Żużlowe podsumowania – Unia Leszno

Unia Leszno od wielu lat uchodzi za niezwyciężony, niezwykle poukładany i silny zespół. Pięć drużynowych mistrzostw Polski w ostatniej dekadzie zdecydowanie potwierdza tę tezę. W tym sezonie jednak nieziemska Unia stała się trochę bardziej przyziemna.

Trzon leszczyńskiej drużyny od dobrych kilku lat praktycznie się nie zmienia. Wciąż te same nazwiska, które są gwarantem dobrych wyników. Piotr Pawlicki, Janusz Kołodziej czy Emil Sajfutdinov stanowią podwaliny leszczyńskich Byków, a wielu kibiców i ekspertów nie wyobraża sobie ich w innych barwach. Do optymalnego składu zespołu należałoby dołożyć jeszcze Dominika Kuberę oraz Bartosza Smektałę, który zaliczył właśnie pierwszy rok jako senior.

Jedną z niewielu zmian kadrowych dokonanych w tym sezonie było wypożyczenia Jarosława Hampela. Poprzedni rok nie należał do najlepszych w wykonaniu Polaka, więc Unia Leszno, mając do dyspozycji sześciu seniorów, wysłała 38-latka na przymusowe „wakacje” do Motoru Lublin. Drugą natomiast było dołączenie do drużyny w połowie marca młodego Australijczyka – Jaimona Lidsey’a, który zastąpił Brady’ego Kurtza. Biało-Niebiescy, jako jedni z nielicznych, nie sprowadzili do klubu jakiegokolwiek gościa, który mógłby wspomóc drużynę w trakcie sezonu.

Przyziemna królowa

Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz leszczyńskie Byki przez cały sezon liderowały w tabeli. Można powiedzieć, że każdy już się do tego przyzwyczaił. Ten sezon pokazał jednak Unię z trochę innej strony. Przykładowo w meczu z Falubazem wydawała się zagubiona. Zawodnicy, jak sami mówili, nie mogli odnaleźć się na zielonogórskim torze. Trzy porażki w ciągu sezonu to, jak na zespół z Leszna, dość dużo. Jakby tego było mało we wspomnianym już pojedynku z Myszkami drużyna pierwszy raz od trzech lat straciła punkt bonusowy.

Unia pierwszą porażkę zaliczyła na początku września w dziewiątej rundzie PGE Ekstraligi. Byki mierzyły się wtedy z wrocławską Spartą. Mimo emocjonującego meczu leszczynianie ostatecznie przegrali dwoma punktami. Drugą była ta z Motorem 14 sierpnia. Od początku sezonu wiadomo było, że lubelski stadion nie jest łatwym terenem dla przyjezdnych, jednak Byki od zawsze udowadniały, że dla nich nie ma rzeczy niemożliwych. Mimo starań Leszno przegrało z Koziołkami 40:50. Trzecia i największa klęska zdarzyła się w przedostatniej kolejce fazy zasadniczej. Na zielonogórskim stadionie Byki straciły trzy duże „oczka”, ulegając Myszkom, którym udało się wypracować 14-punktową przewagę. Ostatecznie jednak Leszno weszło do play-offów z pierwszego miejsca, więc stracone spotkania w żadnym stopniu nie przeszkodziły w dalszej walce o medale.

Pamiętny moment sezonu

„Jarosław Hampel przeszedł z Unii Leszno do Motoru Lublin!” – krzyczały nagłówki gazet jeszcze przed startem sezonu. Jak się jednak później okazało, żużlowiec został wypożyczony do Lublina, by tam odbudować swoją formę. Zwykle jednak, gdy dochodzi do takiej sytuacji, mowa jest o zawodniku młodzieżowym, który w innym klubie (przeważnie w nowej lidze) miałby nabrać doświadczenia.

Tym razem wypożyczony został żużlowiec, który jest profesjonalistą od lat. Najbardziej zaskakujący okazał się jednak kierunek tego transferu, bowiem Motor Lublin konkuruje z Unią Leszno w tej samej lidze. W taki sposób Hampel zasilił skład oponenta swojej macierzystej drużyny. Wzmocnienie to najlepiej było widać w 10. rundzie, kiedy to oba zespoły spotkały się ze sobą na lubelskim podwórku. Koziołki pokonały wtedy Byki 10-cioma punktami, a sam 38-latek zdobył dziewięć „oczek”.

Kolejna szansa na mistrzostwo

Pierwszy mecz półfinałowy leszczyńskich Byków odbył się 20 września na stadionie w Zielonej Górze. Ich rywalem był bowiem znajdujący się na 4. miejscu w tabeli Falubaz. Unia miała szansę pokazać się na tamtejszym owalu z innej strony. Po emocjonującym spotkaniu Leszno wygrało dwoma punktami (46:44). Spotkanie rewanżowe zaplanowanie jest na 27 września na 16:30.

Tegoroczne play-offy są okazją dla Unii Leszno, by kolejny rok z rzędu bronić mistrzowskiego tytułu. Tym razem jednak zdecydowanie nie będzie to łatwe zadanie, gdyż stawka jest bardzo wyrównana, a każdy z półfinalistów ma chrapkę na finał.

Emilia RATAJCZAK