki największych imprez. 145 razy stawał na podium PŚ, w tym 79 na jego najwyższym stopniu. Niestety nie udało mu się prześcignąć wielkiego Ole Einara Bjoerndalena w liczbie wygranych w tym cyklu, ale i tak był mistrzem.
Francuz walczy nie tylko z własnymi słabościami i rywalami na trasie. Był jedną z głównych twarzy batalii przeciwko stosowaniu dopingu w sporcie. Wraz z Sebastianem Samuelssonem nie bał się o tym mówić otwarcie. Nawet gdy federacja IBU rozpoczęła bój z tym procederem, twierdził, że to nadal za mało. Zawodnikom, których przyłapano na stosowaniu zakazanych substancji, ostentacyjnie nie podawał ręki.
Był skupiony na wygrywaniu i przekraczaniu kolejnych granic, ale dbał też o życie pozasportowe. Pilnie strzegł swojej prywatności, nie chciał się nią dzielić ze wszystkimi. Włączał się w sportowe projekty. Po wyborze Paryża na stolicę Igrzysk Olimpijskich 2024 od razu został ich twarzą. Dlatego o dalsze życie Francuza możemy być spokojni – będzie miał co robić. Ma żonę i dwójkę dzieci, z którymi teraz z pewnością spędzi więcej czasu. Nie porzucił raczej sportu na dobre. Może zostanie trenerem, a może działaczem i będzie walczył z „dopingowiczami”. Przez najbliższe cztery lata na pewno będzie aktywnie uczestniczył w organizacji już wspomnianych igrzysk.
Niewątpliwie Kaisa Mäkäräinen i Martin Fourcade to osoby, które zmieniły biathlonowy świat. Byli sportowcami, o których marzy wiele dyscyplin. Nie tylko podnosili poziom rywalizacji, ale dbali o to, by była ona czysta. Potrafili walczyć mimo przeciwności losu, które spotykali na swojej drodze. Sportowy świat na pewno za nimi szybko zatęskni, a może nawet już tęskni. Miejmy nadzieję, że po ich pożegnaniu poziom na trasach się nie obniży, a młodzi zawodnicy będą dążyć do perfekcji bliskiej Fince i Francuzowi.
Julia JUREK