Po pogodowych perturbacjach i przesunięciu kolejki o tydzień żużlowi fani w końcu mogli emocjonować się 3. rundą Drużynowych Mistrzostw Polski. W Lesznie i Częstochowie można było obejrzeć wyjątkowo wyrównane mecze, natomiast w Grudziądzu oraz Lublinie rozmiary zwycięstw zaskoczyły nawet ekspertów. Sobotnie i niedzielne spotkania obfitowały w dużą liczbę mijanek i często niespodziewanych rozstrzygnięć.
FOGO UNIA LESZNO – eWINNER APATOR TORUŃ
Pierwszy mecz 3. kolejki PGE Ekstraligi zapowiadał się jak starcie Dawida z Goliatem. Mistrz z Leszna liczył na pierwsze domowe zwycięstwo, natomiast Anioły chciały udowodnić, że pochwały związane z ich dotychczasową dyspozycją nie były przesadzone. Od początku spotkania, za sprawą dobrej postawy juniorów torunian, wynik oscylował w okolicach remisu. Apator jechał na tyle skutecznie, że po piątym biegu wyszedł nawet na prowadzenie. Nie trwało to jednak długo, bo w drugiej części zawodów przebudzili się liderzy Byków. Po bardzo emocjonującym i bogatym w mijanki spotkaniu górą okazali się obrońcy tytułu. Unia Leszno wygrała 47:43, jednak styl zwycięstwa pozostawiał dużo do życzenia. Z drugiej strony Anioły pokazały, że w tym sezonie beniaminek może napsuć krwi nawet faworytom do mistrzowskiego tytułu.
Najlepszym zawodnikiem Byków, dzięki któremu drużyna osiągnęła bezpieczną przewagę, był Emil Sajfutdinow. Rosjanin tylko raz, w ostatnim biegu, znalazł pogromcę w osobie Jacka Holdera. W pozostałych wyścigach pozostawał nieuchwytny i wywalczył 14 punktów. Drugim bohaterem, który zresztą często z Sajfutdinowem zapewniał zwycięstwa biegowe 5:1, był Janusz Kołodziej. Potwierdził on dobrą dyspozycję z poprzedniego spotkania, zdobywając 10 „oczek”. Prawdziwy rollercoaster emocji zapewnili swoim kibicom Piotr Pawlicki i Jaimon Lidsey. Kapitan Unii świetnie zaczął zawody, jednak po upadku w szóstym biegu spuścił z tonu i zakończył mecz z dorobkiem ośmiu punktów. Tyle samo zebrał zresztą Australijczyk, jednak w jego przypadku zadowalająca była druga część spotkania. Rozczarował Jason Doyle. Drugi z Kangurów zaliczył tylko trzy jedynki i nie pojechał w biegach nominowanych. Cała formacja seniorska zasługuje w tym meczu na ocenę bardzo dobrą. Notę dostateczną przyznaję leszczyńskim juniorom. Krzysztof Sadurski i Kacper Pludra uzbierali łącznie cztery „oczka”, tylko o jedno mniej od młodzieżowców Aniołów.
Drużyna Apatora Toruń pozytywnie zaskoczyła na „Smoczyku”, a głównym punktującym Aniołów był w sobotę Jack Holder. Młodszy z braci wygrał swoje trzy ostatnie biegi i finalnie uzbierał 14 „oczek”. Po osiem punktów zdobyło aż trzech zawodników z Torunia: Chris Holder, Robert Lambert i Paweł Przedpełski. Z seniorów rozczarował tylko Adrian Miedziński, który, oprócz wykluczenia za spowodowanie upadku Piotra Pawlickiego, zanotował też dwa zera. Cała formacja, zważywszy na to, że był to mecz wyjazdowy, zasługuje na ocenę dobrą z plusem. Patrząc natomiast na młodzieżowców, początkowo można było mieć wrażenie, że ci toruńscy wydatniej dołożą się do puli punktów swojej drużyny. Po wygranym biegu juniorskim w stosunku 5:1 Krzysztof Lewandowski i Karol Żupiński nie dorzucili jednak ani jednego „oczka”. Jako że byli w tym meczu stawiani wyżej od swoich przeciwników, zasługują za swój występ na ocenę dostateczną z minusem.
ELTROX WŁÓKNIARZ CZĘSTOCHOWA – MARWIS.PL FALUBAZ ZIELONA GÓRA
Włókniarz po pierwszych dwóch kolejkach był jedyną drużyną w Ekstralidze, która została bez punktów. Przed meczem z Falubazem miał zatem nóż na gardle i musiał wygrać spotkanie. Częstochowianie mieli bardzo dobry początek – po dwóch biegach prowadzili już 9:3, a serię zakończyli stosunkiem punktów 11:7. Myszki starały się odrabiać straty i można powiedzieć, że przez większą część zawodów trzymały się blisko. Najbliżej były przed biegami nominowanymi, jednak w tych zielonogórzanie sprawowali się wyjątkowo słabo i ostatecznie przegrali 41:49.
Częstochowskie Lwy w końcu zaliczyły dobre spotkanie. Dyspozycja nie wszystkich zawodników zasługuje jednak na pochwały. Najlepszy występ wśród gospodarzy zanotował Fredrik Lindgren (13 pkt). Dobrze spisali się również Bartosz Smektała i Leon Madsen, choć tego drugiego stać na więcej. Jonasowi Jeppesenowi sprzęt wyjątkowo odmawiał posłuszeństwa, przez co jego postawa była bardzo nierówna. Najgorzej z całej drużyny zaprezentował się Kacper Woryna, któremu udało się wyrwać tylko „oczko”. Formacja seniorska otrzymuje zatem ocenę dobrą z minusem. Juniorzy sprawowali się bardzo dobrze. Ich rola została spełniona w stu procentach. Młodzieżowcy wygrali bieg juniorski 5:1, a później wspomogli starszych kolegów w następnych wyścigach. Ich nota to pięć z małym minusem za przywiezienie dwóch zer w końcowej fazie spotkania.
Żużlowcy Falubazu sprawiają w tym sezonie dobre wrażenie, notują całkiem niezłe wyniki, a ich jazda zespołowa jest nienaganna (oprócz wypadku Mateja Žagara w meczu inauguracyjnym), ale wciąż nie przykłada się to na wyjazdowe zwycięstwa drużyny. Najwięcej punktów wśród gości zdobył Max Fricke – 12. Dobrze zaprezentowali się również Žagar oraz Patryk Dudek. Piotr Protasiewicz (7 pkt) natomiast bardzo męczył się na owalu. Formacja seniorska zasłużyła zatem na trójkę, jednak ze względu na brak „oczek” Damiana Pawliczaka dodaję minus. Juniorzy pokazali się z dwóch odmiennych stron. Fabian Ragus nie zapunktował na torze, za to Jakub Osyczka za każdym razem do mety przywoził jedno „oczko”. Ich nota to więc również trzy z minusem.
ZOOLESZCZ DPV LOGISTIC GKM GRUDZIĄDZ – MOJE BERMUDY STAL GORZÓW
Odkąd GKM Grudziądz wrócił do najwyższej ligi rozgrywkowej, domowe mecze ze Stalą Gorzów zawsze kończyły się tak samo – porażką gości. W tym roku jednak zdeterminowana i żądna zwycięstwa Stal przyjechała do Grudziądza w jednym celu – by odwrócić szalę na ich korzyść. Mecz nie od początku był jednostronny, lecz im dalej w las, tym gorzowianie byli lepsi i coraz bardziej „odjeżdżali” grudziądzanom. Można powiedzieć, że przez większość spotkania Gołąbki trzymały kontakt, jednak pod koniec spotkania Stalowcy mocno odjechali. Biegi nominowane tylko dobiły dogorywających gospodarzy, którzy ostatecznie przegrali w stosunku 38:52.
Przypominając sobie piątkowy mecz grudziądzan, miało się wrażenie, że w niedzielę na torze jeździła inna drużyna. Mimo kontaktu, jaki trzymali z gośćmi, trudno doszukiwać się tutaj jakichś mocnych punktów. Najwięcej „oczek” zgromadził Nicki Pedersen (10), jednak nie zabłysnął swoją postawą. Przez cały mecz próbował szukać prędkości. Całkiem nieźle zaprezentował się Przemysław Pawlicki, choć stać go na więcej. Cieniem samego siebie był Krzysztof Kasprzak. W całym spotkaniu udało mu się zdobyć ledwie punkt. W ogólnym rozrachunku seniorzy nie popisali się, dlatego otrzymują ocenę dopuszczającą. Lepiej pojechała formacja juniorska, Mateusz Bartkowiak i Denis Zieliński przywieźli razem osiem punktów w sześciu startach, z czego tylko jedno zero. Ich nota to dobry z plusem.
Wśród gości królował niepokonany Bartosz Zmarzlik, który zdobył 13 punktów i dwa bonusy. Jego mistrzowska postawa przełożyła się na wynik całego zespołu, dlatego w mojej ocenie jest on MVP meczu. Świetnie zaprezentowali się również Martin Vaculík, Szymon Woźniak, czy Anders Thomsen. Na pochwałę zasługuje też debiutujący w Ekstralidze Marcus Birkemose, który mimo dwóch zer, przywiózł trójkę i jedynkę. Formacja seniorska otrzymuje zatem piątkę. Dużo gorzej natomiast wypadli juniorzy. Kamil Pytlewski nie zapunktował, natomiast Wiktor Jasiński zgromadził na swoim koncie trzy „oczka”. Tylko ze względu na postawę Jasińskiego otrzymują oni dwa z plusem.
MOTOR LUBLIN – BETARD SPARTA WROCŁAW
Mecz w Lublinie był okazją na drugie zwycięstwo Koziołków na domowym torze. Teoretycznie żużlowcy Motoru nie mieli łatwego zadania. Chociaż Sparta Wrocław przegrała ostatni mecz w Grudziądzu, nadal stawiana była w roli jednego z faworytów do mistrzostwa. Ambitne plany zostały jednak trochę przyhamowane – i nie mówię tutaj o wspomnianym niepowodzeniu na terenie GKM-u – a o kontuzji jednego z liderów. Tai Woffinden złamał łopatkę w meczu z Gołąbkami i musi pauzować co najmniej dwa tygodnie. Jego brak widoczny był od samego początku spotkania. Po pierwszej serii Motor osiągnął aż 10-punktową przewagę, a w szeregach wrocławian zawodził tak naprawdę każdy. Lublinianie za to okazali się świetnie spasowani ze swoim torem i sukcesywnie powiększali dorobek punktowy. Pomimo kilku przegranych biegów, ich końcowe zwycięstwo nie było ani przez chwilę zagrożone. Motor Lublin wygrał z ekipą z Wrocławia 52:38 i pokazał, że stadion przy Alejach Zygmuntowskich nie będzie raczej gościnnym miejscem dla pozostałych drużyn PGE Ekstraligi.
Zwycięska drużyna miała tak naprawdę trzech bohaterów. Na MVP spotkania wybrałabym Jarosława Hampela, który, pomimo odczuwania skutków niedawnego upadku, zdobył aż trzy trójki w czterech biegach i finalnie zakończył mecz z 10 punktami. Tyle samo „oczek” dołożył Dominik Kubera, który imponował przede wszystkim atomowymi startami. Najwięcej, bo 12 punktów, przywiózł Mikkel Michelsen. Duńczyk udowodnił, że z każdym kolejnym spotkaniem jego dyspozycja jest coraz lepsza i szczególnie w meczach domowych powinien być mocnym punktem Koziołków. Po raz kolejny poniżej swojego poziomu zaprezentował się Grigorij Łaguta. Rosjanin poza dwoma biegowymi zwycięstwami, zaliczył też zerówkę i dwa wykluczenia za spowodowanie upadków przeciwników, co tak klasowemu zawodnikowi nie powinno się przytrafić. Lekkim rozczarowaniem okazała się też postawa Krzysztofa Buczkowskiego. Trzy punkty w czterech startach nie są żużlowym szczytem marzeń Polaka, należy jednak pamiętać, że stanowi on solidną drugą linię, a od jego wyników lubelscy kibice nie oczekują zbyt wiele. Ze względu na kilka luk przyznałabym formacji seniorskiej ocenę dobrą z plusem. Dużym wsparciem dla starszych kolegów okazali się młodzieżowcy Motoru. Wiktor Lampart i Mateusz Cierniak zdobyli razem 11 punktów, za co otrzymują notę bardzo dobrą z plusem. Wysoka dyspozycja juniorów może okazać się kluczowa w walce Lublina o pierwsze play-offy w historii.
Patrząc na wynik Wrocławia, nie trudno nie zauważyć fatalnej postawy juniorów. Przemysław Liszka i Michał Curzytek przed sezonem uznawani byli za jedną z lepszych par młodzieżowych ligi, jednak niestety nie potwierdzają tego na torze. W Lublinie zdobyli łącznie tylko jeden punkt, który z automatu został im przyznany po biegu juniorskim. Nie pozostaje mi nic innego, jak wystawić im ocenę niedostateczną. W szeregach seniorów pochwalić należy Gleba Czugunowa, zdobywcę 12 punktów. Rosjanin z polskim paszportem miał bardzo szybki sprzęt i często jako jedyny starał się wyprzedzać rywali z Lublina. 11 „oczek” dorzucił Artiom Łaguta, jednak i on nie ustrzegł się błędów i chociażby dwóch zerówek. Trudny wieczór przeżywał Maciej Janowski. Polak męczył się na trasie i, co u niego bardzo rzadkie, nie potrafił wygrać nawet jednego biegu. Dodając do tego walczącego, ale mało skutecznego Daniela Bewleya, widać duże problemy Sparty Wrocław. Formacja seniorska nie zasługuje za ten mecz na ocenę wyższą niż dostateczny z plusem. Jeśli jeden z faworytów do wygrania ligi chce zawiesić na swojej szyi złoty medal, poprawić się musi tak naprawdę cała drużyna. Te zawody pokazały, że już bez jednego lidera siła Wrocławia dramatycznie spada. Kolejne spotkania mogą wyglądać podobnie – należy pamiętać, że kontuzjowany Brytyjczyk wróci do składu dopiero za kilka tygodni.
Emilia RATAJCZAK & Marta KOTECKA