Tak 43. edycję pustynnego supermaratonu podsumował jego zwycięzca w kategorii samochodów Stéphane Peterhansel. Dla Francuza było to historyczne, 14. zwycięstwo odniesione w 30. rocznicę pierwszego triumfu. Kibice znad Wisły również mają powody do radości – polska załoga stanęła na podium w kategorii SSV!
Aron Domżała i Maciej Marton zakończyli rywalizację na trzeciej pozycji. W pewnym momencie wydawało się, że jest szansa nawet na zwycięstwo (przez chwilę prowadzili), jednak problemy techniczne uniemożliwiły walkę o końcowy triumf. Tuż za plecami Polaków uplasowała się kolejna biało-czerwona załoga, którą tworzyli Michał Goczał i Szymon Gospodarczyk. Młodszy z braci Goczałów był absolutną rewelacją tegorocznego Dakaru, bez kompleksów walcząc z bardziej doświadczonymi zawodnikami. Jego starszy brat, jadący z Rafałem Martonem na prawym fotelu, finiszował na ósmej lokacie.
Równie dobrze poszło jedynemu Polakowi w kategorii samochodów. Kuba Przygoński, pilotowany przez Timo Gottschalka, został sklasyfikowany na czwartym miejscu, za plecami największych dakarowych nazwisk. Kamil Wiśniewski zajął tę samą pozycję w kategorii quadów. Do mety w Dżuddzie dojechał tylko jeden motocyklista z naszego kraju, Konrad Dąbrowski. W swoim debiucie zajął 28. lokatę. Wyścigu nie ukończyło trzech pozostałych polskich reprezentantów w tej kategorii: Adam Tomiczek, Jacek Bartoszek i Maciej Giemza.
Trudna nawigacja i rekordy
Tegoroczna edycja była wyjątkowo trudna pod kilkoma względami. Po pierwsze bardzo mocno obrywały opony, które na kamienistych fragmentach nie miały łatwego życia. Do rzadkości należały odcinki, w czasie których załogi nie musiały zmieniać którejś z gum. Motocyklista Toby Price na etapie maratońskim musiał nawet ratować oponę szarą taśmą i trytytkami. Drugim ogromnym wyzwaniem była skomplikowana nawigacja. Carlos Sainz w pewnym momencie stwierdził, że tegoroczna impreza bardziej przypomina gymkhanę niż rajd cross-country, bo wszyscy ciągle kręcą się w kółko. Inni zawodnicy jednak częściej podkreślali, że dzięki temu rywalizacja zbliżyła się do swoich korzeni.
Wyjątkowo zacięta rywalizacja toczyła się wśród motocyklistów. Trudny teren i skomplikowana nawigacja stworzyły „efekt jo-jo” – zawodnik wygrywający odcinek jednego dnia, następnego startował jako pierwszy i tracił dużo czasu, by kolejnego dnia odrabiać, ruszając z dalszej pozycji. Wielu faworytów odpadało z powodu błędów popełnianych na trasie. Ostatecznie zwyciężył, pomimo złamania nosa, Argentyńczyk Kevin Benavides. Wyprzedził zeszłorocznego triumfatora Ricky’ego Brabeckiego i Sama Sunderlanda. Jest to pierwsza podwójna wygrana Hondy od 1987 roku. Również wśród quadowców nie brakowało emocji i zaskakujących zwrotów akcji. Na metę jako pierwszy dotarł rodak Benavidesa Manuel Andújar.
W samochodach mistrzowską jazdę zaprezentował wspomniany wcześniej Peterhansel. „Mr Dakar” objął prowadzenie po drugim etapie i nie oddał go do końca. Jak sam podkreślał, ta edycja przypominała te, w których rywalizował w Afryce. Nie zawsze chodziło o czystą prędkość, a o taktykę i technikę jazdy. Tym triumfem wyśrubował swój rekord do 14 wygranych. Blisko Francuza przez całe osiem tysięcy kilometrów trzymał się Nasser Al-Attiyah, jednak nie był w stanie mu zagrozić. Na trzecim miejscu z nieco ponad godzinną stratą dojechał do Dżuddy obrońca tytułu Carlos Sainz. Natomiast w kategorii ciężarówek po raz 18. najlepszy okazał się Kamaz, tym razem ten prowadzony przez Dmitry Sotnikova.
Najwięcej nowych rekordów przyniosła kategoria T3. Osiemnastoletni Seth Quintero został najmłodszym zwycięzcą etapu, a dla kontrastu Czech, Josef Macháček, okazał się najstarszym triumfatorem rajdu. W tej kategorii etap wygrała także Cristina Gutiérrez, zostając pierwszą od 2005 roku kobietą, która tego dokonała. Najlepszy w łącznej klasyfikacji wszystkich pojazdów lekkich (kategorie T3 i T4) był Chaleco López, przed Austinem Jonsem i wspomnianym wcześniej Domżałą.
Niestety, pomimo wprowadzenia nowych ograniczeń mających zwiększyć bezpieczeństwo motocyklistów, nie udało się uniknąć tragicznego w skutkach wypadku. W dniu zakończenia imprezy organizatorzy poinformowali o śmierci Pierre’a Cherpina. Francuz zmarł w czasie transportu samolotem medycznym z Arabii Saudyjskiej do Francji. Wypadek wydarzył się 10 stycznia, na 178. kilometrze 7. etapu.
Pomimo dopisania kolejnego smutnego epizodu do historii Dakaru, edycję tę trzeba zaliczyć do udanych. Sam fakt, że w obecnej sytuacji udało się zorganizować rywalizację, jest ogromnym sukcesem. Poza tym bez wątpienia zmiany wprowadzone przez ASO przyniosły skutek. Dzięki rozdawaniu książki drogowej na chwilę przed startem, rajd zbliżył się do swoich korzeni. Zawodnicy musieli się solidnie natrudzić, by odnaleźć właściwą drogę, a czas na przygotowanie się do wyścigu profesjonalistów i amatorów został wyrównany. Również klasa Dakar Classic spotkała się z dobrym odbiorem fanów. Miejmy nadzieję, że z tej edycji na następne nie przejdzie tylko jedna rzecz – wszechobecne maski na twarzach.
Rafał WANDZIOCH