Mimo granic, które wyznaczają terytoria państw, nie są one narodowo jednolite. Nie inaczej jest w Polsce, choć życie mniejszości w naszym kraju często nie jest kolorowe. Historia pamięta czasy, w których nasze ziemie były zamieszkiwane przez reprezentantów różnych nacji, a Polacy byli wobec nich bardzo otwarci. Wydawać by się mogło, że sytuacja z biegiem lat powinna się wyłącznie poprawiać. Czy tak się faktycznie dzieje?
W Polsce już od wielu lat funkcjonują przepisy, które mają za zadanie chronić mniejszości. Od 2005 roku obowiązuje ustawa o mniejszościach narodowych i etnicznych. Według jej zapisów konkretne społeczności mogą starać się np. o wprowadzenie ich języka jako pomocniczego w danej gminie. Przepis ten ma na celu ułatwienie funkcjonowania w polskim społeczeństwie ludziom, którzy czują, że tworzą odrębną wspólnotę. Mniejszościom mają pomóc także przepisy traktujące o zakazie dyskryminacji. Konstytucja RP zawiera w sobie zapisy takie jak art. 32, który mówi o tym, że „nikt nie może być dyskryminowany w życiu społecznym, gospodarczym i politycznym z jakiejkolwiek przyczyny”. Pomagać ma także zapis z art. 53 zapewniający m.in wolność religijną. Czy faktycznie tak jest?
Bezsilność wobec ataków
Mimo obiecujących i napawających optymizmem norm prawnych, życie mniejszości w naszym kraju nie należy do prostych. Wciąż dochodzi do ataków na grupy społeczne, które nie identyfikują się jako Polacy. Jedną z nich są Romowie. W 2017 roku w Siemianowicach Śląskich regularnie dochodziło do ataków na społeczność romską. Wyzwiska i groźby padały wszędzie: w sklepach, na ulicy czy nawet w szkole. Według relacji Romów – pod ich domy podjeżdżały samochody, a napastnicy tylko czekali aż ktoś opuści posesję. Jedna z matek opowiedziała „Gazecie Wyborczej” o zdarzeniu, które spotkało jej syna. 14-latek czekał obok przystanku na autobus kiedy jakiś mężczyzna próbował go potrącić.
Swoją historię opowiedziała także młoda Romka, którą zaczęto wyzywać przy jednej z przychodni lekarskich. Ludzie zrobili to, mimo że na rękach miała niemowlaka. Dopiero interwencja kierowcy taksówki przerwała zajście.
Romowie próbują walczyć z atakami. O pomoc poprosili Prezesa Stowarzyszenia Romów w Polsce – Romana Kwiatkowskiego. Prezes natomiast poprosił o interwencję prezydenta miasta i policję. Sytuacja nie uległa jednak poprawie, a ataki wręcz nasiliły się. Rodzice w trosce o bezpieczeństwo swoich dzieci zawiadomili nawet urząd miasta o zawieszeniu wysyłania ich pociech do szkół. Doszło do spotkania między przedstawicielami lokalnych władz, policji i społeczności romskiej. Ze strony Stowarzyszenia Romów w Polsce padły zarzuty o nieprzestrzeganie konstytucyjnych zapisów, które zapewniają im ochronę. Krokami, które podjęto było m.in zapewnienie dowozu dzieci do szkół. Padły także zapewnienia o poprawie sytuacji, monitorowaniu miejsc zamieszkania Romów przez policję. Sprawców przejawiających zachowania ksenofobiczne jednak do dziś nie pociągnięto do odpowiedzialności.
Nie tylko mniejszości etniczne
W Polsce od kilku lat nasilają się ataki m.in. na Ukraińców. Wydawać by się mogło, że takie sytuacje mają miejsce w mniejszych miejscowościach lub na prowincji. Nic bardziej mylnego. Do niebezpiecznych zajść dochodzi także w stolicy. Mieszkający w Warszawie Ukraińcy zgłosili na policję zajście, które miało miejsce w lipcu zeszłego roku. Do ich mieszkania wrzucono butelkę z benzyną, a mury budynku zostały opisane hasłami: „Polska dla Polaków” czy „Won z Polski”. O sprawie informował nawet Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, który zaznaczył, że „zaczyna się od odczłowieczających słów, a kończy na niebezpiecznych atakach”.
Seria ksenofobicznych i rasistowskich ataków miała miejsce także w Toruniu. W zeszłe lato doszło tam do pobicia obywatela Tunezji. Grożono mu także śmiercią. Sprawa została zgłoszona na policję i zajęła się nią prokuratura. Okazało się, że napastnik nie pierwszy raz przejawiał wrogie zachowania wobec przedstawicieli innych narodowości. Do kolejnego zdarzenia doszło miesiąc później. 18-letni mężczyzna znieważył słownie i zaatakował fizycznie obywateli Niemiec spacerujących toruńską starówką. Użył słów takich jak „niemieccy naziści”. Atakujący uderzył także w twarz przebywającą z grupą Niemców Polkę. Obydwu mężczyznom grozi do 5 lat pozbawienia wolności.
Sprawa Kaszubów
Jedynym problemem mniejszości nie jest jednak nastawienie Polaków. To także prawo. Kaszubi od wielu lat starają się o to, aby uznano ich oficjalnie za mniejszość etniczną obok Tatarów, Karaimów, Romów czy Łemków. Jak sami mówią, ma to im pomóc w zachowaniu odrębności kulturowej. Nie jest to jednak proste bowiem nawet wewnątrz tej grupy zdania są podzielone. Część członków społeczności twierdzi, iż są oni Polakami. Inni natomiast chcieliby nie tylko uznania za mniejszość etniczną, ale także narodową. O ile pierwsze żądanie uzyskało aprobatę Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, o tyle drugie jest bardziej problematyczne. Argument przeciw zdaje się być logiczny – nie mają oni swojego państwa (terytorium). Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie walczy jednak o wpisanie do ustawy Kaszubów jako oficjalnej mniejszości etnicznej, ponieważ cała społeczność zyska wtedy określone korzyści. Obecnie mogą liczyć „jedynie” na szczególną ochronę ich języka. Zyskując status mniejszości etnicznej, mogliby liczyć także na wsparcie ich kultury i dziedzictwa. Polskie rządy, niezależnie od opcji politycznej będącej u władzy, nie chcą z różnych przyczyn zajmować się tym problemem. Sprawa jest kontrowersyjna i budzi emocje, a Kaszubi wciąż pozostają sami ze swoją walką.
Prawdziwy problem to nie prawo
Polskie przepisy sprawiają wrażenie, jakby sytuacja mniejszości nie była zła. Mogą one mieć przecież swoich przedstawicieli w parlamencie, prawo chroni je przed atakami. Mogą domagać się o wprowadzenie swoich języków jako urzędowych w gminach, w których mieszkają, a państwo przeznacza fundusze na dbanie o ich kulturę. Problemem mniejszości w Polsce nie jest brak uregulowań prawnych (może poza Kaszubami, jednak jest to specyficzny i indywidualny przypadek), a nastawienie społeczeństwa. Mentalność Polaków i działania polskiego rządu nie ułatwiają asymilacji członkom tych grup. Polska władza zdaje się przymykać oko na działania takich organizacji jak Obóz Narodowo-Radykalny, który otwarcie propaguje na swoich marszach hasła takie jak „My nie chcemy tu islamu, terrorystów, muzułmanów”. Na scenie politycznej obecny jest także Ruch Narodowy, który od lat walczy ze wszystkim i wszystkimi, którzy nie wpisują się w stereotyp białego, heteroseksualnego Polaka-katolika. Oczywiście polski rząd oficjalnie potępia takie zachowania, jednak nie interweniuje i nie inicjuje żadnych działań, aby ukrócić ksenofobiczne zachowania tego typu środowisk. Skandowanie haseł takich jak „Polska dla Polaków” jest według Konstytucji RP nielegalne. Premier ani prezydent nie czynią jednak żadnych kroków w stronę poprawienia sytuacji czy wyciągnięcia konsekwencji w przypadku takich zachowań.
Aby naprawdę poprawić sytuację mniejszości zamieszkujących terytorium Polski, potrzebne są działania uświadamiające Polaków, że bycie innym to nic złego. Takie, które będą pokazywać, że osoby o innym pochodzeniu, innej rasie czy innym wyznaniu nikomu nie zagrażają.
Politycy powinni przodować w uświadamianiu społeczności w tych kwestiach, a na każde wrogie wobec mniejszości zachowanie stanowczo reagować i zdecydowanie je krytykować. Tymczasem często zdarza się im przymykać oko na wrogą narrację.
Ludzie z mniejszościowych środowisk są pozostawieni sami sobie, bez pomocy, bez ochrony – nie licząc prawa, które jest jednak zbiorem zapisanych liter. Jak długo przyjdzie im czekać na poprawę ich sytuacji? Kiedy będą mogli wyjść na ulicę nie bojąc się ataku ze strony nacjonalisty, czy ksenofoba? Kiedy w końcu poczują się w Polsce jak u siebie? Czy w ogóle kiedykolwiek? Nikt nie umie odpowiedzieć im na to pytanie.
Kacper LEWANDOWSKI