28 lat minęło jak jeden dzień…

Walter Hofer stał się symbolem skoków narciarskich. (źródło: Terje Pedersen / NTB scanpix)

W tym roku koronawirus pokrzyżował plany zawodnikom i kibicom Pucharu Świata w skokach narciarskich. „Swoim blaskiem” SARS-CoV-2 przyćmił także odejście Waltera Hofera z funkcji dyrektora PŚ. Był nim 28 lat. Austriak to niewątpliwie jedna z najbardziej rozpoznawalnych twarzy w całym cyklu, oczywiście poza samymi skoczkami. W ciągu swojej długoletniej kariery zmienił dyscyplinę o 180 stopni.

Hofera, z uwagi na wieloletnią pracę i duży wkład w reprezentowany przez siebie sport, porównywano do byłego szefa F1 Berniego Ecclestone’a. Jak sam jednak stwierdził, do Brytyjczyka mu daleko chociażby pod względem finansowym. Wszyscy kibice na zawsze zapamiętają jego osobę, a zwłaszcza charakterystyczne elementy garderoby, bez których trudno było go sobie wyobrazić – słynna krótkofalówka na szyi i opaska na głowie. Niewątpliwie nowy sezon będzie zupełnie inny, bo zabraknie jednego z najważniejszych ludzi w Pucharze Świata.

Trudne, ale szczęśliwe początki

Walter Hofer urodził się w 1955 roku w małej alpejskiej miejscowości Seeboden am Millstätter See. Wychowywał się u dziadków, ponieważ jego mama, gdy przyszedł na świat, miała zaledwie 17 lat. Była zmuszona wyjechać do Szwajcarii, by podjąć tam zatrudnienie. Jej rodzice nauczyli wnuka ciężkiej pracy. Gdy miał 12 lat, rozpoczął pierwszą pracę jako kelner w jednej z lokalnych restauracji. Po dwóch miesiącach był bardzo zadowolony, że mógł dołożyć coś od siebie do domowego budżetu, ponieważ nigdy im się nie przelewało.

Byłego już dyrektora Pucharu Świata wszyscy znają pod imieniem Walter, jednak naprawdę nazywa się Johann Hofer. Ochrzczony został jako Walter, tak się wychował i w ten sposób też się przedstawia, ale w dokumentach ma wpisane inne imię. Początkowo jego rodzice się tym nie przejmowali. On sam dopiero w szkole podstawowej zdał sobie sprawę, że może to rodzić problemy. Do dziś jednak nie zdecydował się na zmianę imienia.

Od najmłodszych lat piłka nożna była jego ogromną pasją, zbrakło mu niestety talentu i umiejętności technicznych, aby zajmować się nią profesjonalnie. Natomiast motywacji i chęci trenowania nie można mu było odmówić. Miał szansę gry w lidze na najniższym szczeblu. Dwukrotnie wraz z drużyną awansował do wyższej klasy rozgrywkowej. Przez 15 lat futbol był jego największym zamiłowaniem, nauczył go przegrywać i podnosić się z porażek. Do dziś jest jego drugą miłością. Uwielbia oglądać w akcji takich zawodników jak Marcelo. Nazywa ich artystami, ale ciekawią go również zespoły z Afryki.

Gdy Hofer zrozumiał, że nie ma szans na karierę piłkarza, postanowił zająć się sportem z nieco innej strony. Rozpoczął naukę na uniwersytecie w Salzburgu na kierunku nauk sportowych. Tam również napisał doktorat na temat metodyki treningu i przez 15 lat był wykładowcą. W czasie studiów najbardziej zaintrygowała go fizjoterapia, więc zaczął się doszkalać. Dzięki temu współpracował z kilkoma klubami piłkarskimi, a w wieku 26 lat łączył edukację z pracą w austriackiej kadrze skoczków. Wówczas dostrzegł wyjątkową specyfikę tej dyscypliny i zafascynował się nią pod względem psychologicznym oraz fizjologicznym. Tak zaczęła się jego przygoda z Pucharem Świata, którego wkrótce został dyrektorem.

Nowa posada, nowe reguły

Pierwszym założeniem, które wiedział, że musi zrealizować, reprezentując FIS, było przede wszystkim uczynienie skoków narciarskich bezpieczniejszymi i popularniejszymi. Gdy w 1992 objął funkcję dyrektora Pucharu Świata, co roku wraz ze współpracownikami starał się przekraczać własne możliwości, modernizować infrastrukturę oraz dbać o poprawę jakości treningów – tak, aby skoki stały się takie, jak są dziś.

Jednym z pierwszych zadań, którego się podjął, było ujednolicenie sposobu przeprowadzania zawodów. Przed objęciem posady przez Waltera Hofera w zależności od rangi imprezy sposób realizacji konkursu był inny. Istniały cztery formuły – stosowane na mistrzostwach świata, igrzyskach olimpijskich, w Pucharze Świata i lotach narciarskich. Lista startowa liczyła około 100 skoczków, a najlepsi wcale nie skakali na końcu. Tak naprawdę trudno było zrozumieć, o co w rywalizacji chodzi.

Kolejnym krokiem była poprawa bezpieczeństwa skoczków. Austriak stwierdził, że albo tego dokona, albo zmieni pracę. Władzę FIS-u zaczęły od wprowadzenia nowych przepisów np. dotyczących miejsca mocowania wiązań. Ta decyzja nie przypadła do gustu zawodnikom, nie chcieli przystosowywać się do innych zasad. Z czasem jednak zrozumieli, że to wszystko dla ich zdrowia, a nawet życia. Od tamtego czasu wypadki na skoczniach są rzadkością.

Następnym marzeniem Hofera było uatrakcyjnienie dyscypliny i zrobienie z niej widowiska, zwłaszcza dla widzów oglądających zawody przed telewizorem. Po wielu analizach dyrektor Pucharu Świata doszedł do wniosku, że konkurs nie może trwać dłużej niż mecz piłkarski. Dlatego postanowiono wprowadzić kwalifikację do konkursów i limit skoczków z jednego kraju – tak powstała formuła 50/30 z przerwą pomiędzy seriami, a najlepsi dla dramaturgii skaczą na końcu.

Dopiero po wprowadzeniu tych zmian skokami zainteresowała się telewizja. Niestety pojawił się kolejny problem. Zawody Pucharu Świta kolidowały z narciarstwem alpejskim. W związku z tym zdecydowano o przesunięciu konkursów skoków na późniejsze godziny. Jednak wraz z tą modyfikacją powstał następny kłopot. Na wielu skoczniach trzeba było zamontować sztuczne oświetlenie, ponieważ rywalizacja często kończyła się, gdy było już ciemno. Miało to też pozytywne skutki, gdyż imprezy organizowane przy oświetleniu charakteryzował zupełnie inny, piękny i magiczny klimat.

Im bliższa stawała się współpraca z telewizją, tym częściej zaczęły pojawiać się zarzuty wobec dyrektora Pucharu Świata. Krytycy uważali, że władze FIS robią wszystko, czego chcą media. Było jednak odwrotnie – to skoki narciarskie wykorzystywały swoją szansę na rozbłyśnięcie i rozgłos wśród szerszej widowni.

Później stopniowo wprowadzano kolejne przekształcenia dotyczące kombinezonów, współczynnika BMI i rekompensat za wiatr oraz belkę. Ostatnie modyfikacje mają swoich zwolenników i przeciwników. Należy jednak pamiętać, że gdyby nie te dodatkowe lub ujemne punkty, przy każdej zmianie platformy startowej należałoby ponownie zaczynać konkurs.

Polska, Biało-Czerwoni

Duże zmiany zaszły także na przestrzeni lat w Zakopanem. Gdy Walter Hofer obejmował stanowisko dyrektora Pucharu Świata, chciał odebrać tej miejscowości prawo organizacji zawodów, ponieważ przychodziło niewielu kibiców, a infrastruktura wołała o pomstę do nieba. Jednak kiedy Austriak przyjechał do Polski i zobaczył w jednej z restauracji zdjęcie z lat 50. przedstawiające tysiące widzów oglądających konkurs spod skoczni, razem z polskimi przedstawicielami stwierdził, że trzeba odbudować urok tego miejsca.

Udało się! Zaczęto od modernizacji infrastruktury, a wraz z poprawą warunków na skoczni pojawiła się bardzo jasno świecąca gwiazda Adama Małysza. Do dziś dla Hofera Polak to ambasador skoków narciarskich, człowiek, który kocha i rozumie je jak mało kto, a Zakopane nie jest już tylko miejscem. Jest częścią polskiej tożsamości narodowej, imprezą szczególną z niesamowitą i niepowtarzalną atmosferą.

Przez 28 lat Walter Hofer na pewno się wiele nauczył, ale także nauczył innych, jak działać i organizować wielkie zawody. Po latach aktywności ma prawo do zasłużonej emerytury. Może w końcu pojedzie na wakacje, których dawno nie miał. Chociaż dla niego praca przy Pucharze Świata, mimo kilku kryzysowych chwil, była również jak wypoczynek.

Wszystkim kibicom będzie brakować znanej twarzy, krótkofalówki i opaski na głowie, jednak wieku nie można oszukać. Na pewno przed Sandro Pertile, następcą Hofera, stoją ogromne wyzwania i ciągłe porównywanie do Austriaka. Pozostaje mieć nadzieję, że lata owocnej pracy nie pójdą na marne.

A Hofer już zapowiedział, że zamierza zostać przy sporcie, ponieważ jest to jego największa pasja, bez której nie wyobraża sobie życia. Sam niedawno mówił, że uważa się za fanatyka skoków, który przez tyle lat mógł oglądać zawody z uprzywilejowanej pozycji, stać tuż obok i obserwować zawodników w akcji. Teraz spokojnie może usunąć się w cień.

Julia JUREK