Ukraina: społeczeństwo, medycyna i rząd w walce z COVID-19

Ukraińscy dziennikarze walkę z koronawirusem często porównują do prawdziwej wojny. Do wojny, w której rolę żołnierzy pełnią zwykli obywatele, a przede wszystkim pracownicy szpitali. Z drugiej strony rząd mówi o swoich skutecznych działaniach. Z kolei prezydent używa swej ulubionej frazy: „sytuacja pod kontrolą”. Tylko czy w Kijowie posiadają wiarygodne statystyki? Czy wiedzą o realnej sytuacji zwykłego Ukraińca?

Sytuacja na Ukrainie od samego początku wyglądała absurdalnie. W lutym mogliśmy obserwować dziwne zachowania samorządów lokalnych. To właśnie wtedy samolot z ewakuowanymi z Chin Ukraińcami przez cały dzień krążył nad państwem, ponieważ żaden obwód nie dał pozwolenia na przyjęcie tych ludzi. Rozwiązaniem problemu stała się decyzja ówczesnej minister zdrowia Zoriany Skaleckiej o odbyciu 14-dniowej kwarantanny razem z nimi. Mówiąc na marginesie, nie pomogło to jej zatrzymać się na stanowisku. Później dziennikarze TSN (jednej z czołowych stacji telewizyjnych Ukrainy) udowodnili iż takie zachowanie Ukraińców było skutkiem fakenewsa o zakażeniu wszystkich pasażerów na pokładzie.

Sytuacja wydawała się wyjaśnioną, ale i tak powtórzyła się prawie w każdym mieście w marcu. Stosując się do zalecenia prezydenta, do domu wracali Ukraińcy z całego świata, w tym z Włoch. Dochodziło do przypadków, gdy człowiek nie zdążał nawet przyjechać z dworca, jak sąsiedzi dzwonili na policję i zawiadamiali o osobie … zakażonej. Każdy, kto wracał z zagranicy, uważany był za zagrożenie. Jednak ten medal ma dwie strony. Wracali nie tylko turyści, ale także ci, którzy mieszkają za granicą od lat. Obawiali się całkowitego zamknięcia granic i wysokiego ryzyka infekowania w państwie pobytu. I można to zrozumieć, gdyby te osoby nie odwiedzały wszystkich swoich znajomych i rodzinę od razu po przybyciu do Ukrainy. Większość z nich natychmiast po powrocie udała się do lekarzy. I tutaj też można byłoby zrozumieć, tylko chcieli na przykład po raz pierwszy od kilku lat pójść do ginekologa (przypominam na Ukrainie medycyna jest darmowa dla wszystkich, a na terytorium UE nie każdy Ukrainiec posiada ubezpieczenie). Właśnie w taki sposób choroba COVID-19 zaczęła się szerzyć na terytorium całej Ukrainy.

Pierwszy przypadek zakażenia odnotowano na początku marca w Czerniowcach. Mężczyzna wrócił z Włoch, na szczęście zachorowanie nie potwierdziło się u jego rodziny. Przez dłuższy czas sytuacja wydawała się stabilna, a nowych przypadków było niewiele. Niestety tutaj też tkwił mały haczyk. Państwową Inspekcję Sanitarną na Ukrainie zlikwidowano w 2017 roku jako „instytucję niefunkcjonalną”. W skutek tego w żadnym obwodzie nie istniało stanowiska lekarza sanitarno-epidemiologicznego. Służba została wznowiona dopiero 11 marca 2020 roku. W kilku obwodach pierwszym rozporządzeniem lekarzy sanepidu było testowanie na COVID-19 wszystkich pacjentów z zapaleniem płuc i grypą. Tak w Mikołajowie potwierdzono zachorowanie w 80% osób badanych. Przedtem władze lokalne twierdziły, że to jedyny region Ukrainy, gdzie niema koronawirusa. Przeciwko urzędnikom tego obwodu wszczęto postępowanie kryminalne w sprawie zaniechania przeciwdziałania epidemii.

Kolejnym problemem w walce z wirusem są testy, a mianowicie ich brak. Przez pierwsze dni kwarantanny próbki trzeba było wysyłać do Kijowa i czekać wyników od 48 do 72 godzin. Więc testowano bardzo mały odsetek ludzi. Po otrzymaniu pomocy z Chin, testy rozdzielono według liczby zachorowań w obwodach. Na przykład, obwód Tarnopolski otrzymał tylko 50 testów i to dopiero 19 marca. Od 25.03 liczba zakażonych ciągle rośnie, po prostu przeprowadza się więcej testów.

Inną istotną kwestią jest poziom przygotowania szpitali. Lekarze naczelni z całej Ukrainy informują o braku podstawowych rzeczy (maseczek, rękawiczek, leków). Często pacjenci byli proszeni o zabieraniu z domu środków na gorączkę. Wynikało to z dwóch przyczyn, po pierwsze – szpitali nie dysponowali niezbędnymi środkami, a po drugie – protokół leczenia koronawirusa zatwierdzono dopiero drugiego kwietnia. Olbrzymią część potrzebnych zasobów przekazują wolontariusze.

Obecnie w oddziałach chorób infekcyjnych personel medyczny pracuje w trybie zmianowym po cztery lub osiem godzin. Pielęgniarka pracująca w jednym z takich oddziałów mówi, że niektóre dziewczyny po wychodzeniu z pracy po prostu mdleją. Za taki wysiłek rząd obiecał podwyżkę płacy o 200% każdemu, kto pracuje z chorymi na koronawirusa. W rzeczywistości lekarze nie dostali jeszcze wynagrodzenia za marzec. Średnia płaca dla lekarza wynosi 250 dolarów miesięcznie.

W trudnej sytuacji znaleźli się też studenci ostatniego roku uniwersytetów medycznych. Zajęcia są zawieszone, terminy egzaminów nieznane. Nie mają żadnej informacji o uzyskaniu dyplomu. Przy tym część z nich została przywołana do pracy w szpitalach. Zastępują pielęgniarki, którzy zrezygnowali z pracy w obawach przed wirusem.

Ukraina nie była przygotowana na walkę z koronawirusem. Z powodu nieskuteczności już dwa razy zmieniono ministra zdrowia i powołano nowego premiera. Niezbędne działania podejmowano natychmiast. Zamknięto prawie wszystkie przejścia graniczne, prawo wjazdu mają tylko obywatele Ukrainy i osoby posiadające pozwolenie na zamieszkanie z obowiązkiem odbycia 14-dniowej kwarantanny domowej albo nawet obserwacji. Od 18 marca odwołano wszystkie krajowe połączenia. Od pierwszego kwietnia obowiązuje nakaz noszenia maseczek medycznych (nie wolno wykorzystywać w tym celu szalików i temu podobnych rzeczy). Z środków komunikacji miejskiej mogą korzystać tylko osoby pracujące w dziedzinach niezbędnych dla funkcjonowania państwa.

Czy wszyscy dotrzymują kwarantanny? Niestety, nie. Rodziny wyjeżdżają na grilla, odwiedzają bliskich i nawet chodzą do cerkwi. W niektórych parafiach odbyły się normalne msze wielkanocne z udzieleniem komunii. W cerkwi prawosławnej komunii udziela się w sposób specyficzny. Cząstka kwaszonego chleba zanurzonego w konsekrowanym winie jest podawana wiernym z kielicha na małej łyżeczce. Z tej samej łyżki korzystają wszyscy wierni podchodzący do Komunii.

Szczyt zachorowań na Ukrainie oczekiwany był na 28.04, przy tym, że jeszcze na kilka dni przed nim codziennie potwierdzano około 500 przypadków.

Pamiętajmy – lekarze na całym świecie ryzykują zdrowiem, a nawet życiem. Robią to dla nas wszystkich, więc zróbmy coś dla nich – zostańmy w domu.

Olha CHURA