Kupujemy rocznie 80 miliardów sztuk nowej odzieży. Jest to cztery razy więcej niż 20 lat temu. Według Business Insider przemysł modowy produkuje 10% światowej produkcji dwutlenku węgla. Jest to emisja, która przewyższa szkodę łącznie generowaną przez loty międzynarodowe oraz żeglugę morską w skali roku.
World Resources Institute podaje, że do wykonania jednej bawełnianej koszulki potrzebne jest około trzy tysiące litrów wody – to dwa i półroczne zapasy pitne dla jednej osoby. Odnotowano również, że do roku 2030 liczebność klasy średniej w perspektywie globalnej wzrośnie do 5,4 miliarda osób. W świetle zmian w strukturze społecznej wzrost zapotrzebowania na ubrania i inne produkty jest do przewidzenia. Jeśli konsumpcja utrzyma się na poziomie, który obserwujemy teraz, to do roku 2050 będziemy wykorzystywali trzy razy więcej zasobów naturalnych niż w 2000 roku. Co więcej, nawet samo pranie odzieży powoduje przeniknięcie 500 000 ton mikrowłókien do oceanów. Liczba ta odpowiada w przybliżeniu 50 miliardom plastikowych butelek. Zanieczyszczenia pochodzące z produkcji fast fashion – tzw. mody szybkiej, charakterystycznej dla sieciówek – trafiają do rzek, a nawet niektórych ich źródeł. Mówi się, że jeżeli chcemy sprawdzić, jaki kolor będzie królował w sklepach w najbliższym sezonie, należy sprawdzić kolor rzeki w najbiedniejszy prowincjach w Chinach, czy Bangladeszu.
(Nie)wzorcowe działania
W odpowiedzi na rosnącą popularność trendów ekologicznych znane marki luksusowe rozpoczynają działania w tej materii, aby ocieplić swój wizerunek. Gucci zapłaciło horrendalną sumę, aby uzyskać zaświadczenie o braku produkcji śladu węglowego. Można mieć wrażenie, że taki dokument w zaistniałej sytuacji nic nie znaczy. Marka nadal produkuje duże ilości emisji CO2, natomiast miliony wpłacone do instytucji wydającej tego typu certyfikat, są swoistym zadość uczynieniem za wyrządzone krzywdy wobec środowiska. Pieniądze te trafiają do organizacji, które zajmują się ochroną środowiska. Niestety nie wszystkie marki mogą pochwalić się tego typu działaniami.
Dyrektorka kreatywna Diora (sekcji kobiecej) – Maria Grazia Chiuri – podczas organizacji pokazu wiosna-lato 2020, szczyciła się sprowadzeniem 164 drzew, które po prezentacji sylwetek, mają zostać zasadzone w Paryżu. Komiczność sytuacji polega natomiast na tym, że rośliny zostały sprowadzone z różnych części świata. Ich transport do Paryża wiązał się z kolejną emisją śladu węglowego. Co więcej, biorąc pod uwagę statystykę, to taka liczba zasadzonych drzew spowoduje bardzo znikomy spadek CO2 w atmosferze. Dodajmy do tego jeszcze zanieczyszczenia związane z transportem, a otrzymany bilans będzie bliski zero.
Wpadkę zaliczyła również marka Burberry, której przedstawiciele dumnie oznajmili, że podczas przygotowań do pokazu nie przyczyniono się do generowania śladu węglowego. Niestety stan faktyczny prezentował się trochę inaczej. Ludzie, odpowiedzialni za organizację wydarzenia wybudowali nowy budynek na potrzeby eventu. De facto wyprodukowali przez to jeszcze więcej CO2, niż gdyby wykorzystali istniejący już budynek.
Projektanci z misją
Na szczęście dla części projektantów praktyki wpisujące się w green washing są obce. Stella McCartney od początku swojej działalności stara się funkcjonować w duchu zrównoważonej i świadomej mody. Nie wykorzystuje naturalnych skór i futer oraz tworzyw PVC. Wraz z technologami pracuje nad wegańskim jedwabiem. Wykupiła nawet 50% udziałów swojej marki „Stella McCartney” od modowego giganta, którym jest koncern Kering. Wszystko po to, aby mieć decydujący głos w kwestiach podejmowanych na poziomie produkcji. Sama angażuje się w działania ekologiczne niepowiązane z jej marką. Jednym z przykładów może być udział projektantki w akcji Jamiego Olivera – „Meet Free Monday”. Stella wystąpiła również w dokumencie „The True Cost”, gdzie komentowała brutalna rzeczywistość przemysłu modowego.
Bardziej ekologicznym twórcą jest Richard Malone. Irlandzki projektant kategorycznie sprzeciwia się konsumpcjonizmowi. Sam podkreśla, że najważniejszy dla niego jest artyzm, a nie zysk z kolekcji. To, co wyróżnia designera na tle innych osób z branży jest niewielka liczba produkowanych ubrań. Richard po wypuszczeniu 10 swetrów i po wyczerpaniu zapasów nie wznawia ich produkcji. Materiały natomiast pozyskuje tylko od certyfikowanych fabryk, które faktycznie przyczyniają się do ekologii. Ubrania szyje przeważnie z tkanin recyklingowych, bądź takich, które tworzone są z odpadów znalezionych w oceanach lub porzuconych na wysypiskach.
Niestety moda nigdy nie będzie w pełni ekologiczna. Najważniejsze jest świadome podejście konsumenta – zrezygnowanie z impulsywnych zakupów w sieciówkach, dbanie o posiadaną odzież, aby posłużyła jak najdłużej oraz rozważenie zakupu ubrań z drugiej ręki lub bezpośrednio od świadomych projektantów.
Kacper Pietrzak