Na początku sezonu wydawało się, że GKM Grudziądz ostrzy sobie pazury na play-offy. Pomóc w tym miał Nicki Pedersen. Hit transferowy jednak nic nie dał, a drużyna z kujawsko-pomorskiego tylko dzięki koronawirusowi może czuć się bezpiecznie.
Tegoroczne rozgrywki zaczęły się ze znacznym opóźnieniem, co wpłynęło na decyzję o zmianie regulaminu. Zespół znajdujący się na siódmym miejscu, z uwagi na brak terminów, nie musi uczestniczyć w meczach barażowych. Przyszłoroczny start w Ekstralidze ma zapewniony. Tym samym klub, który zajął drugą pozycję w 1. Lidze Żużlowej, nie ma szans na awans.
GKM zdecydowanie można okrzyknąć największym rozczarowaniem tego sezonu. Drużyna miała walczyć o play-offy, a w rzeczywistości w ciągu całego roku nie odegrała żadnej istotnej roli. Mówi się, że tylko dzięki nowemu zapisowi grudziądzanie pozostali w najwyższej lidze rozgrywkowej. – To uratowało GKM. Jest tak słaby, że w tej chwili miałby problem z wicemistrzem 1. Ligi Żużlowej, aby wygrać baraże. Mogą więc dziękować regulaminowi i koronawirusowi, że zostają w Ekstralidze. Jest różnica między obiema ligami, ale grudziądzanie są przeraźliwie słabi. Kompletnie nie mają wsparcia wśród juniorów. To, nawet w konfrontacji z pierwszoligowcem, mogłoby okazać się dla nich zabójcze – mówił Jan Krzystyniak, ekspert żużlowy, w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”.
Skład drużyny natomiast pozostał praktycznie bez zmian. Trzon tegorocznego GKM-u tworzyli Keneth Bjerre, Krzysztof Buczkowski oraz Artem Łaguta. Zimą do zespołu dołączył, sprowadzony z Zielonej Góry, Nicki Pedersen. Gośćmi w drużynie byli Tobiasz Musielak i Krystian Pieszczek.
Słabi jak zawsze
Mimo iż wydawało się, że ten rok może należeć do grudziądzan, to szybko okazało się, że Gołąbki nie mają zamiaru „pakować się” w stresujące play-offy. W ciągu całego sezonu udało im się zwyciężyć jedynie cztery razy, z czego dwa ze słabym beniaminkiem, a raz fuksem, w przerwanym meczu ze Stalą Gorzów. Ponieśli porażkę natomiast w aż dziewięciu spotkaniach, a raz uratowali remis. Ostatecznie zdobyli tylko jeden punkt bonusowy.
Na usta ciśnie się sformułowanie, że grudziądzanie są słabi jak zawsze. Od 2014 roku, gdy ponownie weszli do najwyższej ligi rozgrywkowej, balansują między środkowymi miejscami w tabeli.
Moment sezonu
Patrząc na dorobek punktowy czy zaangażowanie drużyny z kujawsko-pomorskiego, można powiedzieć, że szczególnych momentów sezonu było niewiele. Jednym z ciekawszych meczów był ten przerwany. 26 lipca na Stadion GKM-u Grudziądz przyjechała Stal Gorzów. Przez obfite opady deszczu odbyło się zaledwie dziesięć biegów, z czego dziewięć zostało zaliczonych. Zespół z lubuskiego był jeszcze przed swoim ogromnym skokiem formy, więc spotkanie było dość wyrównane.
Najlepiej po stronie gospodarzy punktował Pedersen. Dobrze radzili sobie również Buczkowski, Bjerre czy Łaguta. Można powiedzieć, że cała drużyna utrzymywała przyzwoity poziom. Gdyby spotkanie mogło dojechać do końca, wynik nie byłby pewny, ale z pewnością mecz dostarczyłby dużo emocji. Po stronie gości najbardziej wyróżniał się zeszłoroczny indywidualny mistrz świata Bartosz Zmarzlik.
Straceńcy
Eksperci uważają, że to może być koniec drużyny z Grudziądza w Ekstralidze. Tym bardziej po odejściu Artema Łaguty, który był jednym z liderów. Od sześciu lat Gołąbki odgrywają w lidze niejako rolę straceńców, którzy mimo potencjału, porządnego składu i dużych ambicji od początku skazywani są na dryfowanie w środku tabeli.
Jeśli GKM nie przyjmie do drużyny kogoś pokroju Łaguty, nie ma co liczyć na magiczne utrzymanie w E-lidze. W przyszłym roku może nie uratować go ani koronawirus, ani zmiany w regulaminie. Na awans czeka wiele lepszych drużyn, więc spadek grudziądzan jest tylko kwestią czasu.
Emilia RATAJCZAK