Druga kolejka PGE Ekstraligi przyniosła wiele mijanek i wspaniałych wyścigów. Spotkania były bardzo wyrównane i już na początku sezonu można stwierdzić, że żadna z drużyn nie jest głównym faworytem do mistrzostwa i każda będzie łasa na play-offy.
MARWIS.PL FALUBAZ ZIELONA GÓRA – ZOOLESZCZ DPV LOGISTIC GKM GRUDZIĄDZ
Po pierwszym meczu Falubazu z Toruniem widać było, że zielonogórska drużyna nie będzie mieć w tym sezonie łatwo. Spotkanie u siebie miało odwrócić szale i przywrócić zespół na właściwe tory. Na początku wydawało się jednak, że będzie odwrotnie. Grudziądzanie dobrze zaczęli i prowadzili dwoma punktami. Myszki jednakże szybko potrafiły odrobić cenne „oczka” i po drugiej serii nie było już wątpliwości, kto rządzi na torze. Ostatecznie mecz wygrali gospodarze rezultatem 51:39.
Rajderem meczu został Max Fricke, który zgromadził dziewięć punktów. Według mnie największym zaangażowaniem wyróżnił się jednak Piotr Protasewicz, który po profesorsku pokazał, kto jest królem W69. Formacja seniorska za swój występ zasługuje na mocną czwórkę z plusem. Swoją rolę spełniła również druga linia. Tam błyszczał Damian Pawliczak z ogólnym dorobkiem siedmiu „oczek”. Na ocenę dobrą pojechała również formacja juniorska – Fabian Ragus zrealizował swoje zadanie, a Jakub Osyczka, mimo tylko jednego punktu, zaprezentował się dobrze.
Odwrotna sytuacja wydarzyła się w drużynie gości. Jedynym wyróżniającym się punktem był Nicki Pedersen, którego trener wykorzystał tyle razy, na ile pozwalał mu regulamin. Duńczyk pojawił się na torze sześciokrotnie, tak jak Przemysław Pawlicki. Ten drugi nie wygrał jednak żadnego biegu. Formacja seniorska nie zasługuje na lepszą notę niż dwa. Przed nią jeszcze dużo pracy. Juniorzy pojechali trochę lepiej. Biorąc pod uwagę fakt, że był to mecz wyjazdowy, to zapracowali oni na ocenę dostateczną.
BETARD SPARTA WROCŁAW – eWINNER APATOR TORUŃ
Do Wrocławia przyjechał beniaminek tegorocznej PGE Ekstraligi, który według wielu ekspertów skazywany był na pożarcie. Nadzieją dla Apatora Toruń mógł okazać się fakt, że piątkowy mecz był pierwszą okazją Sparty na pokazanie swojego potencjału. Od początku spotkania widać było, że Anioły stoją przed bardzo trudnym zadaniem. Rywalizacja z jednym z faworytów do mistrzostwa Polski okazała się jednak zaskakująco wyrównana. Mimo że na Stadionie Olimpijskim gospodarze prowadzili już od pierwszej serii, ich przewaga nie osiągała dużych rozmiarów. Powiększyła się dopiero w końcowej fazie meczu. Wynik 51:39 nie odzwierciedla dobrej postawy Aniołów. Już teraz widać, że beniaminek w tym roku będzie dla wszystkich niewygodnym przeciwnikiem, i to nie tylko na Motoarenie.
Za najlepszego zawodnika meczu uznać można kogoś z trójki liderów Sparty – Maciej Janowski, Artiom Łaguta i Tai Woffinden. Oczy wszystkich skierowane były przede wszystkim na debiutującego w barwach Sparty Rosjanina, u którego widać było jeszcze pewne rezerwy. Formacja seniorska drużyny z Wrocławia zasługuje na mocną piątkę. W kratkę pojechał Daniel Bewley. Brytyjczyk potrafił wygrać dwa wyścigi, po czym w dwóch kolejnych mijał linię mety jako ostatni. Lepszą formę powinien prezentować Gleb Czugunow. Rosjanin z polskim paszportem miał duże problemy sprzętowe i zakończył spotkanie tylko z trzema „oczkami”. Z dobrej strony pokazała się formacja juniorska, za co otrzymuje ocenę dobrą. Michał Curzytek i Przemysław Liszka wygrali bieg z juniorami Apatora 5:1, a w całym meczu łącznie zdobyli od nich o sześć punktów więcej.
W początkowej fazie zawodów z gospodarzami próbowali walczyć Robert Lambert i Chris Holder, któremu w dopasowaniu ustawień pomogły zeszłoroczne występy w Sparcie jako „gość”. Swoje cenne punkty dorzucił Paweł Przedpełski, a także młodszy z braci Holderów – Jack, który uaktywnił się w drugiej części rywalizacji. Za ten występ, patrząc na to, że był to mecz wyjazdowy, seniorzy Aniołów zasługują na mocną czwórkę. Rozczarowała zdecydowanie formacja juniorska, która zdobyła tylko jedno „oczko”. I o ile do postawy debiutującego w tym sezonie Krzysztofa Lewandowskiego kibice nie powinni mieć większych pretensji, to już do jazdy sprowadzonego z Gdańska Karola Żupińskiego jak najbardziej. W tym przypadku nie pozostaje nic innego, jak postawić młodzieżowcom ocenę dopuszczającą.
MOJE BERMUDY STAL GORZÓW – MOTOR LUBLIN
Żółto-Niebiescy byli zdecydowanymi faworytami meczu z Motorem Lublin, a opiniom ekspertów nie można było się dziwić. Dla Koziołków niedzielne spotkanie było inaugurującym sezon, poza tym po raz pierwszy po przechorowaniu koronawirusa w składzie znaleźli się Jarosław Hampel i Grigorij Łaguta. Na „Jancarzu” w pierwszej części zawodów kibice mogli jednak obejrzeć wyrównane zawody. Niestety w ich trakcie doszło do kilku upadków. Na szczęście nie zakończyły się one kontuzjami zawodników, którzy do ostatniego biegu pokazywali ogromną wolę walki. W drugiej części meczu Stal, która miała mniej dziur w składzie, przeważała. Spotkanie zakończyło się wynikiem 52:38, jednak nie odzwierciedla on dobrej postawy gości z Lublina.
Najlepszym zawodnikiem spotkania, co nie powinno dziwić, był Bartosz Zmarzlik. Mistrz świata na swoim torze nie miał sobie równych. Niespodzianką od początku sezonu jest jednak styl, w jakim wygrywa on ze swoimi przeciwnikami. Przewaga żużlowca nad kolejnymi zawodnikami okazuje się na tyle duża, że bardzo często nie mieści się on w ujęciu kamery. Świetne spotkanie zaliczył Martin Vaculík, który zdobył płatny komplet punktów. Słowak zachwycał startami, a nawet jeśli je przegrywał, potrafił w imponujący sposób wyprzedzać na trasie rywali. Po raz kolejny dobrze pojechała druga linia Stali. Cenne „oczka” dołożyli Anders Thomsen i Szymon Woźniak. Formacja seniorska gorzowian zasługuje na mocną piątkę, a jedynym rozczarowaniem jest postawa Rafała Karczmarza, który zdobył tylko jeden punkt. Tym razem słabszy dorobek punktowy mieli juniorzy Stali. Wiktor Jasiński i Kamil Nowacki wywalczyli razem cztery „oczka”. Należy jednak pamiętać, że jechali naprzeciwko jednych z najlepszych młodzieżowców w lidze. Za swój występ należy im się ocena dostateczna.
W ekipie Motoru najjaśniejszym punktem okazał się junior – Mateusz Cierniak. Poza tym, że wygrał bieg młodzieżowy, widać u niego było ogromną pewność siebie, dzięki której w swoim debiucie w PGE Ekstralidze zdobył sześć punktów. Ocenę formacji juniorskiej (dostateczną) obniża jednak zawstydzająca postawa Wiktora Lamparta, który po raz pierwszy w karierze we wszystkich swoich biegach dojeżdżał do mety jako ostatni. Wśród seniorów zauważalny był brak Dominika Kubery, którego nieudolnie próbował zastąpić Mark Karion. Rosjanin tylko raz wyjechał na tor i zaliczył upadek po własnym błędzie na pierwszym łuku. Na dobrym poziomie pojechali Polacy – Jarosław Hampel i Krzysztof Buczkowski. Najlepiej punktującym zawodnikiem drużyny z Lublina był Mikkel Michelsen. Duńczyk pomimo dwóch upadków potrafił jako jeden z nielicznych wygrać bieg, a finalnie zdobyć 10 „oczek”. Zawiódł lider Motoru, Grigorij Łaguta, który dwukrotnie nie dojechał do linii mety ze względu na defekty silnika. Cała formacja seniorska, patrząc na to, że był to mecz wyjazdowy, zasługuje na ocenę dobrą.
ELTROX WŁÓKNIARZ CZĘSTOCHOWA – FOGO UNIA LESZNO
Mecz, którym Unia Leszno rozpoczęła sezon, nie należał do najlepszych. Byki po raz pierwszy od czterech lat zostały pokonane na własnym torze. Spotkanie w Częstochowie miało pokazać, że pomimo straty Smektały i Kubery drużyna wciąż jest tą samą Unią. Po pierwszej serii było jasne, że nie będzie jednak tak łatwo, gdyż częstochowianie wygrywali ośmioma punktami. Mecz przybrał jednak nieoczekiwany obrót. Już w dziewiątym biegu leszczynianie doprowadzili do remisu, a później ich przewaga rosła. Ostatecznie goście wygrali 49:41.
Wśród częstochowian najbardziej wyróżnił się Leon Madsen, zdobywając 14 „oczek” w sześciu biegach. Reszta formacji seniorskiej wyglądała jednak bardzo mizernie. Po pierwszej serii wydawało się, jakby wszyscy stracili moc. Najlepiej świadczy o tym fakt, że w 14. wyścigu musiał pojechać Kacper Woryna, który dorobił się jedynie pięciu, mocno wymęczonych, punktów. Seniorzy na początku zawodów swoją postawą zasłużyliby na ocenę bardzo dobrą, jednak pod koniec na nic lepszego niż na dwa z dużym minusem. Zdecydowanie lepiej pojechała formacja juniorska, która łącznie zdobyła 11 „oczek”, tym samym zapracowała na cztery z plusem.
Najmocniejszym punktem leszczyńskiej Unii był Janusz Kołodziej (13 punktów), który według mnie zasługuje na miano najlepszego zawodnika meczu. Mimo małych potknięć na początku cała formacja seniorska dała radę i pojechała na pięć z minusem. Juniorzy z kolei nie byli już w tak dobrej formie i mimo chęci zdobyli jedno „oczko”, a konkretnie dokonał tego Krzysztof Sadurski. Wygląda na to, że drużyna z Leszna będzie musiała jeszcze popracować nad młodszymi zawodnikami, bo w obecnym stanie zapracowali oni na nie więcej niż jedynkę.
Emilia RATAJCZAK, Marta KOTECKA