Lata brutalnej wojny domowej, przechodzenie z rąk dyktatora w ręce dyktatora, a przy tym wszystkim okrutny gwałt za gwałtem. Choć Liberia okres wojen ma już za sobą, dla Liberyjek pokój nigdy nie nastąpił. Przez COVID-19 wiemy, że niebezpieczeństwo czyha na nie również we własnych domach.
Liberię przez 14 lat trawił brutalny konflikt wewnętrzny. Podczas tzw. drugiej wojny domowej na ulice wyszły kobiety, które zjednoczyły się w walce o pokój. W sierpniu tego roku ponownie doszło do protestów płci żeńskiej, ze względu na ich tragiczną sytuację, nasilającą się przez COVID-19. Przemoc seksualna w Liberii w okresie pandemii wzrosła o 50%, co świadczy o tym, że kobiety i dziewczynki nie mogą się tam czuć bezpiecznie nawet we własnych domach. Czara przelała się kiedy na światło dzienne wyszła sprawa 19-letniego chłopaka, który okaleczył narządy płciowe trzyletniej dziewczynki, którą miał zamiar zgwałcić. Kobiety protestowały, żeby wymusić na prezydencie deklarację przyjęcia przez kraj stanu wyjątkowego dotyczącego gwałtów.
Prezydent Liberii, George Weah wziął udział w konferencji dotyczącej przemocy seksualnej, która odbyła się 9 września. Podczas niej mówił o wzroście liczby gwałtów w kraju. Jak wyjaśniał, wzrost przemocy seksualnej dotyka dzieci i młode dziewczęta. – To pilne wezwanie do działania jest odpowiedzią na niepokojący wzrost liczby gwałtów oraz przemocy seksualnej i przemocy na tle płciowym w ostatnim czasie, zwłaszcza, gdy prowadzimy wojnę ze śmiertelną pandemią koronawirusa – mówił Weah na konferencji.
Następnie prezydent wezwał aktywistów oraz lokalnych i międzynarodowych przywódców do współpracy z rządem Liberii w celu powstrzymania przemocy na tle płciowym i gwałtów.
Dwa dni później Weah wydał również oświadczenie, w którym ogłosił stan wyjątkowym w kraju. Wprowadził także pierwszy zestaw środków, aby przeciwdziałać wzrostowi przemocy wobec kobiet. Zalecenia obejmują m.in. wyznaczenie specjalnego stanowiska prokuratorskiego do zajmowania się sprawami gwałtu i utworzenie krajowego rejestru przestępców seksualnych. Weah chce też stworzyć narodową grupę zadaniową ds. bezpieczeństwa, która ma zajmować się przemocą seksualną ze względu na płeć. Przeznaczy dwa miliony dolarów na rozwiązanie tego problemu.
Taka deklaracja jest bardzo ważna dla bezpieczeństwa kobiet i dzieci w tym kraju, choć to dopiero początek drogi do poprawy sytuacji. Wiele kobiet zgwałconych tam podczas wojny domowej wciąż nie doczekało się wyroku dla sprawców, mimo posiadania dowodów. Do tej pory nie ma w tym państwie rzetelnego systemu, który sprawiłby, żeby gwałciciele nie czuli się bezkarnie. Najbardziej wstrząsa chyba wspomniany wcześniej przypadek chłopaka, który w okrutny sposób potraktował 3-letnie dziecko.
Przy niebotycznie wysokim współczynniku tak okrutnego uczynku, jakim jest gwałt, widać jak na dłoni do czego może doprowadzić brak szacunku do drugiego człowieka. Możemy się dziwić i załamywać ręce, ale przecież jest to również problemem Europy, czy USA. Cały ruch MeToo, a raczej jego lekceważący odbiór w niektórych kręgach świadczy o tym, że kobiet nadal nie traktuje się poważnie. Największą podłością jest bagatelizowanie gwałtu i sprowadzanie kobiet do rangi przedmiotów. Jak zaradzić takim sytuacjom skoro w sercu Europy poseł potrafi stwierdzić, że w pewnych okolicznościach gwałt nie jest gwałtem? Problem jest w ludziach, zwłaszcza ludziach rozpoznawalnych. Ich mizoginiczne stwierdzenia potrafią wręcz zachęcać do mniejszego szacunku względem kobiet. Dehumanizują oni kobiety swoimi podłymi ideologicznymi dywagacjami. A stąd już bardzo blisko do przemocy.
Szokują nas wydarzenia w Liberii? Dlaczego więc nie reagujemy dostatecznie na brak szacunku względem drugiego człowieka w naszym otoczeniu? Jeśli wszyscy nie zadbamy, żeby tego typu wypowiedzi stały się niedopuszczalne, to równie dobrze może kiedyś pozwolimy, aby i czyny, do których podżegają stały się rzeczywistością. Wychowanie to podstawa do zmian i najwyższy czas przestać wpierać dzieciom krzywdzące, oparte na płci kulturowej role.
Oliwia TROJANOWSKA