Walorem charakteryzującym dobre kino od dłuższego czasu jest różnorodność pozwalająca, by każdy widz mógł poczuć się reprezentowany na ekranie. I dobrze – jest ona nam potrzebna. Przede wszystkim jeśli chodzi o kategorię równości płci, która ciągle miewa swoje wzloty i upadki. Wydawać by się mogło, że wydarzenia minionych lat oraz rosnąca solidarność kobieca na falach feminizmu, zdołała zaradzić zjawisku seksizmu. Okazuje się, że nie zawsze.
Wśród powstających dziś licznych filmów o superbohaterach tylko kilka z nich dotyczy superbohaterek. Choć nigdy nie brakowało ich w komiksach, będących źródłem większości uniwersów, proces zaprzyjaźniania ich z wielkim ekranem postępuje raczej powoli. Bierze się to z przekonania, jakoby docelowymi odbiorcami takich produkcji mieli być mężczyźni. Są to głównie filmy akcji, przepełnione licznymi scenami bijatyk, żarcikami o podtekście seksualnym i skomplikowanymi próbami uratowania świata. A, jak powszechnie wiadomo, takie rzeczy przecież nie interesują kobiet. Prowadzi to do sytuacji, w której powstające o nich filmy nie znajdują odbiorców. Uznawane są więc za nieopłacalne, co skutkuje brakiem kolejnych produkcji. Rodzi się więc konflikt interesów: jak zadowolić męską część widowni, pokazując jej filmy o kobietach zajmujących miejsce należne dotychczas mężczyznom?
Kobiecy dream-team
W ten sposób na scenę wkroczyły „Ptaki nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn)” z kobiecym trio na czele: reżyserką Cathy Yan, scenarzystką Christiną Hodson i producentką, a także główną gwiazdą, Margot Robbie. Kwestia szczególnie ważna, zważywszy na fakt, że pełne (a niekiedy nawet częściowe) żeńskie składy u sterów zdarzają się rzadko. Zwróciła na to uwagę aktorka Natalie Portman, która podczas tegorocznej 92. ceremonii wręczenia Oscarów ubrała kreację, na której wyszyto złotą nicią nazwiska reżyserek pominiętych wśród nominacji. Słowem – film od kobiet dla kobiet.
Najnowsza produkcja DC Extended Universe porzuciła więc szablon klasycznego filmu o superbohaterach. Postawiono w zamian na ukazanie historii (nie)zwykłych dam w całkiem ekstrawagancki, lecz ciągle adekwatny sposób. I tak wśród głównych postaci mamy tytułową bohaterkę Harley Quinn, która po rozstaniu z Jokerem, z którym tkwiła w toksycznym związku, zmaga się ze złamanym sercem. Z kolei detektyw Renee Montoyę okrada z sukcesów zawodowych jej współpracownik. Dinah Lance, nazywana Czarnym Kanarkiem, jest tylko rozrywką w rękach głównego antagonisty, a bezlitosny gangster wymordował całą rodzinę Heleny Bertinelli. Ta pod pseudonimem Łowczyni poszukuje sprawiedliwej zemsty (tak jak Batman).
Arlekin wyzwolony
Bohaterki „Ptaków nocy” mierzą się przede wszystkim z problemami codziennej mizoginii. Patriarchalne społeczeństwo nie tylko nie docenia ich, ale i trywializuje. Choć miasto Gotham pozostaje fikcyjne, dotykające je problemy znajdują odzwierciedlenie w naszym świecie. Stereotyp kobiety posłusznej, będącej obiektem westchnień, nie zniknął całkowicie z postępowego społeczeństwa. Jednak nie dla Harley Quinn.
Siła postaci granej przez Margot Robbie polega na jej stopniowej emancypacji. W jednej ze scen, tuż po zerwaniu, odpowiada na własne pytanie dotyczące arlekina, mając na myśli siebie: „Rola arlekina polega na służeniu. Jest niczym bez pana. Poza tym nikt nie dba o to, kim jesteśmy”. Przez resztę filmu Harley zbiera w sobie siły, by zaprzeczyć tej tezie. Razem z pozostałymi bohaterkami zdaje sobie sprawę, że kobiecość to atut i ich siła, a nie wada, niezależnie od wąskiego pojmowania jej przez społeczeństwo. Uroda wcale nie przeszkadza w pokonywaniu wrogów, a niedoceniony intelekt i spryt szybko przynoszą efekty. Nawet kiedy akcja skupia się na pokonaniu niebezpiecznego kryminalisty, stawiane przed nimi wyzwania to dla wielu kobiet wciąż codzienne problemy.
Choć na skalę światową „Ptaki nocy” odniosły stabilny sukces oraz zdobyły bardzo dobre opinie, film nie sprzedał się najlepiej w rodzimych Stanach Zjednoczonych. Czy wcale nie tak odrealniona, wzorowana na aktualnej sytuacji problematyka okazała się uderzyć w czuły punkt? Być może. Trudno powiedzieć, czy konsensus został zatem osiągnięty. Okazja do przekonania się nadejdzie jeszcze w tym roku wraz z premierą „Czarnej Wdowy” oraz „Wonder Woman 1984” – kolejnych filmów z superbohaterkami na czele. Jednak niezależnie od tego silne postacie kobiece były i nadal będą potrzebne jako wzorzec, z którego możemy korzystać na co dzień. Tak, by na podobieństwo fantastycznej Harley Quinn, każda kobieta mogła opowiedzieć własną historię.
Robert PŁACHTA