– Zaczynamy mieć w Polsce pełzający zamach stanu – tak Szymon Hołownia, jeden z kandydatów w wyścigu na fotel prezydenta komentuje wydarzenia piątkowej nocy w Sejmie. Głosując nad tzw. tarczą antykryzysową, posłowie przyjęli niespodziewaną poprawkę do prawa wyborczego.
W nocy z piątku na sobotę w Sejmie doszło do czegoś, co wielu nazywa wprost zamachem stanu. W piątek posłowie zajmowali się tzw. tarczą antykryzysową, która miała być ratunkiem dla przedsiębiorców zagrożonych przez trudną sytuację, w której wszyscy się znaleźliśmy. Jak się okazało był to tylko pretekst dla podłego zabiegu politycznego. Dwie godziny po północy klub PiS złożył poprawkę przewidującą zmianę Kodeksu wyborczego. Ma ona umożliwić przeprowadzenie wyborów prezydenckich w maju 2020, mimo zdecydowanie przeważającej liczbie argumentów przeciwko takiemu działaniu.
Wspomniana poprawka ma wprowadzać możliwość głosowania za pomocą korespondencji osobom objętym kwarantanną oraz tym powyżej 60. roku życia. Żeby jednak mieć możliwość oddania głosu w ten sposób, trzeba będzie zgłosić swoją chęć udziału w wyborach do pięciu dni przed ich datą, co pozbawia prawa wyborczego wszystkich, którzy zostaną objęci kwarantanną po tym okresie. Dodatkowo, zważając na rosnącą w szybkim tempie liczbę chorych na koronawirusa oraz na statystyczne wyliczenia, według których powrót do normalności w maju prawdopodobnie poskutkuje modelem włoskim, jest to ogromne zagrożenie dla pozostałych osób, których wdrażany na gorąco przepis nie obejmie.
Ogromna część społeczeństwa deklaruje, że jeśli wybory odbędą się w maju, nie weźmie w nich udziału. Poza tym zacięcie z jakim kurczowo wyznaczonego terminu trzyma się władza pozbywa wszelkich wątpliwości co do jej priorytetów. Z ostatnich badań wynika, że tylko wyborcy Andrzeja Dudy są skłonni w większej liczbie udać się do urn. Poza tym większość elektoratu obecnego Prezydenta oscyluje w okolicach wieku 60+, tak więc zamiana Kodeksu wyborczego jest dla niego dodatkowym zabezpieczeniem rychłego zwycięstwa w pierwszej turze wyborów. Obecnemu rządowi jest trudno rozstać się z majowym terminem również z tego powodu, że jego kandydat jako jedyny jest w stanie prowadzić „kampanię wyborczą” w okresie epidemii.
Problematyczna jest również zmiana przepisów sama w sobie. Kontrowersyjna poprawka została przyjęta o czwartej nad ranem, natomiast cała ustawa chwilę po godzinie szóstej. Wpływ na takie wyniki głosowania mieli również nieobecni posłowie, posługującymi się prawem głosu przez internet, które uzyskali zaledwie dzień wcześniej. Tym sposobem zmieniono przepisy Kodeksu wyborczego 42 dni przed wyborami, co jest niezgodne z orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego – tego typu zmiany dozwolone są nie później niż na sześć miesięcy przed wyborami, chyba że nie wpłyną na wyniki głosowania. Oczywiście zasada ta została złamana, ponieważ samo przeprowadzenie wyborów w obecnej kryzysowej sytuacji ma ogromny wpływ na ich rezultaty.
Również tryb w jakim przyjęto poprawkę wywołuje nieprzyjemne dreszcze. Zgodnie z art. 89 ust. 2 Regulaminu Sejmu pierwsze czytanie projektu zmian kodeksu może się odbyć nie wcześniej niż czternastego dnia od doręczenia posłom druku projektu. W tym przypadku nie dość, że całkowicie pominięto tę część – poprawka została zgłoszona tuż przed trzecim czytaniem, to jeszcze zgrabnie ominięto jakąkolwiek dyskusję o niej, ponieważ nie trzeba jej odbywać po drugim czytaniu. Analizując całą patową sytuację łatwo zrozumieć, że była to w każdym punkcie przemyślana i perfekcyjnie zaplanowana zagrywka ze strony partii rządzącej. W końcu kto by się spodziewał próby wprowadzenia zmian w Kodeksie wyborczym podczas głosowania nad ustawą dotyczącą ratowania przedsiębiorstw?
Jest to również kolejna okazja dla rządzących do podkładania kłód pod nogi opozycji, która posiada większość w Senacie. Pewnym jest, że senatorowie innych partii nie będą chcieli przyjąć ustawy antykryzysowej w zaproponowanej przez Sejm formie. Wprowadzanie poprawek na tym etapie opóźni jednak pomoc dla przedsiębiorców, którzy i tak borykają się z ogromnymi trudnościami w tym okresie. Tak więc łatwo będzie przekonać część elektoratu o winie opozycji, która po raz kolejny przez „brak jedności” w trudnym okresie utrudnia życie zwykłym obywatelom…
Jeśli władza dalej będzie uparcie trwać przy majowym terminie wyborów, a nie wydarzy się żaden cud, dzięki któremu wbrew wyliczeń naukowców po kwietniowych świętach wirus ustąpi, będzie to jawne działanie przeciw zdrowiu większości obywatelek i obywateli kraju. Poza tym, pozostali kandydaci w wyścigu o stanowisko głowy państwa wstrzymali swoje kampanie wyborcze na wystarczająco długo, aby stracić większe szanse na zwycięstwo. Jeśli większość Polek i Polaków postawi swoje bezpieczeństwo ponad prawem wyboru, jaką legitymacją będzie mógł szczycić się przyszły prezydent? Odpowiedź na to pytanie powinna być wystarczającym argumentem, aby zrezygnować z tak kuriozalnego terminu wyborów. Niestety, doświadczenie ostatnich lat pokazuje, że nie takie sprawy były załatwiane bez zważania na opinię publiczną.
Oliwia Trojanowska