Domy publiczne proszą o pomoc

Koronawirus to pandemia, która ma olbrzymi wpływ na wiele dziedzin życia. Funkcjonowanie szkół, zakładów pracy, urzędów czy kościołów – wszystko to zmienia się ze względu na szalejącą pandemię. Okazuje się jednak, że wyraźne skutki koronawirusa odczuwają także pracownice seksualne. Wirus spowodował, że niemieckie domy publiczne musiały zostać zamknięte. Jak wygląda seksbranża podczas koronawirusa?

Najstarszy zawód świata

Prostytucja zyskała przydomek „najstarszego zawodu świata”. Jej istnienie potwierdzone jest już w starożytności. W wielu kulturach obecna była także prostytucja sakralna, związana z kultem płodności. Jej występowanie udokumentowano w Indiach, na Bliskim Wschodzie, ale także w Europie – w starożytnej Grecji. Nie istniała ani jedna kultura starożytnego Wschodu bez zjawiska prostytucji. W niektórych kulturach jej występowanie było uważane za niezbędne, co wiązało się z akceptacją i wsparciem.

Święty Tomasz z Akwinu uważał, że prostytucja pełni rolę podobną do toalety w domu – „brzydko pachnie, ale bez niej cały dom pachniałby jeszcze gorzej”. W innych z kolei dostrzegano jej niebezpieczeństwo. Prawo Egiptu, Mezopotamii, Grecji i Rzymu odnosiło się do zjawiska prostytucji pozytywnie, natomiast kultura chrześcijańska negatywnie. Na terenie starożytnego Rzymu osiągano wysokie dochody z legalnej prostytucji. Doprowadziło to z kolei do walki ze świadczeniem usług seksualnych w sposób niezgodny z prawem. Łączyło się to z dbałością Rzymian o względy zdrowotne, w tym ochronę przed epidemiami.

W starożytnym Rzymie istniały zarówno prostytutki jak i „chłopcy do zabawy”, których można było kupić lub wynająć. Za zło konieczne prostytucja była uważana między innymi w epoce średniowiecza, co wiązało się z chęcią jak największego oddzielenia pracowników seksualnych od społeczeństwa. Epidemia dżumy przyczyniła się do jeszcze gorszej reputacji tego zawodu w XIV i XV wieku.

Koronawirus

Epidemia koronawirusa rozpoczęła się w Chinach. Po raz pierwszy chorobę zdiagnozowano tam w grudniu 2019. COVID-19 to choroba, która jest wywołana przez koronawirusa SARS-CoV-2. Koronawirus to czynnik, który chorobę wywołuje, natomiast COVID-19 to sama choroba. Jej nazwa została oficjalnie zatwierdzona przez Światową Organizację Zdrowia. Organizacja ta od 11 marca klasyfikuje koronawirusa jako pandemię. Do tej pory na świecie potwierdzono ponad 1,13 mln przypadków koronawirusa, z czego spowodował on śmierć u ponad 25 tysięcy ludzi.

W Niemczech koronawirusem zainfekowanych jest ponad 91 tysięcy pacjentów. Do osób, które zostały objęte kwarantanną zalicza się między innymi niemiecka kanclerz Angela Merkel. W Niemczech w związku z pandemią pojawiły się surowe restrykcje, w tym zakaz zgromadzeń, w których uczestniczą więcej niż 2 osoby. Wyjątkiem od zakazu są osoby żyjące we wspólnym gospodarstwie. Ponieważ to właśnie izolacja uznawana jest za jedyną skuteczną metodę walki z wirusem, kontakty międzyludzkie mają zostać ograniczone do niezbędnego minimum.

Niemieccy pracownicy seksualni

W Niemczech usługi seksualne świadczy około 300-400 tysięcy kobiet i mężczyzn, jednakże niektóre statystyki podają, że takich osób może być nawet dwukrotnie więcej. Dziennie odwiedza ich niemal milion klientów. Prostytucja w Niemczech traktowana jest jak każdy inny zawód, a uregulowania prawne jej dotyczące pojawiły się już w 1987 roku. Kobiety i mężczyźni świadczący usługi seksualne pracują legalnie, na samozatrudnieniu. Domy publiczne oraz prostytutki płacą podatki. Pracownicy seksualni mogą zakładać własne związki zawodowe, a także posiadają prawa uregulowane umową. Prostytutki nie muszą realizować wszystkich życzeń klientów, jeżeli nie wyrażają na to zgody.

Klienci z kolei nie mogą żądać zwrotu pieniędzy jeśli usługa oferowana przez prostytutkę okazała się niesatysfakcjonująca. Poza domami publicznymi prostytucja istnieje także na ulicach. Niemieckie miasto Bonn wprowadziło specjalne uliczne automaty z biletami. Po ich kupnie pracownik seksualny, może reklamować przez określony czas swoje usługi na ulicy, korzystając ze specjalnych budek, mających chronić przed złymi warunkami atmosferycznymi. Przychody z tego typu reklamowania usług osiągają ponad 40 tysięcy euro rocznie.

W 2017 roku weszła w życie ustawa dotycząca zawodu prostytutki. Osoby oferujące swoje usługi muszą zgłosić działalność oraz udać się na konsultację medyczną. Domy publiczne by mogły działać muszą spełnić szereg wymogów dotyczących między innymi higieny i ochrony zdrowia. Klienci muszą korzystać z prezerwatyw (kara za nieprzestrzeganie tego przepisu ma wynosić do 50 tysięcy euro). Dodatkowo ustawa ta nakłada obowiązek częstszego kontrolowania kobiet i domów publicznych. Prawa pracowników seksualnych były regulowane także przez wcześniejszą ustawę, z 2002 roku, która dawała między innymi możliwość zaskarżenia swojego wynagrodzenia. Pracownicy seksualni dzięki zapisom z 2002 roku mogli także świadczyć swoje usługi na podstawie umowy o pracę. Ze względu na problemy w kwestii podatków (opłata za usługi zwykle regulowana jest w gotówce), w landach wprowadzono płatność podatków z góry.

Praca na ulicy

Ze względu na koronawirusa kryzys przeżywają wszystkie branże, w których praca oparta jest na kontakcie z klientem. Najmocniej ucierpiała branża dotycząca świadczenia usług seksualnych. Epidemia koronawirusa zmusiła rząd do zamknięcia wszystkich domów publicznych. Powoduje to skargi właścicieli tychże, którzy twierdzą, że w krótkim czasie zaliczają olbrzymie spadki dochodów. Okazuje się, że zamknięcie domów publicznych wcale nie sprawiło, że prostytucja zniknęła. Zmieniło się jedynie jej miejsce – zamiast domów publicznych staje się obecna w prywatnych domach, a także na ulicach.

Bardzo często kobiety są zmuszone do prostytucji ze względu na biedę, a nie mogąc oferować swoich usług w domach publicznych, przenoszą się na ulice. Zdecydowana większość prostytutek w Niemczech świadczy swoje usługi z powodu ubóstwa, nie natomiast z wyboru.

Berlińskie prostytutki najczęściej pochodzą z krajów takich, jak np. Bułgaria czy Rumunia. Dodatkowo seksbiznes bardzo często przenosi się w nielegalne obszary, które wymykają się spod kontroli policji. Coraz bardziej popularne staje się funkcjonowanie nielegalnych domów publicznych. W tego typu obiektach zdecydowanie wzrasta ryzyko znęcania się nad kobietami, które świadczą swoje usługi. Pracownice i pracownicy seksualni szukają także źródła utrzymania przy pomocy seks kamerek.

Prośby o pomoc

Usługi seksualne w dobie epidemii tracą na popularności. Przez to spadają także ich ceny. Ze względu na to prostytutki mogą być zmuszone przyjmować więcej klientów po to, by starczyło im na podstawowe potrzeby. Ich desperacja i utrata źródła zarobku bardzo często sprawia, że zaczynają godzić się na usługi, których do tej pory nie oferowali. Dodatkowo ze względu na przeniesienie się prostytucji na ulice trudniejsze staje się zachowanie niezbędnych podczas epidemii warunków higienicznych.

Kontrola branży przez policję oraz inne służby staje się niemal niemożliwa. Okazuje się, że branża ta może jednak liczyć na pomoc od państwa. Szef jednego z największych domów publicznych w Europie, który mieści się w Kolonii – „Paschy”, twierdzi, że zgłosił już wniosek o świadczenia dla swoich pracowników. Kobiety świadczące usługi w owym domu publicznym zmuszone są do zamknięcia się w swoich pokojach, czekając na koniec pandemii. Ze względu na to, że pochodzą zza granicy, nie jest możliwy ich powrót do rodzinnych domów.

Właściciele innych domów publicznych także proszą państwo o pomoc w przetrwaniu trudnego czasu dla branży. Pojawiają się także głosy, że rząd oraz Ministerstwo Zdrowia powinno wspierać pracowników seksualnych, oferując im rekompensatę za utracone dochody. Pomoc od państwa ma zostać przekazana nie tylko dla samych pracowników seksualnych, ale także obsłudze administracyjnej, barmanom oraz ochroniarzom.

Armin Lobscheid, właściciel „Paschy” twierdzi także, że ze względu na troskę o swoje pracownice, prostytutki świadczące swoje usługi zostały zwolnione z obowiązku płacenia czynszu, a dodatkowo otrzymują darmowe wyżywienie, by przerwać trudny dla nich czas pandemii.

Agnieszka GAJNIAK