Grom krytyki spadł na prezesa Kaczyńskiego, gdy ten zignorował wcześniej wprowadzone ograniczenia dotyczące zgromadzeń publicznych. Lider rządzącej koalicji pojawił się pod pomnikiem ofiar katastrofy Smoleńskiej bez maseczki, nie zachowując prawnie ustalonych odległości od innych osób, a na końcu odwiedził cmentarz, który dla zwykłych obywateli był zamknięty. To wzbudziło podejrzenia opinii publicznej o nienagannej etyce lidera Prawa i Sprawiedliwości. Czy słusznie?
Okazuje się, że nie. Wicepremier Jacek Sasin nadał prezesowi tytuł „super-posła”, zaznaczając w rozmowie w RMF FM, że „co wolno wojewodzie(…)”. Nie odciął się od krytyki mediów opozycyjnych, które zaznaczały istotny zapis Konstytucji o równości wszystkich obywateli wobec prawa. Arogancja rządzących traktowana jest więc już jako część kompetencji. Ale poseł Sasin ma teraz ważniejsze sprawy na głowie, takie jak przeprowadzenie nielegalnych wyborów w maju. Dajmy mu spokój i posłuchajmy niezależnych komentatorów życia publicznego. Na pomoc Kaczyńskiemu rzucili się publicyści Gazety Polskiej, wSieci i innych pism dla osób o otwartym umyśle i zamkniętych oczach. Krytyka jednak była rozproszona, a cel, w który należy uderzyć – niejasny. Dlatego należało wyciągnąć starego potwora z szafy.
Prawo i Sprawiedliwość ma wielu Boogeymanów, których instrumentalnie używa, gdy nadejdzie potrzeba (jeden z nich zrobił nawet karierę w Brukseli!). Dlaczego jednak nie ugotować dwóch pieczeni na jednym ogniu? Wokół TVP narosło niedawno wiele kontrowersji w związku z przyznaniem rekordowych subwencji z budżetu państwa. Na tym tle przydałaby się stacja, którą można by zantagonizować w porównaniu do mediów rządowych. TVN skrytykowało Kaczyńskiego za nadaktywność, wobec czego stali się łatwym chłopcem do bicia dla rządowych agitatorów z dziennikarskimi plakietkami.
To sprawdzona recepta na czasy kryzysu. Propagandyści rządowi zdążyli już obwieścić w niedawnych materiałach, że liberalna demokracja ma problem, a odpowiedzią na nią są rosnące nastroje nacjonalistyczne i silniejsza niż dotąd rola państwa. Komercyjne media powinny się tego obawiać. TVN w szczególności nierzadko traktowany był jako zbędna dla życia publicznego stacja, która chce dla narodu polskiego źle. Dlatego ich materiał, który merytorycznie nie odbiegał od treści innych mediów opozycyjnych, otworzył po raz kolejny furtkę do podniesienia irracjonalnej narracji rządu.
Przede wszystkim, żeby zrozumieć zaistniałą sytuację należy aksjomatycznie przyjąć szereg twierdzeń. Jednym z nich jest doskonałość Jarosława Kaczyńskiego. Słońce polskiego narodu kieruje się moralnymi imperatywami w działaniu, a także szlachetnym altruizmem, co wyklucza podejrzenia o interes własny. Nawet jeżeli popełnia błędy to świadczy to jedynie o jego człowieczeństwie, a posiadana iskra boskości kieruje jego działaniem. Stąd też materiał TVP zaczyna się od zaznaczenia, że w katastrofie Smoleńskiej zginęły nie tylko bliskie mu ideowo osoby. Prezes umie wznieść się ponad ludzkie animozje i oddać cześć wszystkim umarłym. Nawet tym, z którymi się nie zgadzał. A posiadał i posiada inny zestaw poglądów. Każde życie ludzkie ma wartość. Nawet to, które nie jest Jarosławem Kaczyńskim.
Drugie twierdzenie dotyczy mediów publicznych i ich statusu. Skoro Konstytucja stwierdza, że TVP to obiektywne i pluralistyczne źródło informacji to tak jest. Praktyka nie ma tu znaczenia. A jeżeli promowanie nihilistycznej kultury i propagandowej publicystyki Ci nie odpowiada – cóż, Twoim współobywatelom to nie przeszkadza, więc morda w kubeł. Media komercyjne działają inaczej – z definicji muszą być rentowne, a więc rządzą nimi zasady rynku. Od uznania konsumentów zależy ich istnienie oraz dalszy rozwój. A jak wiadomo najłatwiej zarobić na czyimś nieszczęściu. Tak się składa, że nieszczęście definiuje życie Jarosława Kaczyńskiego, więc wybór był prosty. Przynajmniej tak przedstawiła działalność TVN telewizja rządowa w swoim materiale – jako zbiór dziennikarzy i publicystów żerujących na tragedii podstarzałego człowieka, który chciałby widzieć tylko, jak jego kraj wstaje z kolan. Ale czego się nie robi dla pieniędzy? Dla zysku można nawet krytykować człowieka, który cofnął kraj o parę dekad w czasie i o parę tysięcy kilometrów na Wschód geopolitycznie.
Trzecie twierdzenie dotyczy identyfikacji grupowej. Trudno rządzić społeczeństwem bez dzielenia go, wiedziano o tym już w starożytnym Rzymie. Dobrze więc ustalić, jakie cechy obywatela są pożądane, a jakie go skreślają. Która grupa wyborców może przynieść zwycięstwo w wyborach i która pozwoli tę władzę utrzymać. W przypadku naszego społeczeństwa nie okazało się to trudne, bowiem kompleks ofiary wciąż jest żywy w wielu z nas. Chcemy reparacji od Niemiec i ukarania byłych działaczy partyjnych z czasów PRL. Niechętnie reagujemy na inność, a różnicę w patrzeniu na historię wolimy przechylać na swoją korzyść. Chełbimy kler, choć z miłosierdziem nam nie po drodze. Przykłady można mnożyć, co jednak jest ważne dla naszej sprawy – materiał telewizji rządowej przedstawił TVN jako medium stworzone na polecenie komunistycznych władz. Zastosowano odpowiedzialność zbiorową wobec dziennikarzy, których rodzice mieli niejasne kontakty z przedstawicielami dawnego ustroju. Jako przykład literatury objaśniającej temat podali tytuł „Resortowe Dzieci”. Skoro tamte rządy zostały nam narzucone przez obce mocarstwo, a ten rząd pochodzi z decyzji suwerena, to chyba nie muszę tłumaczyć, kto chce nas ciemiężyć?
Zwracałem na to uwagę wielokrotnie, ale mogę powtórzyć. Jaki Jarosław Kaczyński jest każdy widzi. Nie widzę powodu, żeby wyszydzać go przez wzgląd na jego fizjonomię czy aparycję, a jedynie za niezwykle szkodliwe rządzenie krajem. Jednak Kaczyński nigdy nie był wzorem cnót i jego wady powinny być na tym etapie widoczne dla wyborców. A z tą refleksją powinna iść zmiana rządów, której nie przewiduję w najbliższym czasie. Prezes dokłada jeszcze jedną cegiełkę w drodze do zniewolenia z wiwatem społeczeństwa w tle.
Piotr SZWARC